nie są. każdy do kina ze szkoły chodził. co innego "pan tadeusz" i "ogniem i mieczem" (lektury), za które trzeba było bulić z kiejdy rodziców, a co innego jawna propaganda, za publiczne pieniądze, jedynej słusznej wersji wydarzeń.
Ze szkoły średniej chodziło się na "Pianistę", którego ktoś mógłby potraktować za żydowską propagandę nakręconą przez pejsowatego pedofila, albo "Wałęsę. Człowieka z nadziei", dla wielu też ckliwa historyjka z jawną propagandą
co do zwolnień. jeżeli seans nie jest obowiązkowy, to dlaczego zwolnienia są obowiązkowe? "dwójmyślenie" w klasycznym wydaniu.
Ok, rozumiem o co Ci chodzi, ale. Dziecka nie ma w szkole (w kinie), cała szkoła w kinie. Gdzie jest dziecko nieusprawiedliwione przez rodzica? Niby powinny być w tym czasie normalnie lekcje dla tych, którzy do kina nie poszli, ale z tego co pamiętam nigdy się to nie zdarzało, a i każdy jednak wolał siedzieć w kinie, niż na lekcji. Nie jest obowiązkiem, ale usprawiedliwić trzeba.
Też myślę, że to "usprawiedliwienie" źle brzmi przez utarte, szkolne znaczenie. Jak znajoma pisała "usprawiedliwienie" za syna, bo nie chciał iść do kina na film w ramach wycieczki szkolnej, to ubierając to w bardziej elokwentne słowa napisała coś w deseń "nie i ch
uj"
no przecież jakby nie szło z publicznych pieniędzy, to bym nie wklejał
U nas się zdarzyło, że gmina dofinansowała wyjście dzieci do szkoły na film "z misją i przekazem", w rezultacie rodzice płacili chyba połowę ceny regularnego biletu grupowego.