A czego się spodziewać po Tarantino? To jest kino stricte rozrywkowe, nie niesie z sobą żadnej mądrości, morałów, głębokiego ładunku emocjonalnego, nie porusza czułych problemów społecznych. To są i zawsze były mniej lub bardziej chwytliwe dialogi, momentami szokujące sceny, relaksacyjny klimat w kameralnej scenerii, niewyszukane słownictwo, groteskowe postaci i obowiązkowo obficie lejąca się posoka. Dodaj do tego typowe dla Quentina smaczki typu wariacji jego zboczeń odnośnie kobiecej urody, humor sytuacyjny, irracjonalne kwestie bohaterów, dorzuć muzykę Morricone, dopraw zwyczajnie fantastycznym opracowaniem technicznym i masz IDEALNY film rozrywkowy, esencję filmowego profanum, czczą ucztę dla mas. Tarantino wychował się na kinie klasy B i C, cały jego dorobek w nim ma właśnie swoje korzenie i na jego fundamentach się opiera, także bardziej stonowane Jackie Brown. Jeśli oczekujesz pozycji skłaniających do refleksji, kina artystycznego, zmuszającego do rozważań nad dualizmem ludzkiej natury i analizującego dylematy moralne, to wybierz się na Pollacka albo Almodavara. Bękarty wojny w swoim gatunku osiągnęły absolutne mistrzostwo i tworzą klasę samą w sobie, a że nie jest to kino z górnej półki - no to chyba naturalne, nikt przecież tego od nich nie oczekiwał. Dla mnie pozycja na przynajmniej mocną dziewiątkę, apogeum "artystycznej" kariery Tarantino. Tutaj jedzenie popcornu nie jest niczym niestosownym, a wręcz w dobrym tonie.
BTW - ja bym takiego pedała raczej najchętniej wychlastał po mordzie, już nawet nie za samo szczanie w miejscu publicznym, ale za samą głupią gębę i dla świętej zasady. Coraz więcej tego tałatajstwa się ciąga po świecie. Szczerze mówiąc, to już wolę towarzystwo dresiarzy - przynajmniej nie pukają się w odbyty, schludnie się noszą i nie pierdolą wyświechtaną frazesów z irytująco arogancką pewnością siebie. Nie żebym był jakiś nietolerancyjny, bezkrytyczny wobec własnej osoby, czy hołdował bezpodstawnej przemocy - po prostu mnie cipondle wkurwiają.