Teraz z innej beczki.
Ostatnio naszło mnie na oglądanie animacji w wyniku czego obejrzałem trzy. Zacznę od najsłabszej (oceny w kategorii animacji, nie filmów w ogóle).
Despicable Me - można sobie podarować. Humor głównie dla rozwydrzonej dzieciarni na zasadzie 'o, popatrz jaki jestem cool'. Końcówka bardzo kojąca i słodka nie ratuje tego filmu. Ogląda się to jakby stojąc obok. 3/6
Legend of the Guardians - można oglądać bez obawy na przesłodzenie. Bywają tutaj zabawne momenty, ale ta historia o sowach spowita jest raczej w mroku. Jest trochę pompatyczności, trochę efekciarstwa (typowe dla Snydera spowolnienia, mnie one pasują) i o dziwo brutalności. Mnie ta baja chwyciła za tchawicę, polecam. 5/6
How to Train Your Dragon - najlepsze spośród tej trójki. Nie bazuje na zbytnim efekciarstwie, ale na interesująco przedstawionym świecie i bohaterach wzbudzającymi prawdziwą sympatię (lub antypatię). Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do tego filmu, głównie przez styl graficzny, ale wraz z mijającymi minutami nie mogłem oderwać wzroku, tak bardzo mną zawładnęła ta historia. Ma w sobie to magiczne 'coś'. 6/6 (a co, nie tylko Pixarowi się należy).