grami - ja w ogóle nie oceniam filmów cyferkami, tylko samym opisem. Nie wiem jaką dałbym ocenę In Bruges, ale powiem Ci, że w swoim gatunku film jest świetny i na pewno głosowałbym na niego, gdybym zasiadał w jakims festiwalowym jury. Nie podszedł Ci klimat? Fair for me. Gdybyś tak np. siadł przy "Brocken flowers" Jarmusha, pewnie byś się nakrył nogami i zasnął w połowie filmu, za co nikt nie miałby do Ciebie pretensji, choć film jest genialny. In Bruges jest inny, i w sumie to jest atut tego filmu. Po kolejnych inkarnacjach komedii kryminalnych płodzonych masowo przez macicę Hollywoodu, dostajemy bardzo inteligentny i subtelny film, który nie powoduje może salw smiechu, ale łechce przyjemnie moje zmysły, mieszając nieco czarnego humoru z tragizmem, absurdem i melancholią. Reżyser wyrabia sobie powoli dość oryginalny styl, co w czasach multimedialnych powielaczy jest rzadkością. Dziś po obejrzeniu współczesnego filmu cięzko powiedzieć, kto mógłby być jego reżyserem, bo szkoła reżyserska jest dziś szkołą globalną i szybko tępi odchyły, a mimo to pojawiają się talenty, które nadają swoim dziełom indywidualnego stylu. Skoro już jestem przy temacie specyficznych komedii, to polecam:
Burn After Reading - Wielu domorosłych krytyków zjadło juz ten film na śniadanie, wypluło i jeszcze podeptało. Moim zdaniem niesłusznie. To specyficzna komedia, widac w niej rękę Coenów, tażać się nie bedziecie ze śmiechu, zapewniam, ale u inteligentnego widza usmiech na pewno pojawi się na twarzy, gdy śledzić będzie absurdalne poczynania bohaterów, którzy "sami sobie zgotowali ten los". Będzie to jednak śmiech nieco przez łzy, bo sama wymowa filmu jest nawet cięzsza i bardziej ponura niż poprzedni film braci Coenów "There is no country for old men". Ten film to panegiryk na głupotę, która sama w sobie nakręca tragedię, co swietnie uzmysławiają sceny rozmów szefów CIA, którzy bezradnie próbują pojąć motywy i przyczyny zachowań bohaterów.Mamy tu niemal same modele przywar spółczesnego społeczeństwa: nieudacznika- który traci pracę i szuka przyczyn wszedzie tylko nie u siebie, nałogowego seksoholika - który nie dostrzega szczęścia we własnym domu, szukając spełnienia w ramionach innych kobiet, idiotę totalnego - którego chciwośc i absurdalna wręcz głupota popychają do tragicznego końca, w końcu też i kobietę - która nie potrafi zaakceptowac się taką jaką jest, szukając wyjścia w operacjach plastycznych, a facetów w internetowych serwisach randkowych. Wszyscy oni scigani sa przez demony, które sami sobie wyimagnowali, wpadają w błędne koło absurdu. Wszystko świetnie wyreżyserowane, z mniejszą pompą, bez tak genialnych kreacji jak choćby Bridgesa w "Big Lebowsky", ale jednak stylowo - inaczej - dobrze.