Z giełdą komputerową mam jedno szczególne wspomnienie, pamiętne, bo strzeliłem sobie wtedy w gamingowe kolano. Połowa lat 90-tych, nagrzany na kieszonsolkę pognałem na Wadowicką w Krk z zamiarem zakupu świeżego GB Pocket (sexy as fuck, wygryw designerski po całości), po zobaczeniu wersji "alu" wiedziałem, że ten magiczny kawałek plastiku musi być mój. Niestety nie mieli w żadnej budzie, pod żadną wiatą, więc zagotowany nie potrafiłem się ostudzić i kupiłem GameGeara, bo "mocne, kolorowe, na wypasie, tuner tv, od japońskich weteranów branży". Na stoliku obok leżało PlayStation i pomyślałem: co to za jakieś chińskie gówno jest (sorry Sony, gówniarz byłem i dla mnie ta firma była dobra w magnetowidach/walkmanach na kaseciaki, a nie cyfrowej magii telewizyjnych rozpierdalatorów), nie to co ugruntowana i pełna respektu SEGA, do której miałem zaufanie, nigdy mnie nie zawiodła stacjonarnymi maszynami przerzucającymi z gracją piksele.
Tydzień później pojechałem wymienić kartridże z gierkami u typa, u którego kupiłem konsolę, a ten napierdala w demo Battle Arena Toshinden i jakieś techniczne pokazy na PSX. Żuchwa mi opadła do poziomu pisiorka, a po plecach zimny dreszcz, że ja tu kur** wydałem pieniąchy na jakiś pier**lony pożeracz baterii do odpalania kolorowego Arkanoida... Największy gamingowy zawód zakupowy dekady.