Jak brzmi jedna z pierwszych zasad, jaką młodzi ludzie poznają podczas swych pierwszych, dorosłych aktywności? ”Pamiętaj żeby nie mieszać!”. Ta uniwersalna, przepełniona niewątpliwie empirycznie nabytą mądrością reguła, może sprawdzać się podczas konsumpcji napojów wyskokowych, ale w przypadku gier wideo to właśnie mieszanie skutkowało nie raz stworzeniem produkcji naprawdę wyjątkowej.
Wygląda na to, że właśnie tym tropem poszli deweloperzy z Noodle Cat Games, których debiutancka produkcja — Cloudheim, stanowi mieszankę wielu gier, które osobiście uważam za naprawdę udane. Znajdziemy tu elementy prosto z The Legend of Zelda, Immortals: Fenyx Rising czy Moonlighter 2: The Endless Vault. Nawet wielbiciele Genshin Impact natkną się tu na znajome nuty. Pytanie jednak brzmi, czy mieszanka gier udanych również okaże się smacznym kąskiem?
Kolejny Ragnarok, który nikogo nie obchodzi
Historia Cloudheim zabiera nas do świata roztrzaskanego przez Ragnarok. Wcielamy się w śmiałka, którego misją jest posprzątać ten bałagan. Jednakże, ponieważ Ragnarok to katastrofa boskiego formatu, to do przywrócenia porządku również potrzebujemy pomocy istot znacznie od nas potężniejszych. Znajdziemy je na rozsianych w powietrzu wyspach, skrywających zadania i zagadki, których ukończenie pozwoli nam przekonać dane bóstwo do naszej sprawy.
Czy powyższy opis brzmi ciekawie? Raczej nie, bo i sama fabuła najciekawsza nie jest. Sądzę, że z tego faktu zdają sobie sprawę także sami twórcy, bo nieszczególnie chwalą się tym aspektem w materiałach promocyjnych. Zawsze fajnie jest dostać wciągającą historię, ale jej brak nie oznacza automatycznie, że w daną produkcję nie warto zagrać. Cloudheim, zdając sobie sprawę z własnych niedoskonałości, bardzo szybko kieruje naszą uwagę w zupełnie innym kierunku.
Bunkrów nie ma, ale jest bajka!
Zanim jednak do tego kierunku przejdziemy, zatrzymajmy się na moment przy wizualiach, które to skradły moje serce już w momencie pierwszych zapowiedzi gry. Kolorowa, nieco komiksowa grafika Cloudheim w ruchu prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. Świetnie wyglądają zarówno modele postaci, wrogów czy broni, jak i całe, mocno stylizowane lokacje.
Właściwie jedynym elementem oprawy, na który mogę ponarzekać i który mocno odstaje od poziomu tego jak prezentuje się świat, są wszelkiej maści menusy. Tutaj Cloudheim prezentuje poziom zdecydowanie niższy, taki, po którym widać, że mamy do czynienia z Wczesnym Dostępem. Interfejs wymaga jeszcze wielu poprawek, aby nie tylko prezentować się dobrze, ale być też wygodnym w użytkowaniu.
Eksploracja oparta na procentach
Nasza przygoda zaczyna się dosyć standardowo — od wyboru jednej z czterech klas. Każda z nich różni się dostępnymi umiejętnościami oraz wykorzystywaną bronią. Spodziewaliście się, że zaczniecie od stworzenia postaci? Otóż nie tym razem. Cloudheim oferuje nam ograniczoną liczbę predefiniowanych bohaterów do wyboru. Jedni dostępni są od samego początku, a wymagają spełnienia określonych warunków, aby ich odblokować. Podobnie jak skórki, których każda z postaci również kilka posiada. Brak kreatora bardzo mnie rozczarował, zwłaszcza że i tak protagoniści zdają się być bardzo nijacy.
Moje pierwsze wrażenia po przejęciu kontroli nad bohaterem były naprawdę fantastyczne. Dawno nie grałem w tytuł, gdzie samo przemieszczanie się byłoby równie płynne i satysfakcjonujące. Dużą rolę odgrywa w tym zarówno responsywne sterowanie jak i system fizyczny, na jaki zdecydowali się twórcy. Do tego nie ogranicza nas żaden pasek wytrzymałości i możemy skorzystać nie z podwójnego, a aż potrójnego skoku.
Wyspy, na które trafiamy, są wystarczająco obszerne, abyśmy mogli pobawić się modelem poruszania, ale, na szczęście, nie aż tak duże, aby bieganie zamieniło się w przykry, kradnący nasz czas obowiązek. Większość zabawy opiera się na eksploracji bajkowych, podniebnych lokacji. Każda z wysp wypełniona jest wyzwaniami, zadaniami, zagadkami oraz przeciwnikami do pokonania. Najbliżej grze pod tym względem do Genshin Impact, czy Immortals: Fenyx Rising. Aktywności, jakimi obsypana jest mapa, chociaż dają frajdę, to są też bardzo powtarzalne. Bywa, że polegające dosłownie na tym samym łamigłówki, znajdują się zaledwie kilka kroków od siebie. Jeżeli szukacie unikalnej zawartości, to możecie szybko poczuć się mocno rozczarowani.
Natomiast dla tych, którzy odhaczanie kolejnych kropek na mapie lubią, Cloudheim oferuje dużo roboty, której postęp śledzić pozwala widoczne na mapie paski postępu informujące nas o tym, ile jeszcze sekretów czeka na odkrycie w danym miejscu. Zdaję sobie sprawę z tego, że takie excelowe podejście może niektórym odebrać poczucie magii z odkrywania poukrywanych skarbów, ale mnie takie rozwiązanie bardzo odpowiada. Lubię wiedzieć, czy powrót do danego miejsca ma jeszcze sens, czy może skonsumowałem już całą treść, jaka tam na mnie czekała.
Bitewny CHAOS!
Okazji do wyrządzenia innym krzywdy mamy w grze aż nadto, i dobrze, bo oparty na fizyce system walki potrafi dać sporo satysfakcji. Poza standardowym siekaniem wrogów możemy ich przyciągać, kopać czy podrzucać we wszystkie strony korzystając ze zdolności naszej klasy. Fizyka, stanowiąca główną siłę napędową potyczek, bywa jednak bardzo nieprzewidywalna. Raz kopnięty przeciwnik potrafi wylecieć daleko w powietrze, by innym razem ledwie lekko odskoczyć. Czasem wszystko na ekranie zachowuje się jak zrobione z kauczku, by innym razem kompletnie zmienić swoje właściwości z zupełnie nieznanego powodu.
Pomimo niedoróbek, często miałem masę frajdy z podrzucania, podpalania czy rażenia prądem oponentów. Podczas starć na ekranie dzieje się naprawdę dużo, a gdy do zabawy dołączy znajomy (bo bawić możemy się z maksymalnie trzeba innymi osobami), to zmagać musimy się nie tylko z bestiami, ale też z chaosem, jaki dzieje się na naszych oczach. Podobno w grupie zawsze gra się lepiej, ale mnie więcej przyjemności sprawiało bieganie solo i precyzyjne miotanie wybuchającymi beczkami w agresywne mięso armatnie.
Mały sklep na wielkim żółwiu
Największą bolączką trawiącą Cloudheim okazało się być dla mnie zarządzanie bazą, do której wracamy pomiędzy naszymi ekspedycjami. Obecnie jej jedynym plusem jest fakt, że znajduje się na plecach gigantycznego, płynącego ospale po niebie żółwia. Pod względem designu — super, szkoda, że zabrakło równie dobrych pomysłów na to, co będziemy na nim robić.
Czas w bazie spędzamy na stawianiu kolejnych stanowisk rzemieślniczych i handlowych, w których obsłudze pomagają nam Bliny, tutejsza wersja pomocników Mikołaja. Rzemiosło sprawia dosyć pozytywne pierwsze wrażenie, ponieważ dosyć aktywnie w nim uczestniczymy, fizycznie wrzucając zasoby do odpowiedniego kotła. Nie mija jednak wiele czasu gdy okazuje się, że ilości czasu i pracy, jakiej każdorazowo wymaga, nijak się ma do tego co w ten sposób uzyskujemy. Przydałaby się opcja automatyzacji tego procesu, bo w obecnej formie czuję tylko, że niepotrzebnie marnuje czas.
Zdobyty łup możemy sprzedawać za pieniądze, które posłużą nam do nabycia ulepszeń, takich jak większa pula zdrowia, akcesoria czy statystyki. Prowadzony przez nas sklep jest fizycznym stoiskiem, do którego przychodzą NPC-e, aby dokonać zakupu. Za pierwszym razem jest to dosyć ciekawe, ale szybko zamienia się w żmudne zarządzanie zapasami. Bez przerwy musimy biegać i uzupełniać stoły do sprzedaży, ponieważ pustki na pułkach przekładają się na mniejszą liczbę klientów i niższe ceny.
Sporo do poprawy, ale chętnie zostanę na dłużej
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej — niestety nie w przypadku Cloudheim. Produkcja Noodle Cat Games oferuje piękny świat, świetny system poruszania i bardzo satysfakcjonujący, choć wymagający poprawek, system walki opartej na fizyce. Stwierdzenie, że eksploracja wypada bardzo dobrze, może być nieco kontrowersyjne, jeżeli nie jesteście entuzjastami czyszczenia kropek i nabijania procentu ukończenia mapy, ale fani takiego rozwiązania (których, jak pokazują wyniki Genshin Impact, nie brakuje), mogą się doskonale w Cloudheim odnaleźć.
Szkoda, że po powrocie do bazy czeka na nas mozolne przerzucanie surowców, marnujące nasz czas przetwarzanie i szalenie nudne prowadzenie sklepu. Gra ma wielki potencjał i mocno trzymam kciuki za to, że przyszłe aktualizacje wyeliminują z niej niepotrzebne upierdliwości.








Komentarze
Dodaj nowy komentarz: