Problem polega na tym, że właśnie nie jesteśmy tacy jak oni, bo ów “Zachód” swoich tradycji się nie wstydzi. Opętany kompleksem niższości nie musi nikomu udowadniać, że wyrwał się “z prowincjonalizmu, z biedy, z ciemnogrodu”. I kiedy ci sami, którzy dziś kpią z pielgrzymów z Wejherowa pojadą na zagraniczne wczasy do Meksyku czy Portugalii, to tamtejszymi kolorowymi “Maryjkami” i pogodnym podejściem do religii będą się zachwycać.
“Ach jak pięknie, ach jak kolorowo. Nie to, co ten nasz szary, bury ziemniaczany PGR i te smutne stare pieśni w kościele”. Dziwi więc, że rodzime, ciekawe tradycje są tępione jako “kwintesencja wiochy” i “katolski ciemnogród”. Ale nie chodzi tylko o nasze kompleksy wobec Zachodu. Problem mamy też sami ze sobą.
Wielu z nas uważa, że jego pradziadowie nie mieszkali w krytej strzechą chłopskiej chałupie, tylko w szlacheckim dworze zaczytywali się Wolterem. I w gruncie rzeczy wszyscyśmy szlachta z dziada pradziada. Takie sytuacje, jak reakcja internetu na filmik "Pokłon feretronów" pokazują, jak bardzo mylne to przekonanie. I udowadnia, co tak naprawdę jest “kwintesencją wiochy”. W Polsce. W XXI wieku.