A mnie po wywiadzie przeczytanym w Neo Uwe zaczął na swój sposób imponować - jego filmy to szajs jakich mało, ale osobowość niewątpliwie ciekawa - nieco ekscentryczny, trochę choleryk, ale woli, charakteru, samozaparcia i pracowitości odmówić mu nie można - więc powstrzymałbym się z ferowaniem takich rzeczy i nazywaniem człowieka miernotą .
Nie oceniam go jako człowieka, ale jako reżysera. Nie napisałem tego, ale jak to mówił p. Kobuszewski: "takie małe niedomówienie".
Nie wiem jaką jest osobą ale myślę, że wybrał złą branżę. Facet się marnuje, idzie łatwą ścieżką pogoni za kasą, którą mają mu zapewnić adaptacje gier. Gracze mają duże wymagania wobec ekranizacji (ja osobiście nie przepadam za ekranizowaniem wszystkiego hurtowo "jak leci" tylko dlatego, że jest popyt), a bierze się za nie ktoś kto ma o grach niezbyt wielkie pojęcie (ba, żeby chociaż jego filmy olśniewały stroną techniczną i klimatem to pół biedy).
Myślałem, że U. Boll nie jest takim złym reżyserem, jak się o nim mówi i pisze, ale po seansie Alone In The Dark i Bloodrayne niestety muszę przyznać rację osobom, które go krytykują.
Dziś jeszcze nareszcie zobaczę drugą część grindhouse- ciekawe jak mi podejdzie, bo takich klimatów to ogólnie nie trawię.
Jeśli nie lubisz tanich horrorów, charakterystycznych dla kina amerykańskiego lat 70tych (zawdzięczające swą popularność przede wszystkim występującym w niezliczonych ilościach w tamtych czasach kinom samochodowym) ich pastisz do Ciebie też pewnie nie trafi. Mnie się podobało, śmiechu co niemiara, taki już styl Rodrigueza.
Scena "rozkładającego się" Tarantino daje radę.