Nie będę chyba zbyt oryginalny, jak powiem, że FF VII. To było latem, nowych gier jak na lekarstwo i wtedy, wertując Secret Service, natknąłem się na recenzję tego "Fajnala". Już wcześniej słyszałem i czytałem o tej grze, lecz nigdy nie mogłem się zdecydować na zainwestowanie w ten tytuł. Recenzja zrobiła jednak na mnie tak wielkie wrażenie, że w końcu nakarmiłem szaraka nową szpilą. Znajomi pukali się w czoło wytykając słabe modele postaci i żałosną jakość muzyki. Mnie jednak "wzięło" i nie odpaliłem żadnej z moich gier dopóki nie ukończyłem tego arcydzieła. Następnymi grami z tego gatunku, w jakie miałem przyjemność (lub nie) grać, to : FF VIII (powinien mieć podtytuł - Masters of Crap), wspaniałe Vagrant Story, świetne, choć niedocenione FF VI, FF X, które, jako pierwsze prawie dorównało siódemce, Breath of Fire Dragon Quarter (mój nieśmiały kontakt z innym RPG niż od Square - cudo nie gra) i żałosne FF X-2. This is my story.