To byl zlepek 10 klockow, teraz wydaje sie to niczym, ale wtedy to wymagalo prawdziwego skilla.
Kontynuujac historie filmow karate:
1. W zerowce byl pierwszy gosciu ktorego sie balem, skakal wszystkim na szyje, gdy go przewrocilem wstal i przywalil mi kolanem po jajach
.
2. W pierwszej klasie nie pamietam zbyt wielu akcji, pamietam, ze kolega z klasy powiedzial, ze moja dziewczyna, jest jego dziewczyna, popchnalem delikwenta na tyle ostro ze zaliczyl cholendarna glebe, nie obylo sie bez lez, ale nie naskarzyl na mnie.
3. W drugiej klasie pierwszy raz zrobilem uzytek z piesci, drugi kolega przystawial sie do mojej "kobiety"
.
4. W trzeciej klasie podstawowki bylo mnostwo akcji, w iscie hollywodzkim stylu. Najmocniejsze bylo, gdy kolezanka smigala na nowiutkiej hulajnodze po korytarzu (dziewczynka byla 2 razy wieksza ode mnie i wszystkimi rzucala
), gdy robilo ktores tam z rzedu okrazenie rozpedzilem sie i zrobilem wzlizg w jej nogi z boku, tak ze spadla z hulajnogi, glowa przywalila o kierownice i zlamala reke
, mi sie nic nie stalo, a calosc zgonilem na "przykry wypadek". Generalnie w 3 klasie zaczelo sie tworzenie band, chodzilismy z kolegami po szkole i bilismy rowiesnikow, ale najwieksza przyjemnosc sprawialo nam atakowanie starszych, to jak potrafili nas w czasie dostawania wyzywac i straszyc, masakra. Pozniej juz wszystko sie we mnie uspokoilo, chociaz wg. karty zdrowia wciaz bylem swirusem.