Na fali niedawno obejrzanej Drogówki (dobre kino, tutaj reżyser ostro pojechał z Polską w krzywym zwierciadle, choć wyobraźnia w niektórych scenach nieźle go poniosła) poszedłem za ciosem i skończyłem przed chwilą Różę.
Chyba nie ma lepszego sposobu na zepsucie sobie humoru w mroźny wieczór. W tym filmie za jaja trzyma wszystko. Czekasz na kolejny wybuch rozpaczy, co kadry potraktowane filtrem brudnej sepii jeszcze mocniej uwydatniają. Nerwowo drapiesz się po udzie, bo w głębi duszy chcesz, aby temu mężnemu, skromnemu człowiekowi, któremu scenarzysta wykroił prawdziwą apoteozę bohaterstwa w końcu się udało. Ale nie, dosadne wizualia i akty przemocy atakują od pierwszego kadru, przerywane jedynie chwilami oddechu w postaci ukazania empatycznych ludzkich odruchów i emocji. Skromne życie, które nigdy nie miało szansę na normalność, przerywane jest dosadną brutalnością, jakby mało było w życiu ukazanych postaci osobistych tragedii. Warto zobaczyć, aby podreperować swoje poczucie bezpieczeństwa i tego, że całe pozorne gówno obecnej rzeczywistości odbija się w lustrze realiów powojennej Polski, ukazując taflę krystalicznie czystego jeziora ze słonecznymi iskierkami odbijającymi się na jego powierzchni. Aktorsko nie można nic zarzucić, Dorocińskiego uwielbia się od pierwszej migawki, to człowiek o twarzy i charyzmie skrojonej do tego fachu. Twórcy stworzyli mu postać nie poddaną jakiejkolwiek wątpliwości widza, zero dwuznaczności. Mężczyzna, którym każdy w głębi chciałby być. Kulesza niemrawo, ale czasami dotrzymuje kroku. Prawdziwą drugoplanową perłą jest Braciak, chciałbym widzieć więcej jego aktorstwa, niekoniecznie polegającego na ukazywaniu postaci ewidentnie po spożyciu, jak często lubi go nakreślać Smarzowski.
Martwi mnie, że Polacy wybitnie umieją zrobić dobre kino bazując na narodowych tragediach i dramatach, gdzie widzowie wpadają w zadumę i płaczą nad losem historycznego wpierdolu, odbierają wizualne wrażenia, jakby twórca filmu prądem w mózgu stymulował ich męczeńską naturę.
Filmu nie polecam do oglądania w dobrym nastroju, z kobietą u boku. Ten film trzeba zobaczyć samemu, aby poczuć samodzielność i samotność Tadeusza w jego boju o normalność i namiastkę rodzinnego życia w skurwiałej rzeczywistości. Kawał bohatera.