No dobrze.
The Last of Us Part I ukończyłem dwukrotnie zdobywając przy tym swoje platynowe trofeum nr 180, zatem kilka słów o grze.
To nie jest tak, że
Part I nie otrzymało żadnych dodatków względem oryginału. Całe to bogactwo opcji znane z
Part II zostało tu przeniesione i mamy do dyspozycji ogrom modyfikatorów rozgrywki. Dodatkowo gra otrzymała sporo bonusów - zmiana dźwięków, różnego typu filtry graficzne (pikselowa grafika, zaświaty, gdzie postaci wyglądają jak zombie i tak dalej), a także sporo skórek postaci, grafiki koncepcyjne i tym podobne.
Ja w trybie multi w wersji na PS3 oraz remasterze na PS4 nie spędziłem nawet 8min. nieszczególnie zatem za nim tęsknię, traktując tę pozycje jako doświadczenie dla pojedynczego gracza, niemniej tu sprawa jest oczywista. Jeżeli coś było w pierwowzorze, to być powinno w odrestaurowanej wersji - jak w rimejku
Demon's Souls - i to niespecjalnie podlega dyskusji.
Przejdźmy do mięsa.
Part I prezentuje się obłędnie. To zdecydowanie jedna z najlepiej wykonanych gier w jakie można zagrać. W ostatnich latach ukończyłem ogrom tytułów na różnych platformach i uwierzcie, to graficzny top. Nie ma opcji, by pomylić ją z remasterem z 2014r.
Różnica kilku klas. Wykonanie postaci nie ma sobie równych. Ostatni raz tak kapitalnie wymodelowanymi postaciami zachwycałem się 3 lata temu przy okazji piątego DMC. Coś niesamowitego. Ich mimika jest fenomenalna. Dusząc, a następnie pozbawiając życia swoich oponentów grający niemal może poczuć się jak jakiś zwyrodnialec pokroju Jeffreya Dahmera tudzież Dennisa Radera, bowiem z podziwem ogląda się te wszystkie niesamowicie szczegółowo oddane egzekucje. Przeciwnicy zajadle walczą, wciekając się na swoją niemoc, a następnie uciekają z nich resztki sił i energii, a przedstawiono to wprost szokująco.
Już na PS3 tła zachwycały swoim bogactwem detali. To nieprawdopodobne, że tak przyłożono się do odwzorowania wielu pomieszczeń, do których tak po prawdzie nie trzeba wchodzić, w których nie znajdziemy też ani surowców, ani znajdźiek. Remaster na PS4 z miejsca stał się jedną z ładniejszych gier w 2014r. W
Part I jest podobnie. Tytuł w tym aspekcie budzi podziw nie tylko oferując ogrom detali, ale także imponuje efektami cząsteczkowymi i grą świateł. Stylistycznie całość też wypada na medal.
Animacja w grze, to istne mistrzostwo świata. Kto grał w TLoU II wie czego może się spodziewać. Przywiązanie do detali jest tak niewiarygodnie, że polecam włączyć spowolnienie czasu w kilku momentach i zobaczyć przykładowo jak reaguje przeciwnik na zadawane przez nas obrażenia.
Do wyboru mamy 4k w 30 k/s, bądź 1440p w 60 k/s. Tradycyjnie sprawdziłem obie opcje i tę pierwszą można włączyć tylko po to, by przekonać się jak nie należy grać. Rzecz jasna obraz jest nieco ostrzejszy, ale niedopuszczane jest poświecenie takiej animacji i komfortu z tego tytułu.
Pozdrawiam osoby, które twierdzą, że nie ma różnicy pomiędzy 30, a 60 klatek.
Part I to nie tylko prześliczna gra, ale też tytuł, który wręcz doskonale brzmi. I tu taka ciekawostka. W oryginalnej wersji językowej podczas jednej z konwersacji pada nazwisko Fischera, które zostało u nas zamienione na Kasparow. Zapewne wiąże się to z tym, że Bobby, to szalenie popularny w USA arcymistrz szachowy, znany między innymi z meczu stulecia (w którym był niezwykle roszczeniowy), ale u nas większą popularnością cieszy się Garry (zapewne jest też bardziej znany szerszej widowni niż sam Magnus Carlsen).
Jeżeli chodzi o samą rozrywkę, to stare, kapitalne TLoU. Jeżeli ktoś nie miał przyjemności ograć - prawdopodobnie będzie zachwycony. Jeśli ktoś już grał, to oceni indywidualnie. Ja pomimo, że przeszedłem tę grę na PS3 i PS4, to i tak bawiłem się wybornie.
Galeria: