Recenzowany dzisiaj tytuł pierwotnie trafił na rynek już we wrześniu 2023 roku. Świeży, warszawski zespół Purple Ray Studio zdecydował się wrzucić grę wyłącznie na komputery. Dopiero półtora roku później Boti dotarł również na platformy konsolowe. Tak długa przerwa, jak na tytuł mniejszej skali wydaje się co najmniej zaskakująca. Sugeruje to jednak, że twórcy mieli wystarczająco dużo czasu, aby poprawić znaczące problemy oraz wzbogacić samo doświadczenie o nową zawartość. No więc okazuje się, że jednak nie…
Zanim jednak przejdę do szczegółowego omawiania gry, to chciałbym zwrócić uwagę na podtytuł tej recenzji. Boti faktycznie może sprawiać wrażenie gry inspirowanej hitem od Team Asobi. W obu przypadkach mamy kolorową, trójwymiarową platformówkę w technologicznym świecie zainspirowanym konkretną platformą.
Chociaż uważam, że podobieństwa te nie są zbyt znaczące i absolutnie nie odbierają tytułowi własnej tożsamości, to jednak zauważyłem, że wydawca Untold Tales w swoich mediach społecznościowych zaznacza, że to właśnie ich gra trafiła na rynek jako pierwsza. Oczywiście jest to nieprawda, ponieważ już w 2018 roku wydano Astro Bot: Rescue Mission, które w dużej mierze oferowało podobne doświadczenie. Nawet jeśli jednak nie weźmiemy pod uwagę gogli wirtualnej rzeczywistości, to mamy jeszcze Astro’s Playroom. Podpinanie się pod inny sukces niekoniecznie musi być złym pomysłem, ale starajmy się to robić z klasą.
Pierwsze spotkanie z cyfrowym światem
Boti: Byteland Overclocked to dosyć standardowy reprezentant gatunku trójwymiarowych platformówek. Kampania fabularna podzielona jest na osiem liniowych poziomów wypełnionych sekretami. Nie ma tutaj pełnoprawnych, wymagających myślenia zagadek, więc większość znalezisk kryje się za wyzwaniami na spostrzegawczość i umiejętność skakania między platformami. Dodatkową atrakcję mogą stanowić ślizgawki muzyczne oraz sekwencje kierowania pojazdem, ale to wyłącznie kilkuminutowe przerywniki podczas pokonywania poziomu. To pozycja skierowana raczej do młodszego gracza. Pod tym względem może być to tytuł idealnie dopasowany do rodziców, którzy szukają pierwszych, kooperacyjnych gier dla siebie oraz swoich pociech.
Okazuje się jednak, że niektóre sekrety są ukryte całkiem sprytnie, a ich odnalezienie może przyprawić o ból głowy. Pomóc w tym ma specjalny tryb widzenia, który podświetla wszystkie istotne elementy. Chętni na poszukiwanie znajdziek będą musieli korzystać z niego praktycznie bez przerwy. Trzeba jednak przyznać, że elementy kolekcjonerskie są tym, co skutecznie podtrzymuje uwagę i zachęca do eksploracji. Przeszukiwanie wszystkich kątów praktycznie podwaja czas potrzebny do ukończenia tytułu. Szybkie przejście mapy to wyzwanie na kilkanaście minut, ale zbierając wszystkie sekrety, jeden poziom może zająć nawet i godzinę.
Baza wirusów została zaktualizowana
W swoich ustawieniach ruchu Boti nie posiada zbyt wielu wyjątkowych umiejętności. Tak jak każdy bohater gier platformowych, mały robot również potrafi skakać i dashować. Jego drogę stosunkowo często przecinają różnego rodzaju wirusy i usterki, którymi trzeba zająć się w bardziej brutalny sposób. Jest to raczej przeszkoda na drodze niż faktyczne zagrożenie. System walki jest stosunkowo płytki, a eliminacja wroga to kwestia kilku sekund. Tak naprawdę to ciężko tutaj umrzeć od otrzymanych obrażeń, a raczej jest to skutek niedokładnego skakania i wypadnięcia poza mapę.
W moim przypadku okazało się, że szczególną trudność stanowią umiejętności magnetyczne. Robot może bowiem przyciągać i odpychać określone przedmioty, a na późniejszych etapach również i samego siebie. Platformy te działają nieintuicyjnie, ponieważ system nie zawsze skutecznie wykrywa pozycję Botiego. Postać wielokrotnie zatrzymywała się w trakcie lotu pomiędzy platformami i spadała głęboko w przepaść. Mechanika ta stała się szczególną udręką, w trakcie przechodzenia poziomów bez odradzania.
Chociaż znalazło się kilka problemów, to sama rozgrywka jest całkiem przyjemna. Nie jest to rewolucja w gatunku, a mała, niezależna produkcja, skutecznie czerpiąca inspirację z dobrych źródeł. Jest to ciekawe doświadczenie, które najlepiej poznaje się we współpracy z młodszym odbiorcą. Byteland może wyróżnić się na tle innych pozycji, głównie poprzez opowieść skoncentrowaną na tematyce technologicznej, której w grach nie spotyka się aż tak często.
Podkręcanie wiąże się z ryzykiem
Bohater, czyli wcześniej wspomniany Bot jest nowym mieszkańcem Bajtlandii, a do jego zadań należy transfer danych. Do współpracy otrzymuje on dwa latające infoboty, czyli Zero i Jedynkę. Drużyna szybko przestaje zwracać uwagę na swój główny cel i zauważa znaczące spowolnienie systemu. Chcąc podkręcić osiągi, doprowadzają oni do awarii i mnożących się usterek, a przewodzący drużynie pułkownik Jędrek nagle gdzieś zaginął. Chociaż z czasem możemy liczyć na kilka zwrotów akcji, to oczywiście nie jest to historia wysokich lotów. Raczej prosty motyw, który ma zmusić drużynę do przemierzenia różnych segmentów systemu jak pamięć lub karta graficzna.
O ile sam Boti jest niemową i porozumiewa się głównie za pomocą prostego sygnału dźwiękowego, tak jego kompani są całkowitym przeciwieństwem. Najwięcej do powiedzenia ma wspomniany wyżej duet infobotów. Zero i Jedynka na bieżąco przekomarzają się między sobą, co początkowo wprowadza do gry dodatkową dynamikę. Szybko jednak okazuje się, że twórcy nie nagrali wystarczającej liczby dialogów, a wszystkie teksty zapętlają się już w trakcie jednego poziomu. W opcjach dodano nawet możliwość wyciszenia tych rozmów, więc jeśli ktoś poczuje się zirytowany słuchaniem identycznych tekstów po raz dwudziesty, to ma możliwość tego uniknąć.
Cyfrowy świat
Do gry nie przyciągnął mnie jednak gatunek, a sama oprawa graficzna. Nie sposób odmówić temu tytułowi prawdziwego uroku. Gra od warszawskiego Purple Ray Studio prezentuje się naprawdę świetnie! Bajtlandia jest kolorowa i różnorodna, a każda część systemu ma swój oryginalny charakter. Zaskakująco dobrze wypadają również animacje robocika, jak i wszystkich postaci niezależnych. Są one dopracowane i na tyle szczegółowe, że nie sprawiają wrażenia taniej gry niezależnej. Boti otrzymuje również dostęp do kilkudziesięciu naprawdę ciekawie zaprojektowanych kostiumów. Można powiedzieć, że elementów kosmetycznych jest tu na tyle, że czas gry jest zbyt krótki, aby wystarczająco zapoznać się z każdym z nich.
Nie najgorzej wypada ścieżka dźwiękowa autorstwa Marcina Buchnajzera, czyli świeżego kompozytora na rynku gier. Jego muzykę można usłyszeć m.in. w The Inquisitor. Byteland stawia raczej na technologiczne tony w akompaniamencie elementów retro gamingu. Niestety sam album nie jest tak łatwo dostępny. Nie ma go aktualnie na żadnych serwisach streamingowych, a dostęp można odblokować, wykupując płatny dodatek do gry.
Jeszcze więcej zabawy?
Nie jest to jedyny dodatek, jaki można dokupić, a przynajmniej nie na wersji komputerowej. Okazuje się, że rozszerzenia Click or Treat oraz Bit Racing, w wersji na konsole są częścią edycji standardowej, a elementem Deluxe jest wcześniej wspomniany soundtrack oraz artbook. Gracze na PC muszą za taką przyjemność dopłacić około 20 zł. Nie jest to wiele, ale podział i tak wydaje się co najmniej zaskakujący.
Większość rozszerzeń to nowe elementy kosmetyczne typu skórki dla pojazdów lub kostium dinozaura. Najbardziej wyróżnia się dodatek wydany z okazji Halloween, oferujący dostęp do trzech wyzwań czasowych, w których trzeba zebrać jak największą ilość monet. Przekroczenie konkretnych progów wynagradza gracza walutą, którą można potem wymienić na kolejne skiny. Jeśli komuś mało Botiego, to z tym dodatkiem może dorzucić sobie jeszcze półtorej godziny rozgrywki.
Nie tylko wirusy, ale i glitche!
Nie da się ukryć, że ostatecznie tytuł dostarcza również masę frustracji… Nie jest to jednak spowodowane mechaniką, a stanem, w jakim tytuł został dopuszczony do sprzedaży. Mowa o grze, w której błędy widoczne są na każdym kroku. Wielokrotnie zostałem wyrzucony do menu PlayStation, postać utknęła w ścianie, drzwi zablokowały się, zanim bohater zdążył przejść dalej, a platforma wyrzuciła mnie w przepaść. Niestety mógłbym wymieniać jeszcze długo. Pamiętać należy, że jest to gra z 2023 roku, co oznacza, że deweloperzy mieli naprawdę mnóstwo czasu na załatanie wszystkich problemów. Nie przyłożono się do tego, a grę i tak przeniesiono na kolejne platformy.
Na osobny segment zasługują osoby, które hobbystycznie zajmują się zdobywaniem trofeów. Wstrzymajcie się z zakupem, ponieważ część pucharków nie działa już od czasu swojej pierwotnej premiery i do tej pory nie udało się tych problemów załatać. Na ten moment mówimy o produkcie, który w takim stanie nie powinien zostać wydany do sprzedaży i tylko stałe wsparcie deweloperów może naprawić tę sytuację.
Podsumowanie
Jestem rozczarowany Boti: Byteland Overclocked. Początkowo byłem bardzo zainteresowany i liczyłem na mocny tytuł platformowy. Częściowo nawet to dostałem. Kolorowy, przyciągający styl artystyczny chowa się jednak za ilością frustrujących błędów. Krótki czas rozgrywki nie pozwala wystarczająco nacieszyć się światem, który przecież kryje w sobie całkiem sporo potencjału.
Jeśli jednak kiedyś uda się twórcom doprowadzić tytuł do grywalnego statusu, to może być to całkiem ciekawa alternatywa dla innych reprezentantów gatunku. Szczególnie jeśli macie możliwość podejść do gry wraz z młodszym odbiorcom, na przykład w trybie kooperacji. Gra nie okazała się hitem, ale nadal kibicuję, by studio rozwijało swój pomysł. Boti może jeszcze kiedyś namieszać.
Dziękujemy firmie Purple Ray Studio za udostępnienie gry do recenzji!
Podsumowanie
Boti: Byteland Overclocked to całkiem dobra platformówka, której szkodzi tragiczny stan techniczny. Jeśeli twórcom uda się załatać problemy, to warto sprawdzić..
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: