Moj prostolinijny umysl nie moze pojac fenomenu Blair Witch Project. Slyszalem juz bardzo wiele na temat tego 'dziela', jakie to ono jest straszne, nie mozna tego ogladac w nocy samemu, ze kleksa w gacie mozna strzelic, ze to najlepszy horror wszechczasow (pomijajc juz fakt, ze wiekszosc takich filmow to dla mnie beczka smiechu), ze trzyma niby w napieciu...
G*wno prawda. Przynajmniej wg mnie ten zmarnowany odcinek tasmy filmowej to najglupszy film i zarazem najgorszy, jaki mialem okazje ogladac. Pomijajac juz fakt, ze nakrecona w stylistyce black & white (co mialo niby charakteru i klimatu dodawac, sorry, nie podolaliscie), fabula jest cholernie naiwna. Kilkoro dzieciakow napalonych na tania sensacje jada w dluga podroz by zobaczyc tytulowa wiedzme. Podczas ow wojazu porzez 99,9% filmu sie kloca, bija, obrazaja, strzelaja fochy, a gdy akcja wreszcie zaczyna sie rozkrecac, film sie konczy. WTF? Przez te 99% filmu wlasnie nie bylo ani krztyny klimatu, horroru, tylko nuda i ziewanie na potege, a kiedy zaczynalo sie robic ciekawie (jakas minute przed napisami koncowymi), widzimy jak jeden z nastolatkow wchodzi do jakiejs piwnicy i w tym momencie kamera upada. Koniec.
Brawa i oklaski na stojaco dla tworcow, ktorzy potrafili zmarnowac tyle swojego czasu i pieniedzy, by stworzyc poltoragodzinny (czy nawet dluzszy, nie pamietam dokladnie) film, ktory w zalozeniach mial byc horrorem, a tymczasem wyszla im najbardziej niestrawna kupa w historii kina (imho). To juz nawet brazylijskie telenowele sa bardziej pasjonujace i potrafia przyciagnac do ekranu na dluzej.
Wreszcie to z siebie wyrzucilem