Kiedy byłem na pierwszym roku studiów (teraz jestem na piątym) odbywal się dwumecz Real - Barca w ramach Ligi Mistrzów. Madrycka drużyna przyjechała do Barcelony i pokonała Blaugranę 2-0 (była to pierwsza porażka Barcy na własnym boisku w meczu z Realem od bodajże lat 80'tych). Oglądałem ten mecz ze swym kumplem - fanem Realu - u niego na chacie. Pamiętam jak wracałem do domu - byłem zły, w dodatku Barca pogrążyła się w chaosie na następnych kilka sezonów. Tyle jeśli chodzi o prehistorię...
Wczoraj obejrzałem mecz w towarzystwie tego samego znajomego. I tym razem to ja byłem w wyjatkowo dobrym nastroju. Real nie istniał (a tego się nie spodziewałem, bo myślałem, że jedak bardziej się zmobilizują - tak jak wiosną tego roku). Patrząc na Królewskich doprawdy nie widać tych 90 milionów "ojro" wydanych na transfery. Perez wydał wielką kasę na Robinho, kierownictwo Dumy Katalonii zainwestowało w szkolenie od trzynastego roku życia Messiego. Efekt? Ten pierwszy czarował minami sędziego (efekt - żółta kartka). "Mesjasz" wykonał kilka rajdów na najwyższej szybkości, wyjątkowo boleśnie udowadniając obronie przeciwników ile im jeszcze brakuje.
Tyle młode talenty. Jednak prawdziwymi gwiazdami były te świecące na firnamencie katalońskiego nieba. Samuel "koszmar Pereza" Etoo w swym stylu - przyśpieszenie na 2m zostawiające obrońców w tyle i prosty strzał dały prowadzenie 1-0. Po przerwie dwie akcje Ronaldiho (napisanie, że mijał obrońców jak tyczki byłoby obrazą dla tych drugich) oraz dwa strzały (odpowiednio w krótki i długi róg bramki) dały wynik 3-0.
Tak gra Barca, która jest obecnie w bardzo dobrej dyspozycji. Zobaczymy czy zachowa ją do kwietnia i maja, gdy rozstrzygnie się rywalizacja w Lidze Mistrzów. A Real? To taki supermarket, prawda? Bo z drużyny piłkarskiej nie kojarzę...