Dzisiaj rano podpity pan w autobusie jechał, w nieświeżym odzieniu i gumiakach oraz z kartonami pod ręką, niepytany zaczął głośny monolog. Rozejrzał się po autobusie, rozpoczął delikatnie od jadących komunikacją miejską o 6 rano etatowych niewolników 8h/d płynnie przechodząc do bieżącej polityki, wysiadałem jak mówił, że on jeździć nie musi, ale chce, że nic nie musi, jest wolny sprzedając dobra na targu, że dom nosi ze sobą wskazując na kartony i stanowi o swoim samozatrudnieniu. Gdyby ktoś go nakręcił byłoby zapewne popularne, może i link do filmiku w odpowiednim temacie się pojawił. Patrzył w nieokreślony punkt w przestrzeni, jak skrępowany uczeń recytujący wierszyk przed całą klasą. Jakoś mi się z tą bieżącą dyskusją o Leszke przypomniało.