W czwartek byłem na ceremonii na której piłem Ayahuascę. Najsilniejszy ze znanych człowiekowi psychodelików.
Docierając autobusami na drugi koniec Warszawy złapała mnie burza przez którą miałem mokre calutkie ubranie. Podczas ceremonii chodziłem owinięty w pasie kocem bo jeansy się suszyły. Burza była tak silna że wywaliło prąd w mieszkaniu ludzi u których działo się to wszystko. Cała ceremonia odbywała się przy świetle świec. Łącznie było nas około 15 osób a ja nie znałem nikogo. Gdy czekaliśmy na przybycie szamana myślałem "no kur** ładnie, świetne warunki do najmocniejszego psychodelika".
Szczególnie że wcześniej nie brałem nic mocniejszego niż 3 buchy zielonego (i 2 razy ecstazy ale to zabawka jak browar).
Po około półtorej godziny od mojego przyjazdu pojawił się szaman. Manuel urodził się w stanach, jednak za młodu wyjechał do (bodajże) meksyku by wyleczyć się Ayahuascą z ciężkiej astmy. Udało mu się i wtedy stwierdził że zostanie szamanem Curandeirro (uzdrowiciel). Bardzo ciepły i spokojny, czarnoskóry i niziutki, typ człowieka o spojrzeniu dziecka który przywołuje same pozytywne odczucia.
Zjawili się wszyscy i rozpoczęła się ceremonia. Najpierw modlitwa do 4 stron świata, zwierząt i żywiołów które te strony reprezentują. 6 osób które było po raz pierwszy na tego typu ceremonii zostało zwołane w jedno miejsce. Woda z tytoniem którą mieliśmy oczyścić sobie nos i zatoki. Z głową przechyloną na bok wlewaliśmy do jednej dziurki od nosa płyn, drugą dziurką wypływało. Nieprzyjemne odczucie, tak jak na basenie gdy woda naleci do nosa tylko że przy tym jeszcze mocne pieczenie oczu. Oczyściło mi nos i zatoki.
Całe pomieszczenie wypełniał zapach kadzidła z szałwii. Manuel przygotowywał dla nas towar a ja patrzyłem się na niego i jeszcze przez głowę przebiegały mi ostatnie myśli o dezercji.
Jeszcze chwila wyjaśnienia co może się z nami dziać. Ayahuascę nazywaj Telewizją Amazonii. Jest możliwość że odpali nam się kanał z horrorami, może kanał naukowy czy komediowy po którym będziemy rechotać przez 9 godzin. Możemy zobaczyć też kanał wiedzy z którego korzystają przedstawiciele kościoła
Santo Daime by komunikować się z Jezusem. Istna parada atrakcji.
Podchodziliśmy raz z jednej raz z drugiej strony do szamana by pić Aye. Klękam przed Manuelem. Pyta mnie się czy będę pił pierwszy raz - "ye yeeeee Yes". Pije. Z opowieści spodziewałem się gorszego smaku, Aya jest bardzo gorzka i zarazem kwaśna. Przechyliłem ceramiczny kielich żeby mieć pewność że nie marnuje żadnej kropli świętego płynu. Margo, polska pomocniczka Manuela, dała mi kawałek miękkiej dziwnej substancji która po włożeniu do ust okazała się mleczną czekoladą. Wracam na swoją karimatę w rogu sali.
Czekamy 20 minut w ciszy prosząc Ayahuace aby wypełniła nasze intencje. Słychać tylko deszcz, wiatr i trzaskający ogień z kominka. Moją intencją był spokój ducha, umysłu i emocji. Dodatkowo prosiłem o stan trzeźwości umysłowej i większej kontroli nad własnym życiem. Wszystkie te rzeczy w ramach starej prawdy że chęć życia jest równie silna jak poczucie kontroli nad nim. Po tej chwili ciszy Mauel zaczyna śpiewać rytualne pieśni szamańskie i grać na bębnie. Ludzie śpiewają razem z nim, ja niestety nie znałem tekstu, nawet nie wiedziałem w jakim są języku.
Mija godzina od spożycia. Nie czuje nic. Widzę że jedna pani już zwymiotowała do miski (każdy dostał swoją). Inna kobieta płacze. Jestem trochę zmieszany. Gdy zamykam oczy widzę bardzo niewyraźnie jakieś geometryczne wzorki. To nie to. Manuel pyta się czy ktoś nie czyje lekarstwa. Kilka osób podnosi rękę. Podchodzę po dolewkę. Po kilkunastu minutach zaczynam na prawdę czuć Aye. Niesamowitym było że wizje miałem gdy zamykałem oczy i mogłem wybudzić się z nich do stanu względnej trzeźwości gdy je otwierałem. Miliony geometrycznych wzorów, fraktale w perłowym kolorze. Próbowałem je kontrolować myśląc że jest to coś w rodzaju świadomego snu. Nic z tego, byłem tylko obserwatorem. Do czasu.
Wybudziłem się na chwilę by posłuchać opowieści Manuela o tradycji szamańskiej. Tradycji która ma dziesiątki tysięcy lat i jest tak stara że nikt nie może nawet stwierdzić kiedy powstała. Tradycji która jest przekazywana wyłącznie ustnie (a nawet doustnie
). Łapałem się na tym że głowa delikatnie opadała mi co jakiś czas i pojawiały się znowu wizje. Boska geometria. Położyłem się na boku i otuliłem w kokonie z koca. Zaczęło się na dobre.
Miliony fraktali układających się w mandale. Zbudowane ze światła w perłowym kolorze. Poruszające się. Nagle poczułem coś niesamowitego. Sam stałem się fraktalnymi wzorami. Oddychałem światłem. Byłem częścią większej całości, nieskończoności, w sobie miałem miliony mniejszych fraktali. Poczułem że jestem częścią wszystkiego i wieczności. Moje ciało przestało mieć jakąkolwiek masę, czułem i widziałem osadzenie w mozaice która przekracza granice trzeźwego ludzkiego pojmowania. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem że jestem częścią zbioru zwanego wszechświatem. Widziałem zespolenie ciała, umysłu i duszy. Wiedziałem że wszystko co żyje, każdy materialny i niematerialny przedmiot jest aktywną myślącą częścią tej mozaiki. Można powiedzieć że zrozumiałem istotę fizyki kwantowej.
Wszystko się poruszało i zmieniało. Początkowy niepokój zmienił się w błogostan. Widziałem jak mój umysł się oczyszcza i transformuje. Delikatnie uśmiechnąłem się otwierając oczy i stwierdziłem że czuje się trochę jak embrion w okresie prenatalnym. Zamknąłem oczy i usłyszałem w głowie swój głos jednak w zdaniu którego nie wypowiedziałem ja tylko coś co było poza mną: "I będziesz tak czuł się jeszcze wiele razy". Uwierzyłem w reinkarnację. Niewyobrażalny spokój ducha i radość.
Otworzyłem oczy. Poczułem że moje życie i pojmowanie zmieniło się, wiedziałem że te zmiany będą trwałe i dziękowałem Ayahuasce. Patrzyłem na innych ludzi z ciekawością i ogromnym spokojem. Jedna gościówa płakała, inni leżeli w otuleni w koce i głęboko oddychali, ktoś tańczył nad ołtarzykiem ułożonym ze świec i kwiatów. Obraz był delikatnie rozmyty jednam mogłem wszystko dobrze zobaczyć. Popatrzyłem na Margo, ta kobieta miała jakieś 60 lat a duchem była chyba energiczną dwudziestką. Patrze na jej twarz, ona obraca się do mnie i zaczynam widzieć twarz starej uśmiechniętej Indianki. No ładne rzeczy się tu dzieją.
Uśmiechnąłem się i dalej obserwowałem otoczenie. Manuel śpiewał, kilka osób mu wtórowało. Kładę się na plecach żeby poczuć ten stan.
Poczucie bezgranicznej i bezwarunkowej miłości do świata i wszystkiego co żywe. Oddycham. Widzę swój szkielet, klatkę piersiową która przy każdym oddechu wypełnia się światłem i delikatne promienie przebijają się przez przerwy między żebrami. Robię mocny wdech i nagle widzie jak do moich ust wpadają tysiące małych czarnych pająków, robię mocny wydech żeby wszystkie je stamtąd usunąć. Nie boje się niczego co czuje i widzę. Pełna akceptacja dla wszystkiego co dzieje się w tym świecie, w moim umyśle, w świecie rzeczywistym. Spokój i radość.
Wybudzam się. Manuel z osobna podchodzi do każdego, nakrapia szałwią i macha orlimi piórami przy głowie. Piękny zapach. Machnął i uderzył mnie piórami w serce. Uśmiechnąłem się i w głowie uformowało mi się zdanie: "serce, tak posiadam!".
Patrze na dziewczynę która tłumaczyła na polski to co mówił Manuel. Śliczna o aryjskiej urodzie, dało się odczuć że jest już rozwiniętą adeptką szamanizmu. Widziałem że ma Poooootężnego badtripa. Myślałem czy by jej jakoś nie pomóc ale nie można było przerywać procesu innych. Widziałem że się trzęsie, jęczy stłumionym głosem i co chwile mówi cicho "stop", płacząc prosiła o wodę jednak nie mogliśmy pić podczas podróży. Patrząc na nią pomyślałem sobie "poczuj się lepiej, oddaj mi trochę tego co w sobie kisisz". Położyłem się i zamknąłem oczy by uruchomić wizje.
Zobaczyłem wielki okrąg z suchego, brązowego, ludzkiego mięsa. Były na nim rozciągnięte krzyczące twarze z białymi oczami. Delikatnie mnie to zaszokowało ale chwile potem znowu poczułem spokój i stałem się obserwatorem. Patrzyłem na ten obraz jeszcze przez chwilę i stwierdziłem że nie chce odczuwać tego stanu. Rozpuściłem wizję uśmiechając się, na początku trochę na siłę potem już naturalnie. Znowu czułem że jestem fraktalnym wzorem, oddycham światłem. Być albo nie być zlało się w jedno i jedyne co mi towarzyszyło to spokój i radość.
Poczułem że Aya już ze mnie schodziła. Myślę że intencja życia w trzeźwości umysłu troszkę za mocno mi złagodziła fazę i spójnie mógłbym łyknąć jeszcze dwie dolewki. Manuel pytał się czy ktoś potrzebuje jeszcze trochę lekarstwa. Stwierdziłem że jednak spasuje i postaram się wywoływać wizje ostatkiem tego co jeszcze krążyło w moim mózgu. Nawet się udawało jednak z każdą minutą co raz mniej. Wracałem do trzeźwości, jeśli tą rzeczywistość można w ogóle tak nazwać.
Wszyscy położyliśmy się spać. Gdy obudziłem się znowu czułem ciężar własnego ciała. Śniadanie z owoców. Dziewczyna która miała badtripa zachowywała się normalnie. Opowiadanie tego co przeżyliśmy. Ja jeszcze co chwila dosypiałem.
Mniej więcej tyle. Oczywiście wizji miałem jeszcze wiele więcej. To co najważniejsze spisałem. Teraz czuje się jak nowo narodzony. Mam spokój o który prosiłem. Ogromna ilość rzeczy na pewno działa się w moim umyśle nieświadomym. Co chwila łapie się na zachowaniach które mi się zmieniły, są to raczej same pozytywy. Jedyne co jest nie jest do końca przyjemne to delikatne wyalienowanie od imprezowych dzieciaków facebooka ale to oczywiście że nie jest to powód do płaczu.
Przestałem palić fajki jak głupi (wcześniej niecałe 2 paczki dziennie) i teraz pale rzadko za to z większą przyjemnością, wiem że mogę się kontrolować.
Następne spotkanie z Ayą będę miał w za kilka miesięcy, 3 dni w lesie bez picia i jedzenia, szaman i oczywiście Ayahuasca. Będzie się działo i jestem przygotowany na wizje piękne jak i koszmarne docierające do najczarniejszych zakątków mojego umysłu.
BTW, pojadę biochemią. DMT- główny aktywny środek w Ayahuasce (obok harminy która jest sama tylko antydepresantem ale spowalnia metabolizm DMT) jest naturalnie występującym w mózgu człowieka związkiem. Tworzy się podczas snu w fazie REM czyli marzeń sennych. Naukowcy przyjmują że marzenia senne odpowiadają za strukturyzacje danych w mózgu. DMT wytwarza się też podczas medytacji i modlitw. Największe stężenie zaobserwowano podczas 48 dnia życia płodu oraz podczas naturalnej śmierci.
Tutaj nasuwa się pytanie czy to faktycznie jest narkotyk, czy każda żywa istota na ziemi posiadająca szyszynkę jest ćpunem, po co mamy endogennie związek który z w odpowiednim stężeniu z każdego ateisty zrobi agnostyka i dlaczego Dziobaki mogą być najbardziej uduchowionymi stworzeniami na ziemi.
Święta Ayahuasca. Polecam.