Nie znacie się
.
Swoją karierę na stokach narciarskich rozpocząłem mając 7 lat czyli 10 lat temu. Od samego początku byłem najlepszy. Zaczynałem na nartach, po około 5 latach jak już nieco przejadło mi się narciarstwo, przerzuciłem się na snowboard. Początki były fatalne, ale po 3 latach na desce, można powiedzieć, że wymiatałem. Byłem na kilku zawodach, w powietrzu radziłem sobie dość dobrze i nawet mi się podobało. Jednak później się przekonałem, że narty > deska.
Co kto lubi, ale ja po prostu wolę narty.
Czasami lubię sobie pojeździć for fun na krawędziach, tak mocno sie wyginając, że po 3-4 godzinach nie da się chodzić
. Jak mam ochotę, to biorę narty ojca i śmigam czysto technicznie, wykonując skręt co sekundę. Ale nic nie daje takiej przyjemności jak wyjechać na jakiś 5km stok (btw we Włoszech i Francji są the best stoki) i pędzić jak mała lokomotywa, mijając wszystkich po drodze, narty (jak się ma miękkie) falują i trzeba użyć wszystkich mięśni w nogach by je utrzymać, wiatr wieje po ryju tak, że na samym dole jest się czerwonym jak buraczyna.
Nie no, ja zdecydowanie wolę extrim i szybką jazdę, pozostawiając po drodze każdego w tyle
.
No i na desce ciężko wspiąć się gdziekolwiek nie ściągając jej, nie mówiąc już o jeżdżeniu po laskach i innych terenach, gdzie się trzeba miejscami odpychać.
Od czasu do czasu wezmę deskę, ale na dłuższą metę tylko narty
.
Snowboard jest dla - jak to powiedział mój kumpel - panienek i gości nie mających powera w nogach
. Nie wspominając już o zajawkowiczach i pseudoluzakach w czapkach z rogami czy innymi gównami.
No to by było na tyle. I napawa mnie optymizmem, że sezon narciarski się rozpoczyna
.