U mnie gęsia skórka na miejscu chociaż brakowało mi więcej klasycznej muzyki, jak na fake'u. No i jedynce co mi się nie widzi to ten szturmowiec-murzyn, bo nie chciałbym, żeby film w najmniejszym stopniu skupiał się na psychice i przeżyciach pojedynczego szturmowca...
Skoro kanonem są tylko filmy, to na pewno nie jest szturmowiec
bo takim winien być klon Fetta o meksykańskiej urodzie.
A raczej bohater przebrany za takowego.
Plotki mówią, że będzie on do tego gejem, aby szerzyć tolerancję wśród nowych widzów.
Uniwersum Star Wars to mnóstwo kosmicznych gatunków, więc bycie gejem nie powinno być w jakikolwiek sposób kontrowersyjne, skoro inne gatunki zapewne rozmnażają się i parzą w przeróżny sposób.
>tfw tolerancja w Star Warsach od 1977 r.
Mnie bardziej martwi, że znowu kur** Tatooine. Miliony gwiazd, tysiące planet, galaktyczna saga, ale wszystko znowu na pustynnej planecie, na której oprócz miasta-portu pełnego szumowin i żarłacznych skurwoli nic nie ma, a wracają do niej z uporem maniaka stanowiąc najważniejszą planetę w całej opowieści
dzieciństwo Anakina, śmierć matki Anakina, dzieciństwo Luke'a i odkrycie mocy, miejsce odosobnienia Obi Wana, miejsce śmierci opiekunów Luke'a, śmierci Boba Fetta, etc.
Rozumiem, że to pomost między kolejnymi epizodami, symbol od zera do bohatera, wyrwania się z gównianej i biednej planety ku większej przygodzie, ale na prawdę nie można tego inaczej wymyślić, niż powrót do chujowej tunezyjskiej miejscówki?