Jeśli powiązanie ograniczyłoby się np. do loga Weyland Corp. na mijanym przez bohaterze banerze, to nie miałbym nic przeciwko.
Zagranie baaardzo ryzykowne, bo skoro scenarzyści nieumiejętnie klecą fabułę Prometeusza, to połączenie kilku "światów" filmowych może się odbić wielką czkawką i przepaleniem zwojów mózgowych przy doszukiwaniu się analogii, chronologii wydarzeń, zazębień. To może być równie dobrze świetna zagrywka, albo druzgocąca klęska. O ile po w/w notatce z filmwebu o zainspirowaniu Weylanda dokonaniami Tyrella nie jestem na nie, wg mnie na tym Ridley powinien poprzestać.
To przecież jest gruby mind-fuck i gwałt na obydwu. I jedno uniwersum dla Blade Runner = Prometeusz = Alien = Predator (no tutaj luźno).
Niepokojąco już widzę tę fabułę, gdzie Łowca Androidów w trakcie polowania na wymykający się z kontroli wytwór, tym razem Weyland Corp. (który zbudował swoją potęgę po przejęciu Tyrell Corp. i śmierci jego głównej postaci), odnajduje podczas śledztwa dane z jego notatek, dotyczące Inżynierów i Obcych, a do tego po L.A. zaczyna biegać Predator.
Jeszcze scenarzyści uraczą nas faktem, że Batty podczas swojego słynnego deszczowego monologu pod koniec Blade Runner'a miał na uwadze swoje podróże po galaktyce i natrafiając podczas nich na ślady Inżynierów i Obcych, postanowił za wszelką cenę zbadać tę tajemnicę (bądź był tak "zaprogramowany" przez Tyrell Corp., które po odkryciu w/w wydarzeń nie cofnie się przed niczym), ale mając świadomość upływającego dla niego nieubłaganie czasu "wyłączenia", za wszelką cenę chciał go sobie i innym potrzebnym mu dla przyszłej misji przedłużyć. Powrócił więc na ziemię, gdzie Deckard wpada na jego trop.
Nie, to się nie może udać.