Recenzja

Recenzja Alan Wake

Pięć lat oczekiwań i oto do naszych rąk trafia Alan Wake – najnowsze dziecko studia Remedy Entertainment. Czy było warto? W pewnym sensie na pewno. Przyznam, że i mnie dopadła alanowa gorączka. Czekałem na ten tytuł z niecierpliwością wyobrażając sobie grę, która wciągnie mnie do cna. Nie zawiodłem się, jednak jest to specyficzny tytuł, który nie każdemu może przypaść do gustu.

Mam na imię Alan Wake – jestem pisarzem
Główny protagonista cierpi na brak inwencji twórczej od momentu wydania swojej ostatniej książki dwa lata temu. Jest to jeden z głównych powodów, dla których przybył do Bright Falls. Razem ze swoją żoną Alice pragnie odpocząć od problemów i wyleczyć się z blokady pisarskiej. Wkrótce przekonuje się jednak, że jego twórczość może być dużo bardziej przerażająca niż się wydaje. Książka, której napisania nie pamięta spełnia się ożywiając wydarzenia w niej opisane. Jego żona Alice – jak twierdzi Alan – zostaje porwana i uwięziona, a on sam chcąc ją uratować musi walczyć z opanowanymi przez mrok mieszkańcami miasteczka. Cóż, z czymś mi się to kojarzy. Pierwsze porównanie jakie nasunęło mi się po dłuższej chwili grania to seria Resident Evil. To, co różni Alana od tytułu Capcomu to sposób opowiadania fabuły, który jest na tyle ciekawy i innowacyjny, że nadaje grze własną, specyficzną tożsamość. Osobiście nazwałem to ‘interaktywnym serialem’. Ale o tym później. Wracając jeszcze do naszego pisarza – Alan Wake to postać ciekawa i wyraźna. W czasie gry na bieżąco słuchamy opinii oraz poznajemy myśli głównego bohatera, który często sposobem wypowiedzi nadaje wyrazistego klimatu całej przygodzie. Zresztą biorąc pod uwagę wszystko, co się wokół nas dzieje często są one (myśli, wypowiedzi) najbardziej trzeźwym spojrzeniem na całą sytuację. Można go za to polubić, chociaż mimo, iż bywa szorstki wobec innych to właśnie miłość do swojej żony i nieugięta chęć jej uratowania sprawia, że łatwo się z nim identyfikujemy.

Cauldron Lake to wyjątkowe miejsce
Gdy jest się ściganym przez sługusów mroku priorytety lekko się zmieniają. Maszynę do pisania musi zastąpić rewolwer, a latarka staje się naszym największym sprzymierzeńcem. Mrok czai się w ciemnościach posługując się opętanymi mieszkańcami Bright Falls. Idąc przez ciemny las z poddenerwowaniem obracam się wokół siebie rozjaśniając sobie drogę latarką. Wiem, że oni tam są, czają się w ciemnościach czekając aż obrócę się do nich plecami. Trzeba tutaj pogratulować panom z Remedy świetnego pomysłu na dreszczowiec. Świat Alana Wake wywołuje ciarki wśród odwiedzających. Jest to miejsce, które ma swoje tajemnice, legendy oraz - dla kontrastu - przepiękne krajobrazy. Atmosfera miasteczka szybko się udziela, oddając świetnie klimat, jak również poczucie wszechobecnego niebezpieczeństwa czyhającego w ciemnościach. Szkoda tylko, że to uczucie utrzymuje się jedynie na początku, zwłaszcza podczas pierwszego „odcinka”. Im dalej w las, tym mniej tajemniczości, i coraz ciężej jest zaskoczyć nas powtarzającymi się motywami. Postacie poboczne chodzą i zachowują się jakby mieli miotłę wbitą w kręgosłup, lecz nie umniejsza to Alanowi w byciu dobrą grą, która swoją ciekawą fabułą oraz świetnym systemem walki wciągnie Was na wiele długich godzin.

Książka, której napisania nie pamiętam
W trakcie rozgrywki na naszej drodze znajdziemy porozrzucane strony napisanego przez Alana manuskrytpu, który jest genialnym rozwiązaniem uzupełniającym fabułe. Wszystko, co zostało w nim napisane spełnia się co do słowa. Często możemy dowiedzieć się, co na nas będzie czekać za parę minut, lub co dzieje się w międzyczasie w miasteczku z innymi bohaterami. Daje to przedsmak wydarzeń i nadaje dodatkowego klimatu, gdy czytając „...wtedy usłyszałem dzwięk piły łancuchowej.” mamy świadomość tego, co nas czeka, lecz nigdy nie wiemy kiedy. Można by to nazwać swojego rodzaju spoilerem, lecz sposób narracji skutecznie to ukrywa potęgując uczucie wypełniania się zapisanego wcześniej scenariusza. Często by znaleźć dodatkowe strony musimy zboczyć z trasy w odmęty mrocznego lasu, więc to od gracza zależy czy chce poznać fabułę w pełni, czy przebiec po prostu po sznurku do samego zakończenia. Niestety, gra jest bardzo liniowa i niemal niemożliwym jest zgubić drogę, a poboczne ścieżki często trudno jest przegapić gdyż zazwyczaj są odpowiednio oznaczone. Prócz porozrzucanych stron maszynopisu znajdziemy też stare telewizory oraz radia. O ile z radia dowiemy się jedynie o toczących się w miasteczku wydarzeniach oraz będziemy mogli posłuchać dobrej muzyki, tak programy telewizyjne, tworzone na wzór znanej z dawnych lat serii ‘Twilight Zone’ świetnie wpasowują się w otoczkę tajemniczości.

Tylko światło może ich zranić!
Jak już wspomniałem wcześniej Alan Wake to ‘interaktywny serial’. Pomiędzy przerywnikami filmowymi formą przypominającymi takie seriale jak Lost czy Miasteczko Twin Peaks mamy walki. Tak, pojedynki z mnóstwem opętanych przez mrok mieszkańców Bright Falls. Przeciwnicy spowici chmurą ciemności są odporni na nasze ataki i gdyby nawet wpakować w nich cały magazynek amunicji nie moglibyśmy zrobić im krzywdy. Tutaj właśnie pojawia się motyw przewodni całej gry – światło. Naszym największym sprzymierzeńcem w całej podróży staje się zwykła zasilana bateriami litowymi (marki Energizer) latarka. Tylko przy jej pomocy możemy rozwiać mrok otulający przeciwników skupiając na nich strumień światła. Po odpowiednio długim naświetleniu machający siekierą delikwent traci osłonę ciemności i jest gotów, by posmakować ołowiu z naszego rewolweru. Do dyspozycji gracza oprócz wspomnianego podręcznego pistoletu zostały oddane strzelby, karabiny myśliwskie, flary, granaty świetlne oraz najbardziej destruktywna ze wszystkich, rakietnica – na race oczywiście. Krótko mówiąc nic, co by nie wykraczało poza wyposażenie składzika przeciętnego farmera w stanach. Działania strzelby czy karabinu myśliwskiego można się domyśleć. Granaty rozbłyskowe funkcjonują jak standardowe granaty, świetnie sprawdzając się przeciwko grupkom przeciwników. Flary służyć nam będą do kontroli tłumu skutecznie odpychając otaczających nas wrogów, zaś rakietnica jako najmocniejsza broń w naszym arsenale jest odpowiednikiem bazooki. W ten sposób zastosowana mechanika światła jest nie tylko oryginalnym pomysłem, lecz prowadzi często do wielu nerwowych starć. Otoczeni przez zgraję opętanych musimy wybierać po kolei przeciwników i pojedynczo skupiać na nich osłabiające światło latarki by rozwiać mrok, jednocześnie trzymając na dystans resztę. Często bywa to dosyć trudne, gdyż koledzy z siekierami są bardzo sprytni i często próbują zajść gracza od tyłu. Gdy zostaniemy zaskoczeniu atakiem, naciskając przycisk w odpowiednim momencie możemy ujrzeć w zwolnionym tempie jak nasz pisarz robi unik przed zbliżającym się ostrzem siekiery i wyprowadzić szybki kontratak.

Byłem pewien, że Alan Wake zostanie przereklamowany!
Cóż, dziś – mimo wszystkich moich obaw - mogę powiedzieć, że gra jest naprawdę dobra! Remedy posunęło się krok dalej i poza miksowaniem gatunków gier połączyło samą grę z serialem. Morfi użył doskonałego określenia „serial interaktywny”. Wspomnieć też warto o licznych nawiązaniach do twórczości Stephena Kinga. Co do samej rozgrywki - przeciwnicy przypominają nieco tych z RE4 (zwykli-niezwykli ludzie, siekiery, dziwnie zmieniony głos) – dla mnie plus. A dzięki sprytnemu zabiegowi, jakim jest podążanie bohatera w ślad fabuły książki, Remedy z liniowości zrobiło zaletę. Brawo!

To, co mnie trochę śmieszyło, to reklamy na każdym kroku. Dziś to nie gry są reklamowane, a same reklamują inne produkty (patrz: MGS: Peace Walker). Baterie znanej marki, wyraźne znaczki firmowe na samochodach, zestawy Kitchen Aid w niemal każdej kuchni, telefony z sieci Verizon. Widać, że gra jeszcze przed wydaniem zarobiła sporo pieniędzy. Nie jest to złe, jeśli producent nie przesadzi. W Alanie się udało. (Krulik)
Nie miałem okazji oraz czasu by sprawdzić trudny czy koszmarny poziom trudności, lecz na podstawowym ilość leżącej prawie na każdym kroku broni jest tak duża, że o ile nie będziemy bawić się w Rambo, to często naboje będą się nam wręcz przelewać. Ilość amunicji jaką możemy unieść jest ograniczona, więc nieraz będziecie musieli porzucić za sobą parę magazynków lub wystrzelić trochę naboi w ziemię jeżeli nie lubicie nic za sobą zostawiać. Sam system oświetlania przeciwników wydaje się dosyć prosty, lecz trzeba wziąć pod uwagę energię latarki. Baterie szybko się wyczerpują gdy skupiamy promień na przeciwnikach, a mimo, że energia odnawia się samoczynnie podczas nie używania, często będziemy zmuszeni do ręcznej wymiany baterii w starciach z większą ilością opętanych – a tych (baterii) też jest ograniczona ilość. Zdrowie odnawia się przy każdym wkroczeniu w światło latarni lub po każdej walce, więc rzadko zdarzy się nam być przypartym do muru. Pomimo tego, system ten świetnie się sprawdza i sprawia, że potyczki nigdy nie są nudne. Jeśli miałbym już jednak na coś narzekać to na pewno są to starcia z bossami. Nie potrafiłem zrozumieć po co twórcy usiali dosłownie teren dookoła wszystkich większych bossów zapasami amunicji i baterii, kiedy każdy z nich padał po 15 sekundach od samej latarki. Normalny poziom trudności to spacer po parku, specjalnie stworzony dla niedzielnych graczy. Dla lepiej wprawionych w bojach, chcących dreszczyku emocji polecam zacząć grę przynajmniej na poziomie hard.

The Old Gods of Rock
Oprawa dźwiękowa Alan Wake’a zasługuje na Oskara. Dawno już nie słyszałem tak dobrze dobranych utworów, jak te puszczane w radiu czy szczególnie kawałki odgrywane na zakończenie każdego epizodu. Bardzo mile mnie to zaskoczyło, gdyż utwory są naprawdę różnorodne, od country po rock. Krótko mówiąc każdy na pewno znajdzie coś dla siebie. Takie piosenki jak Poe: „Haunted”, Roy Orbison: „In Dreams”, Poets of the Fall: “War”, czy kawałki Old Gods of Asgard to tylko niektóre z świetnie wpadających w ucho utworów. W tej kwestii spisano się rewelacyjnie.

To nie jezioro – to ocean…
Remedy tworząc Alan Wake’a z góry założyło, że gra będzie epizodyczna. Potwierdza się to podczas samej rozgrywki, gdyż ta podzielona została na sześć epizodów oddzielonych od siebie typowo serialowymi wstawkami kończącymi, oraz odpowiednimi „In previous episode” na początku każdego następnego odcinka. Stąd określenie „interaktywny serial”. Fabuła jest ciekawa i pełna tajemnic, które doczekują się rozwiązania na sam koniec. Niestety po napisach końcowych zostawia nas z jeszcze większą ilością pytań niż na samym początku, co oczywiście jest idealnym podkładem pod całą serię „odcinków” jakie Remedy zaplanowało dla naszego dzielnego pisarza w postaci DLC. Fani, którym taki format opowiadania historii przypadnie do gustu mogą przygotowywać się na cały sezon Alan Wake’a. Mimo to jeżeli zechcecie pozostać tylko przy zakupie pudełkowej wersji, przedstawionych w niej pierwszych 6 epizodów wciągnie Was na około 15 godzin naprawdę dobrej zabawy, a bardzo udana polska lokalizacja ucieszy tych, którzy z Angielskim nie są za pan brat. Alan Wake może nie jest grą wyśmienitą, lecz na pewno jest grą dobrą, wartą uwagi. Do niedawna myślałem, że gdy otulę się kołdrą i zgaszę światło będę bezpieczny. Potem poznałem pewnego pisarza...

Nasza ocena: 8.5/10

Platformy:
Czas czytania: 10 minut, 37 sekund
Komentarze
...
5071 dni temu

recenzja spoko - Morifu w dobrej formie!

odpowiedz
...
#2
~oscyp
5071 dni temu

Gdyby tylko moj xbox nie umarł tydzień temu...

odpowiedz
...
5071 dni temu

f4yN4 r3c3nZy4, m0rFf1 Ff f0rM13. pLu51|< dL4 c13B13 :*:* :P

odpowiedz
...
5071 dni temu

I może jeszcze "sexxxy fotosqi do recqi" ? :P

odpowiedz
...
5071 dni temu

[quote=grz3ster]f4yN4 r3c3nZy4, m0rFf1 Ff f0rM13. pLu51|< dL4 c13B13 :*:* :P[/quote]

aAaJćććć ;*

odpowiedz
...
5071 dni temu

Pożycz ktoś xboxa....

odpowiedz
...
5071 dni temu

dokładnie....chciałbym pograć, ale niestety brak xboxa mi to uniemożliwia...może kiedyć

odpowiedz
...
#8
~ubol
5071 dni temu

[quote=windomearl]Pożycz ktoś xboxa….[/quote]

Wpadnij do mnie, to se pograsz :P

odpowiedz
...
#9
~Capcom
5066 dni temu

Jak na razie koniec odcinka pierwszego, zacząłem drugi i właśnie muszę pomoc Rusty'emu. Powiem tak, atmosfera w grze niesamowita. Jawa, sen, TV, Radio, muzyka, dźwięki, HORROR, las, itd.. Mozna się doczepić paru szczegółów, ale jest to na tyle nieistotne, ze w tym momencie, pomimo ze Alan jest prostszy "w budowie" niż np. ostatnia cześć RE, fabula i klimatem, wg mnie zdecydowanie wygrywa nad produkcja CAPCOM - u z zeszłego roku.

odpowiedz
...
5066 dni temu

- Kiepskie, sztywne animacje postaci pobocznych

- Brak zapadających w pamięć momentów

kto to pisał

CAŁA GRA ZAPADA WPAMIĘCI A PRZEDE WSZYSTKIM MISTRZOWSKIE EFEKTY ŚWIETLNE.

Gra wszech czasów.

moja ocena to 20pkt.

odpowiedz
...
#11
~Chris
5066 dni temu

ros tylko monitora nie zachlap. Mama będzie zła.

odpowiedz
...
5066 dni temu

ros wbijaj na forum. Będzie fajnie. ;)

odpowiedz
...
#13
~Curtis Ross
5059 dni temu

Jak na razie koniec odcinka pierwszego, zacząłem drugi i właśnie muszę pomoc Rusty’emu. Powiem tak, atmosfera w grze niesamowita. Jawa, sen, TV, Radio, muzyka, dźwięki, HORROR, las, itd.. Mozna się doczepić paru szczegółów, ale jest to na tyle nieistotne, ze w tym momencie, pomimo ze Alan jest prostszy “w budowie” niż np. ostatnia cześć RE, fabula i klimatem, wg mnie zdecydowanie wygrywa nad produkcja CAPCOM – u z zeszłego roku.

+1

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: