Stalker, A. Tarkowsky - klasyka, blabla - może nawet pewnym nietaktem byłoby odkrywanie się w tak zacnym towarzystwie z własnymi spostrzeżeniami, ale w ramach intelektualnej rekonwalescencji i powrotu do jedynej słusznej introwertycznej norki - przyklepując łopatą usypisko żwiru na życiu za oknem - dwa zdania napiszę.
Przede wszystkim spodziewałem się obrazu bardziej rozbudowanego, bogatszego w detale, bardziej dosłownego w kwestii finalnego rozwiązania. Trochę naiwnie, bo przecież realia nigdy by nie pozwoliły Tarkowskiemu na przedsięwzięcie w skali chociażby sporo starszej
Odysei Kubicka, jednak słysząc wcześniej wyrywkowe opinie o filmie przed oczami stawały mi wibrujące monumenty na księżycu, klaustrofobiczne motywy scenografii i oślepiające łuny w kosmicznych komnatach, z których nikt nie wraca niewzruszony. Jak na przekór, niepozornie i znienacka - to właśnie było mi dane, jednak w formie właśnie nieoczekiwanej, szokującej genialnym zagospodarowaniem środkami przekazu - prostymi jak cep. Zdjęcia w tym filmie to w zasadzie materiał na osobną publikację. Owszem - realizacja może się momentami wydać, jak na współczesne standardy, deko archaiczna, ale nawet wyżej podpisany laiczyna jest w stanie docenić jak szalenie skromnymi środkami niepostrzeżenie filmowcowi udają się płynne przejścia między ujęciami kolejnych scenografii, krzaczory na uroczysku zyskują wymiar metafizyczny, a menelniana ruina zostaje podniesiona do roli gniazda mocy nieczystych. Być może przerysowuję, coś przekręcam - nie wszystko pamiętam idealnie - ale jedno stwierdzić mogę z pewnością: w tym filmie nic nie jest dosłowne.
Może poza końcowym przedstawieniem córki stalkera, które psuje nieco efekt napięcia wywołanego wątpliwościami i niepokojem płynącymi z filmu. Psuje go właśnie swoją odrobinę nachalną jednoznacznością - tym, czego w filmie autor skąpił nam od samego początku i winien być w tym konsekwentny. Z drugiej jednak strony, scena ta uprawdopodabnia w jakiś sposób budzącą już wtedy duże wątpliwości wersję świat według stalkera - stanowi pożądaną przeciwwagę dla biorącego w głowie widza górę rozsądku. Zabieg celowy: więc może to nie wyobraźnia? Może to świat jest ślepy próbując wszystko wyjaśniać nauką, wszystko sprowadzać do chłodnej, prymitywnej kalkulacji - bez brania niczego na wiarę, w służbie najniższym instynktom? Taa - zmieniam zdanie - ma to jednak swoje miejsce i rolę.
Jak wspominałem - nie ja w chęci, ni mi w mocy zagłębiać się w szczegółowe analizy. Liznąłem nieco z wierzchu, a to film do rozgryzienia, ciężkostrawny. Także bardzo bogaty w dialogi. W zasadzie to jest modelowy przedstawiciel filmu gadanego. Trio pisarza, fizyka i uduchowionego przewodnika przez dwie godziny folguje sobie w beztroskim filozofowaniu i wzajemnej psychoanalizie. Przywary wytykanie wszystkim gęsto i bez litości pewnikiem stanowić miały przyczynek do przemyśleń nad moralnością ówczesnego społeczeństwa, czy miałkością wyznawanych przez masy haseł. Onegdaj niewątpliwie na czasie, dzisiaj zadawane w filmie pytania ni na jotę nie straciły na aktualności. Od tamtej pory jednak wszystko to było już nie raz. Pamiętać niewątpliwie należy, mi wypada jednak zaledwie odnotować - cała reszta w dobrej woli i na łasce widza.
IMO - z perspektywy lat to wciąż nielicha rewelacja. Wielu może się nie zgodzić, ale już sam styl realizacji - montaż, zdjęcia, sprytne operowanie megaprostymi środkami (na dobrą sprawę technicznie film można by pewnie było w lwiej części zrealizować prosta kamerą w pierwszym lepszym pegieerze, czy innej nieczynnej elektrowni - żadnego After Effectsa i postprodukcji z laserkami, a toć to poniekąd science fiction!
) zasługują na uwagę. Szedł bym o zakład za żywą gotówkę, że tytuł był po części dużą inspiracją dla magików z Konami - niektóre scenografie,
(motyw szpitala psychiatrycznego, głuche telefony znikąd)
i technika budowania grozy żywo przypominały mi momenty wyjęte z Silent Hill.
Koniec końców wypada polecić. Nawet jak się nie spodoba, to idzie zabłysnąć znajomością tematu przed wrażliwymi pannami w rozciągniętych sweterkach. Zdecydowanie warto. (
9.2/10)