Mizaki nikim, bowiem już skończyłem jakiś czas temu z tą grą. Ale jak grałem, to .... każdym. Tak to już jest w mordobiciach, że jeśli chcesz dobrze się sprawować, musisz znać każdą postać. Cóż z tego, iż opanujesz bardzo dobrze danego zawodnika, jeśli ktoś bez problemu na tobie przetestuje 10 hit combo, a jak wiadomo w kilku momentach są one natural combo (czyli, jeśli wejdzie dany atak czysto, to kolejne są gwarantowane - przyp. SW). Paradoksalnie więc , ktoś po 40 sek. gry może zbić kogoś bardzo doświadczonego , ale w obrębie jednej postaci. Oczywiście na dłuższą metę to nie przejdzie, jednak nie raz zdarzały się takie wykwity na turniejach i to z powodzeniem (do pewnego momentu).
Jeśli przykład bardziej zaawansowany wziąć pod lupę, to będą to wszelakiego rodzaju setupy i custom stringi. Też bez znajomości innych postaci nic nie zaradzisz. Stąd ja przez cały T5 (i inne części) miałem najzwyczajniej tak, że raz Law był moim faworytem, raz Roger. Oczywiście należy wybrać swoje dwie postaci, którymi będzie grało się klasę, dwie lepiej niż resztą. Dlaczego dwie? Ponieważ istnieje coś takiego jak postać na postać - Chang na Marduka w T5, Kazama na Kumę w T3, et cetera.
Tu już wiele zależy od przeciwnika. Zresztą są postacie ulubione i te , którymi najlepiej operujemy (nie często zdarza się, że obie składowe się równoważą).
U mnie wygląda to w sposób następujący. Bardzo lubię Hworryego, jako iż od lat ćwiczę TKD, poza tym, podoba mi się design tej postaci i fakt, że daje ogromną satysfakcję w prowadzeniu. Jest i efektowny i znakomicie wyważony. Nie ma przesadzonych pojedynczych zagrań, zbyt mocarnych kombinacji, chorych wymian mid/low, czy nawet jakiegoś ekstra ciosu idącego nisko. To daje tą radość w kompletnym opanowaniu go. Fakt od T5, ma jedne z najmocniejszych juggles, ale należało mu się po chudszych latach.
Lubię również tą płynnośc w prowadzeniu postaci jaką daje wavedash, ten dźwięk wydawany przez EWGF, stąd Kazuya oraz Devil Jin, są tu naturalnymi wyborami. Kapitalnie są prz y tym zaprojektowani.
Z tym, ze Tekken , to Tekken. Różnie z tą pozycją jest. Bodaj wspominałem już jak to było na turnieju w Inqubatorze.
Grałem sparingi z kilkoma osobami w tym z moim znajomym dobrym (przy najmniej ongiś) Asukim, o którym się mówi, że ma jedną z najlepszych, czy nawet najlepszą Asukę w naszym rodzimym kraju. Co by nie rzec, ambitny facet, który na prawdę znakomicie opanował młodą Kazamę. Ja przy Hwoaranu, spędziłem o wiele więcej czasu niż z Fengiem. I co? I gra Hwo (ja) vs Asuka (on), to była wprost znakomite starcie. Każda walka niezwykle wyrównana, po 2-2 w rundach, zbliżone ogólne wygrane. Grało się wybornie, bo i z zacięciem.
Gdy przerzuciłem się na Fury, co by nie pisać, kapiłem strasznie , dzięki czemu nie przegrałem, żadnej walki. Następnie wybrałem, Wei, z którego po dwóch walkach zrezygnowałem (przeciwnik rundy nie był w stanie wybrać).
Do czego zmierzam. Pomimo całej swej niewątpliwej wspaniałości, Tekken był, jest i będzie (to najprawdopodobniej) ograniczoną grą.
Pewnie, MDJ udowodnił, że Hwoarangiem da się turniej wygrać. Podobnie zrobił Leedy używając Kaza, który przeciez topem nie jest. Ale to wyjątki. Dwa największe turnieje wygrał osobnik sterujący Stevensonem (notabene Amerykanin, to tak dla tych, którzy karmieni są papką, że Koreańczycy są mistrzami niepokonanymi, później jap. a amerykanie to co najwyżej hamburgery mogą jeść).
Kolejne miejsca to Feng ( a jakże ). I ogólnie największe współczynniki wygranych walk mają Stevensony, Fengi i Furiaty.
T6 BR to zmieni? Oczywiście, ale tylko dla tego, że zmieniła się tier lista.
Ale oczywiście turnieje to jedno, a granie w gronie kolegów, co najwyżej o punkty , to inna inszość.
I fakt, oby T 6 BR nie miał tak "wybornego" on line jak poprzednik.