Jest za to jedna taka dziedzina, która ciągle się rozwija i rozsławia kraj z orzełkiem w godle na cztery strony świata. W tej recenzji nie będę oceniał jakości Fiata 126p, Syrenki, oscypka czy ogórków kiszonych. Skupię się na nowej grze autorstwa warszawskiego studia People Can Fly – Bulletstormie, bo gry od jakiegoś czasu robimy bardzo dobre.
Painkiller sprawił, że ekipa PCF przestała być anonimowa, a Bulletstorm może sprawić, że stanie się znana na całej niebieskiej kuli. Zadanie jest utrudnione, ponieważ BS jest całkowicie nową marką, a gra wychodzi w tym samym czasie co Killzone 3 – jeden z asów pokerzysty, który na papierośnicy wygrawerowany ma napis Sony Playstation. Recenzowana przeze mnie gra jest kolejnym polskim tworem (po Wiedźminie, czy Call of Juarez: Bound in Blood), który stoi na bardzo dobrym, międzynarodowym poziomie. Wspomniany tytuł należy do gatunku strzelanin pierwszoosobowych, w którym premiowane są próby uśmiercania przeciwników w fantazyjny, widowiskowy sposób. System skillshotów jest głównym trzonem gry, na którym oparto całą rozgrywkę. Oczywiście grę możemy przejść również jak każdego innego FPSa korzystając tylko i wyłącznie z oddanego nam od użycia arsenału.
Głównymi bohaterami gry są Grayson Hunt oraz jego przyjaciel Ishi Sato. Są oni byłymi członkami oddziału specjalnego Dead Echo przeznaczonego do zadań specjalnych przez dowódcę – Generała Serrano. Podczas jednej z akcji dowiadują się jednak, że prawdziwym celem ich działań jest likwidacja ludzi „niewygodnych”, pragnących obnażyć korupcję, której dopuścił się wspomniany Generał. Załoga wścieka się, wszczyna bunt i z czasem z legalnej jednostki przemienia się w bandę kosmicznych piratów, za których głowy wyznaczono wysokie nagrody. Podczas jednej z podróży statki Generała i naszej grupki popaprańców podczas walki zderzają się i lądują na planecie Stygia – doprowadzonym do ruiny, niegdyś świetnie prosperującym, kurorcie wypoczynkowym. Z wypadku żywy wychodzi tylko wspomniany duet: Hunt i Sato. Ledwo żywi (ciało Ishi’ego zostało zrekonstruowane z elementów elektronicznych pozostałych po kosmicznej kraksie – stał się pół człowiekiem, pół robotem, czego efektem rozdwojenie jaźni Azjaty – raz jest bezdusznym zabójcą, raz normalnym facetem) ruszają na poszukiwania drogi ucieczki oraz znienawidzonego Serrano.
Gameplay w tej grze jest rzeczą najciekawszą, najbardziej dyskusyjną i w zależności od waszych upodobań najlepszą bądź najgorszą. „Kill with Skill” – hasło reklamowe BS mówi nam już właściwie o nim wszystko. Oprócz broni dostajemy do ręki specjalną smycz. Dzięki niej możemy przyciągać do siebie wrogów, co powoduje zwolnienie czasu obejmujące tylko ich ciała, następnie potraktować ich… z kopa, nakierować ich ciała na kaktusa, wentylator, kable wysokiego napięcia, czy metalowe pręty. Za skillshoty, wśród których każdy ma swoją nazwę i sposób egzekwowania, dostajemy punkty, które wymieniamy na modyfikacje broni i smyczy w spotykanych po drodze zasobnikach. Warto nadmienić, że za nowoodkryty skill dostajemy jednorazowo więcej punktów, potem ich liczba za niego się zmniejsza – gra zachęca nas w ten sposób do tworzenia coraz bardziej wymyślnych akcji. Do dyspozycji oddano nam około ośmiu sztuk broni, z których każda charakteryzuje się czym innym (karabin maszynowy, snajperski, czterolufowy shotgun czy miotacz granatów). W każdej z broni możemy zwiększyć magazynek oraz zainstalować „dopalacz”. Dopalacze są specjalnym trybem dla każdej z broni. Wyposażają ją w ulepszone właściwości. Niestety ilość mocniejszych pocisków jest ograniczona, a cena odpowiednio wyższa w stosunku do normalnej amunicji. Sztuczna inteligencja wrogów kuleje – w prawie 100% przypadków biegną oni prosto na nas (oczywiście z wyjątkiem snajperów) i atakują nożami, czasami jednak strzelają do nas z ukrycia. W zadośćuczynieniu dostajemy kilka rodzajów przeciwników. Mamy więc odpowiednio zwykłych adwersarzy, oblechów (przypominające zombiaki stwory, które są za szybkie, aby złapać je na smycz przed ich zranieniem), mamy grubasów (bardziej odporni ludzie wyposażeni w czterolufowe „lutnie”) oraz półbossów, których musimy osłabić zarówno i bronią, i smyczą, i kopem. Są też wybuchowe stwory, które również potrafią być bardzo niebezpieczne. Od czasu do czasu natrafiamy na spektakularne walki z bossami, które są naprawdę wymagające. Grałem jak zawsze na normalnym poziomie trudności, a mimo to nieraz musiałem powtarzać je wielokrotnie. Kampania pęka w około 7 godzin. Myślę, że w dzisiejszej rzeczywistości jest to dobry czas. Nie jest tak krótka jak Modern Warfare 2 (5-6 godzin), ale też nie tak długa i nudnawa jak Killzone 2.
Oprawa audiowizualna stoi na wysokim poziomie. Testowana przeze mnie wersja na PS3 graficznie zrobiona była naprawdę bardzo dobrze, choć nie jest to najwyższa półka (Uncharted 2, GoW III czy Killzone 3). Nie wiem jak w wersji na konsolę Microsoftu, ale u mnie aliasing był widoczny, chociaż absolutnie nie przeszkadzał w cieszeniu się grą. Tekstury w większości przypadków były ostre jak brzytwa, a otoczenie bogate w szczegóły. Przeciwnicy i bossowie również wyglądali bardzo dobrze. Eksplorowany świat, niestety, praktycznie nie jest wrażliwy na naszą ingerencję (z wyjątkiem rozwalanych na wszystkie możliwe sposoby ludzkich ciał oraz obiektów zaznaczonych na niebiesko, które domagają się wystrzelenia w nie smyczy). Audio jest ok i tylko tyle mogę powiedzieć. Dźwięki strzałów nie zachwycają, a wrogowie wydają z siebie jęki niczym zombie. Muzyka jest w porządku. Nie denerwuje, nie zachwyca. Miejscówki są bardzo przyjemne dla oka. W końcu jest to kurort wakacyjny, więc musi być pięknie.
Gra dostała polonizację kinową, która powiem krótko jest RE-WE-LA-CYJ-NA, humor jest tak fantastyczny, że będziecie śmiać się do swoich telewizorów i to za każdym razem kiedy odpalicie grę! Dialogi są genialne! Myślę, że jest to zasługa tego, iż grę tworzyli Polacy i od początku wiedzieli, co mają nam do przekazania. W grze ten element jest po prostu mistrzowski i nie ma opcji, aby nie uwzględnić tego w ocenie końcowej.
Multiplayer oferuje nam dwa ciekawe tryby. Pierwszy to Echa – stosunkowo krótkie plansze udostępnione do przejścia samemu. Ilość zdobytych punktów za nasze skillshoty plasuje nas w rankingu przyjaciół na odpowiednim miejscu. W opcji tej fajne jest to, że gdy wydaje nam się, że wyżyłowaliśmy już z danego poziomu wszystko, co możliwe, nasz kumpel przebija nas o 2000 punktów. Jak to możliwe? W ten sposób zaczynamy próbować coraz bardziej spektakularnych i różnorodnych akcji. Drugi tryb to Anarchia. Zbieramy się tu w paczkę czterech żołnierzy i, również za punkty, wyrywamy flaki kolejnym hordom popaprańców. Liczy się tu umiejętność pracy w zespole, a dzięki temu, że jest nas czworo można znajdować nowe, grupowe skillshoty. Nie uświadczymy klasycznego deathmatchu, gdyż producenci (całkiem słusznie) uznali, że ciągłe dawanie się złapać na smycz komuś mogłoby być nudne i po prostu z czasem więksi skillerzy zdominowali by grę nie pozwalając pograć nowym graczom.
Bulletstorm jest grą bardzo dobrą, ale na pewno nie dla każdego. Ktoś kto gustuje tylko w pozycjach „dojrzałych” na pewno się tu nie odnajdzie. Gra jest zadziwiająco leciutka, ma swój niepowtarzalny radosny, humorystyczny klimat, a kiedy ogrywałem singla jakaś nieznana siła ciągnęła mnie co jakiś czas do konsoli. Jej główna atrakcja – system skillshotów jest niezwykle satysfakcjonujący, a ich żartobliwe nazwy aż zachęcają do próbowania nowych technik. BS ma też jedną niepodważalną zaletę – jest niezwykle świeży. Wprowadza do gatunku FPS całkowicie nowe rozwiązania, które odrywają nas od klasycznego „idź do przodu i strzelaj jak do kaczek”. Niewątpliwie zgromadzi bardzo liczne grona fanów i przeciwników. Polski twór nie jest jednak pozbawiony wad. Fabuła nie męczy, bo nie jest przedłużana na siłę, ale mam nieodparte wrażenie, że została potraktowana po macoszemu. Chociaż nie jest słaba, to jednak mogłaby być lepsza. Główny bohater według mnie też mógłby być o wiele bardziej charakterystyczny, bo o ile Ishi i Trishka (dołącza z czasem do tego duetu) są postaciami barwnymi, to Grayson moim zdaniem jest zlepką wyglądu Marcusa Phoenixa (Gears of War) z mentalnością Rico Velasqueza (Killzone), czyli najpierw strzelaj, pomyślisz potem. Jest zabawny, aczkolwiek moim zdaniem trochę przekalkowany z dwóch podanych wcześniej postaci.
Przyznam, że dawno nie widziałem tak mocnego wejścia na rynek FPSów z nową marką. Kontynuacja (bo autorzy nie pozostawili wątpliwości, że będzie) powinna być bardzo… bardzo mocna. Póki co jednak mamy jeszcze ciepłą dostawę części pierwszej prosto z tłoczni, więc jeśli chcecie przeżyć tę niepowtarzalną przygodę, należy przytoczyć słowa z kampanii reklamowej:
„Ej złamasie, gra się sama nie zamówi!”
Komentarze
Gameplayem oprawą zresztą też wyciera buciory o epizodycznego cieniasa killzone3 buahahahahaha
według waszych not to bulletstorm powinien mieć 12 oczek jak cieniasa oceniliście na 9+ porażka!
odpowiedzKusi mnie ten tytuł, chociaż wiem, że po tym co zobaczyłem w genialnym Killzone 3 mogę czuć niesmak. Ja potanieje to wtedy pomyślę nad zakupem Bullestorm'a. Na razie jestem jeszcze w szoku, po niesamowitej kampanii w KZ3 i oprawie graficznej, która po prostu miażdży wszystko (nawet gierki z PC).
odpowiedz"Testowana przeze mnie wersja na PS3 graficznie zrobiona była naprawdę bardzo dobrze, choć nie jest to najwyższa półka (Uncharted 2, GoW III czy Killzone 3). Nie wiem jak w wersji na konsolę Microsoftu,"
Jest oczywiście ładniejsza i mniej rwie ekran.
Nic nowego.
Posiadacze X360 mogą sobie podnieść ocenę.
PS.
"- Średnia fabuła"
Ho ho ho. I tak lepsza niż ta mini-gierka co dostała tu 9+...
odpowiedzNiby, że Killzone ma słabą fabułę? Przecież gra od GG ma znacznie lepszą fabułę od przereklamowanego Halo.
http://www.ps3site.pl/historia-uniwersum-killzone-czesc-1/64270/
odpowiedzPatrzcie od razu wiedział o jaką 'hollwoodską papkę' mi biegało ;)
odpowiedzBo wiem na co uczuleni są fanboje X0. :)
odpowiedzwłaśnie ogrywam BULLETA i powiem że gra jest świetna.Grafika bardzo dobra a niektóre miejscówki zapierają dech w piersi.Brawa dla ekipy PKF i oby gra się dobrze sprzedała.
odpowiedzhttp://www.lensoftruth.com/head2head/verdictxbox-360/head2head-bulletstrom-analysis/
Małe porównanie X360 vs PS3.
Extra światło, lepsza wydajność , 2 x szybsze wgrywanie na X360 - nie popisali się Polacy z wersją na PS3.
odpowiedz[quote=~Test]http://www.lensoftruth.com/head2head/verdictxbox-360/head2head-bulletstrom-analysis/
Małe porównanie X360 vs PS3.
Extra światło, lepsza wydajność , 2 x szybsze wgrywanie na X360 – nie popisali się Polacy z wersją na PS3.[/quote]
niop zgadza się nie pierwszy i ostatni raz tak jest.
odpowiedzRóżnica jedynie w oświetleniu. Także jest dobrze. PCF nie dali tak ostro d**y jak inni mało zdolni deweloperzy, którzy nie potrafią programować PS3.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: