U mnie to była kulturka, żadnych żygów (nie licząc jednego, ale to już po wyjściu), zgonów i takich tam . Głównie dlatego, że rodzice gospodarza mieli wrócić rano.
Miałem tylko jeden kryzys, minutę przed północą
Myślałem, że puszcze bełta w akompaniamencie "Wszystkiego najlepszego" i "Szczęśliwego Nowego Roku". Na szczęście świeże powietrze pomogło.