Miazga "kup maczetę", oraz Kresq, jak słusznie zauważył Lupi, z dziurami w uszach. Miło wspominam. Podobnie jak żółwia Adriano, sympatyczny jegomość. Miał nawet wcześniej niż ja
Demon's Souls, grałem z nim i Plisskenem w genialnego
Killzone Dwa. Ciekawie było jak udzielał się Zielarz, rozsądny facet. Z mniejszym rozrzewnieniem wspominam brata darka. Jedyna osoba, która dała mi radę w
Tekken.
Zasadniczo grałem z jego bratem (najlepszy gracz po mnie tu), początkowo ostro, Stevensone. Po kilku walkach widziałem na czym stoję, zatem nieco odpuściłem, nagle niewiele, bo niewiele, ale zawsze, przegrałem dwie walki z jego Fengiem. Z miejsca wyczułem, że jest coś nie tak. Później okazało się, że powiedział bratu, że dobrze gram, ten ze mną zagrał (ale ja już walczyłem na pół gwizdka) i stwierdził, że jest lepszy.
Napisałem, mu później byśmy stoczyli jeszcze kilka walk, ale wykpił. Niestosowne zachowanie.
No i jeszcze Dzony. Drugi najlepszy gracz w SF4. Graliśmy niemal co dziennie. Jego progres był niewyobrażalny. Jak z początku tłukłem go niemiłosiernie, to po jakimś czasie czułem wręcz jego oddech na plecach - dość napisać, że ostatnią walkę wygrałem bodaj 44-40, jakoś tak. W SF4 graliśmy godzinami.
Byłe jeszcze Mejs (chyba tak), kolega Jurasa, ktory logował się co dzień tylko po to by dac mi minusa z tytułu akcji "ja ci pokażę uznanie".