Lords of the Fallen ukończone. Całość zajęła 84 godziny. Da się grę przejść w okolicy 40 godzin, ale tak mi się spodobała, że chciałem w niej wykonać jak jak najwięcej aktywności.
Całość niezwykle przypomina pierwsze
Dark Souls. Na "dzień dobry" mamy fantastyczny klimat grimdark fantasy. Areny zmagań są różnorodne i nie brakuje tu przeklętej wioski, posępnego zamczyska, nieprzyjaznych jaskiń, spowitych mgłą bagien, a wszędzie wita nas śmierć i zgroza.
W jednej sali tronowej czułem się jak podczas lektury "Wspomnień Lodu" Eriksona. Wszędzie bowiem spotkać można było oskórowane ciała poległych, a daniem głównym na stole były poodcinane dłonie poprzednich bywalców posiadłości...
Znakomicie wypadają tez wszelakie opisy przedmiotów, postaci, klas, wydarzeń. Rewelacyjnie jest w tym aspekcie i polecam zagłębić się w tym świecie.
LotF z DkS łączy także konstrukcja samych poziomów. Byłem absolutnie zdumiony, jak w okolicy 30. godziny gry gdzie od dobrych ośmiu godzin eksplorowałem nową lokację, otworzyłem bramę, która to okazała się skrótem do miejsca gdzie walczymy z pierwszym bossem.
Takich połączeń jest od sporo i warto z uwagą przeszukiwać dane pomieszczenia, bo skrót może być zastawiony przykładowo regałem z książkami.
Niestety z legendarną grą od FromSoftware LotF łączy jeszcze niechlujny poziom animacji, który miejscami jest karygodny - a grałem kilka tygodni po premierze. To znaczy podczas samej walki, całe szczęście, na setki stoczonych pojedynków u mnie ten problem wystąpił raptem dwukrotnie.
I to jest zaskakujące, że badasz rozległy teren, walczysz z grupą przeciwników, magiczne pociski przeszywają powietrze i gra hula w 60 k/s, a wchodzisz do wąskiego korytarza, w którym urzęduje jeden NPC i animacja leci do poziomu... kilku klatek.
Dosłownie mamy pokaz slajdów w kilku miejscach.
Niemniej, trzeba uczciwie przyznać, iż sama grafika jest bardzo dobra i czasami potrafi zrobić piorunujące wrażenie. W każdym razie, według mnie, jak dany tytuł nie potrafi przy 1440p utrzymać stałych 60 k/s, to twórcy powinni go szlifować tak, by tego dokonać. To kuriozalne, że taki Demon's Solus, gra piękna, oferuje 1440p w stałych 60 klatkach, a kilka lat po jej premierze otrzymujemy Jedi, czy Lordsy, które nie dość, że mają ogromny problem z 60 k/s, to jeszcze rozdzielczość wyraźnie spada poniżej 900p.
Kolejnym niewątpliwym plusem gry jest sama walka. Aż dziw, że dopiero teraz ktoś ogarnął fakt, że kombosy można tak płynnie łączyć ze sobą - robisz zamach jednorącz lekkim atakiem, kontynuujesz oburącz silnym atakiem, po czym raz jeszcze zmieniasz rodzaj ataku i tak dalej.
Podoba mi się także wizja alternatywnego świata - Umbral. Paleta barw zmienia się na chłodniejszą, pojawiają się nowe, niepokojące elementy tła, do rozgrywki dołączają nowi przeciwnicy, a nasza postać otrzymuje więcej PD. Przenosimy się tu wykorzystując dzierżoną latarnie, albo... gdy umrzemy. Haczyk jest taki, że w tym świecie nie możemy zbyt długo przebywać, ponieważ po kilku minutach zjawia się arcy-potężny żniwiarz, a zgon w tej wersji świata przedstawionego równoznaczny jest z klasycznym game over. Rzecz jasna Umbral umożliwia nam kontynuowanie rozgrywki, ponieważ to tu pojawi się drabina/most, które pozwolą nam przejść dalej, a jezioro, które skutecznie blokowało drogę, nagle znika.
Ten drugi świat jest niebywale klimatyczny przy tym i ma wyczuwalna nutę horroru - raczy nas niepokojącymi dźwiękami, obrazami i tak dalej.
Podobał mi się ten element. Coś jak w kultowym
Legacy of Kain: Soul Reaver. W ogólnym rozrachunku bawiłem się bardzo, ale to bardzo dobrze. Tytuł znacznie lepszy od poprzedniczki i to w każdym aspekcie (no, może poza jakością animacji). Nie wahałbym się wystawić jej mocnej 8/10, czy nawet 9/10. Szalenie miłe zaskoczenie, jeśli brać pod uwagę ubiegłoroczne premiery.
Nieco zrzutów: