Dzisiaj obejrzałem pierwszy raz film o płaskiej Ziemi, no i o ile naukowo to jakiś misz masz, kupy to się średnio trzyma, jest trochę absurdów, to szczególną uwagę zwróciłem na fakt, że zwolennicy tej teorii całkiem mocno opierają się na chrześcijańskich wartościach.
Jeden z bardziej znanych głosicieli teorii płaskiej Ziemi Deve Murphy, i ci którzy mu wtórują, mocno grają na wątku człowieka i Ziemi jako najdoskonalszych dzieł rąk Boskich. Konfrontują ten wątek bezpośrednio z naukowymi teoriami o ewolucji i wszechświecie, wg których życie na Ziemi to skrajny przypadek, wielki wybuch, asteroidy z głębin kosmosu, a nie żaden Bóg.
Do tego twierdzenie, że sam wszechświat jest tak przeogromny, że takich planet mogą być jeszcze setki i Ziemia może wcale nie być taka jedyna i wyjątkowa sprawia, że ludzka duchowność jest stłumiona i praktycznie zanika, bo tajemnicy stworzenia szukamy nie w Bogu, a w nauce którą sami tworzymy.
I to chyba w tej całej teorii robi dla mnie najbardziej, i najbardziej daje do myślenia, bo jako jedyne, wydaje się mieć sens. :O