Ktoś tu polecał
I Origins, więc w końcu obejrzałem zachęcony opiniami.
Historia młodego biologa molekularnego poszukującego dowodów na ewolucję oczu, które swą złożonością i skomplikowaniem w argumentacji osób uduchowionych stanowią potwierdzenie na istnienie "wyższego bytu".
Gdybym miał wystawiać ocenę, czego zwykle nie robię to dla mnie takie max 7/10.
Przede wszystkim film formą jest dla mnie niespójny, jakby reżyser/scenarzysta nie do końca wiedział, czym ten obraz ma być.
Początek to kameralne i spokojne prowadzenie akcji z love story w tle, potem melodramat wespół z mistycznym CSI, ostatnie 30 minut to M. Night Shynszyla.
Rozumiem, że to sposób Cahilla na stworzenie nietuzinkowego obrazu, ale nie wyszedł w moim odczuciu obronną ręką.
Film ciekawy, prowokujący do dyskusji, z przesłaniem, stawiający widzowi pytania i zawierający sceny pozwalające na interpretację, ale ma też swoje wady:
Po całym dyskursie prowadzonym w filmie na polu ścierania się wątku nauki i duchowości otrzymujemy w pysk odpowiedź o silnej przewadze jednej ze stron, co stanowi niezłe podsumowanie dla zdruzgotania podwalin przekonań bohatera (szczególnie w odniesieniu do dialogu indyjskiej nauczycielki o słowach Dalajlamy i wcześniejszego tekstu żony o butelce), ale wg mnie nie pasuje do reszty obrazu - czemu nie zostawić widza z własną interpretacją; sceny, które negatywnie rozbrajają - bohater nakładający dziewczynie słuchawki i biegający za nią w metrze to hipsterski level romcomów dla młodzieży, których nie chcę oglądać w filmie starającym się o większe ambicje, słynna scena w windzie - no japierdole, pasuje do tonu opowieści, jak dupa do wiatraka - rozumiem przekaz, ale to nie przewidywalny slasher do kur** nędzy, myślałem, że ktoś sobie jaja robi.
Na plus sceny, które można ciekawie przełożyć w odniesieniu do motywu przewodniego filmu - np. w laboratorium, gdzie Ian zrugany przez Sofi po dyskursie o robaku zyskującym zmysły, sam zostaje na chwilę "oślepiony" przez uduchowioną partnerkę.
Zakończenie sugerowało ponoć powstanie kolejnych części, które miały złożyć się na filmowy tryptyk Cahilla, co przyjąłbym bez większych obiekcji zaciekawiony możliwym rozwinięciem konceptu.
Może zbytnio skupiłem się na wadach w tym krótkim tekście, niemniej to nadal obraz, który warto obejrzeć, bo dotyka ciekawego tematu teorii ewolucji, zderzenia nauki z duchowością, czyniąc to przeważnie w sposób nienachalny, pozostawiając jednak niedosyt.