Recenzja

Recenzja: Clair Obscur: Expedition 33

Clair Obscur Expedition 33 to gra, która pojawiła się znikąd, jak niespodziewany gość na przyjęciu, tylko po to, by skraść całe show.

Choć świat gier pełen jest wysokobudżetowych produkcji z gigantycznymi kampaniami marketingowymi, to właśnie ten europejski jRPG od francuskiego studia wyrwał mnie z marazmu i wciągnął w swój magiczny, melancholijny świat. A uwierzcie mi, od jakiegoś czasu zmagałem się z grową depresją – nic mnie nie cieszyło, wszystko było wtórne, z racji wieku myślałem, że wszystko już widziałem.

Jak to się stało, że gra, którą na pierwszy rzut oka uznałem za generyczną, nagle stała się jedną z najpiękniejszych i najbardziej poruszających historii, jakie miałem okazję przeżyć? Odpowiedź jest prosta – Clair Obscur: Expedition 33 to nie jest zwykła gra. To emocjonalny rollercoaster, po którym trudno się pozbierać.

Rozmiar nie ma znaczenia

Clair Obscur: Expedition 33 to pierwsza gra studia Sandfall Interactive. Twórcy połasili się na niełatwy gatunek jRPG, ale daleko im do jakichkolwiek kompleksów. Wjechali na pełnej w świat zagarnięty przez Personę, Dragon Questy i Final Fantasy. Nie daj się zwieść jej niewielkiemu rozmiarowi – instalacja nie pożera połowy dysku, ale Clair Obscur: Expedition 33 jest jak pudełko pełne niespodzianek – im głębiej się zanurzasz, tym więcej odkrywasz. Zadziwiające jak wiele emocji można zmieścić w tej, skromnej wydawałoby się, produkcji. Oh my sweet summer child – czeka Cię niezła jazda bez trzymanki, bo Ekspedycja nie bierze jeńców!

Klimatyczne europejskie JRPG

Francuski JRPG? Brzmi jak oksymoron, a jednak – Clair Obscur: Expedition 33 to dowód na to, że europejskie studio może stworzyć produkcję, która pod względem klimatu i emocji dorównuje japońskim mistrzom gatunku. Mroczna, tajemnicza estetyka, świat pełen melancholii i niepokojącego piękna – to tutaj norma. Prolog tej gry to po prostu magia. Już na starcie potrafi wzruszyć i zachwycić swoją oprawą.

Zaznaczę na początku, że produkcja nie tłumaczy zbytnio świata przedstawionego, ekspozycja jest skromna i wrzuca nas w historię, która jest już ustabilizowana. Z każdym kolejnym strzępkiem informacji, dowiadujemy się z jak bardzo depresyjnym stanem musimy się zmierzyć. Na szczęście prolog wciąga jak bagno i zgodnie z zasadą – wessać już od pierwszych 30 minut – oczarowuje i powoduje, że chcemy więcej. To jak wejście do muzeum, w którym każda scena jest obrazem, a każda nuta muzyki – poematem. Nie zliczę, ile razy dałem się pochłonąć tej magii, zapominając o reszcie świata.

Muzyka – uczta dla uszu

Muzyka to zresztą serce tej gry. To nie jest po prostu soundtrack – to pełnoprawny bohater, który prowadzi gracza przez emocjonalne wzloty i upadki. Jeśli nie zakochasz się w tej muzyce od pierwszych nut, to nie wiem, co mogłoby cię poruszyć. Główny motyw Clair Obscure jest aranżowany na dziesiątki sposobów, od skromnych smyczków w tle jako delikatny ambient, po pełnoprawną wersję bitewną. Ta cholerna piosenka nie chce opuścić mojej głowy, pomimo że grę skończyłem już parę dni temu. Z drugiej strony, jeśli tylko gdzieś usłyszę soundtrack, czy to na TikToku, czy to w recenzji na YT, nie skipuję :)

Ale o co biega?

W Clair Obscur: Expedition 33 każde pojawienie się tajemniczej malarki z liczbą malowaną na horyzoncie wywołuje dreszcz emocji. To nie jest tylko element fabuły – to zapowiedź przeznaczenia, mroczna przepowiednia, która rzuca cień na cały świat gry. Grupa bohaterów, którym pozostał tylko rok życia, wyrusza na wyprawę, by zrozumieć sens swojej egzystencji. To nie jest po prostu przygoda – to walka o odpowiedzi, desperacka próba ucieczki od losu, który zdaje się nieunikniony. Więcej nie chcę zdradzać, bo naprawdę chciałbym, by każdy z Was mógł doświadczyć tego co ja, bez jakichkolwiek spojlerów.

Wspomnę tylko, że każdy akt leje nas w pysk na samym początku oraz na jego końcu. Aktów mamy trzy, a każdy kolejny tylko pogłębia naszą wiarę w to, co przygotowali scenarzyści. Mam nadzieję, że pod koniec cyklu produkcyjnego, czuwał nad nimi psycholog. Malarka i jej tajemnicza liczba to nie tylko zagadka – to cień, który spowija cały świat gry, zmuszając gracza do nieustannego pytania "dlaczego?". Clair Obscur: Expedition 33 jest pełne momentów, które chwytają cię za serce i zmieniają twoje spojrzenie na całą opowieść. Kiedy myślisz, że wszystko już wiesz, okazuje się, że tak naprawdę byłeś daleko od Kansas.

To nie jest gra, którą można zrozumieć po kilku godzinach. To opowieść, która powoli odkrywa swoje sekrety, zmuszając Was do zadawania pytań. Każda scena jest jak fragment układanki, a zakończenie… cóż, tego trzeba doświadczyć samemu – dość powiedzieć, że targały mną sprzeczne emocje, co nierzadko mi się zdarza.

Romantyczne i ludzkie emocje

W sercu tej mrocznej opowieści bije coś niezwykle ciepłego – autentyczne ludzkie emocje. Relacje między postaciami są nie tylko przekonujące, ale i wzruszające. To nie są papierowi bohaterowie, to ludzie z krwi i kości, których problemy i pragnienia czujesz na własnej skórze. Każda z nich jest inna, a jednocześnie mamy wrażenie, że te puzzle składają się w idealną całość. Pod koniec historii, razem z nimi odczuwamy żal, smutek, ból, ale i autentyczną radość. Wisienką na torcie jest Esquie, który zapisze się w mojej pamięci jako jeden z najjaśniejszych punktów otaczającego nas zewsząd marazmu. Idąc językiem twórców – chapeau bas!

Nie ma tu miejsca na banalne dialogi. Relacje między bohaterami rozwijają się organicznie, a każda wymiana zdań jest prawdziwa, pełna emocji i autentyczności. To nie są bezimienni wojownicy ani archetypowe postacie z klasycznych RPG-ów. Każdy członek drużyny ma swoją przeszłość, swoje marzenia i demony, z którymi musi się zmierzyć. I choć ich czas jest ograniczony, każda chwila spędzona z nimi jest prawdziwa i pełna emocji.

Wizualna uczta – artystyczny majstersztyk

Clair Obscur: Expedition 33 wygląda jak interaktywna galeria sztuki – założę się, że pieczę nad cutscenkami mieli wyjątkowi artyści, bo praktycznie każdy kadr przerywników to dla mnie festiwal screenshotów. Każda lokacja, każdy przeciwnik – wszystko jest tutaj przesiąknięte klimatem i pięknem. Inspiracje Beksińskim czy surrealistycznym malarstwem są widoczne na każdym kroku. Widok wygiętej wieży Eiffla czy zniszczonych miasteczek chwyta za serce. Owszem, czasami widać biedę podczas eksploracji, a niektóre tekstury ładnie wyglądają jedynie z dystansu, ale ogólne wrażenia z obcowania z tym światem w pełni wynagradza wszelkie niedoróbki.

Lokacje w Clair Obscur: Expedition 33 nie są tylko tłem – to żyjące, oddychające miejsca, wypełnione dziwnymi postaciami, sekretami i historiami, które aż proszą się o odkrycie. Kiedy odkryjecie Esquie oraz różne formy przemierzania świata, otworzy się przed Wami wiele miejscówek – nawet te opcjonalne mają w sobie coś, czego na próżno szukać u konkurencji. Oczywiście nic nie umywa się do sekwencji fabularnych, tam wdrożono protokół „tutaj wyciskamy co się da”, ale miło zobaczyć, że reszta świata nie została sklejona taśmą na kolanie.

System walki – złożony, ale satysfakcjonujący

Zaoferowany przez Francuzów system walki to natomiast coś więcej niż zwykła turówka. Jako ogromny fan Final Fantasy X – zobaczyłem dosłownie fragment pierwszego zwiastuna i od razu wyłączyłem. Doszedłem do fragmentu z walką i wiedziałem, że na pewno ją sprawdzę, choć z tyłu głowy miałem, że raczej może to być przygoda klasy B. Biję się w pierś. Niczym niewierny Tomasz, zobaczyłem i uwierzyłem.

Walka to symfonia decyzji, w której każdy ruch ma znaczenie, a odpowiednie wyczucie czasu potrafi odmienić losy starcia. Jeśli lubisz gry, które nagradzają precyzję i refleks, zakochasz się w tym systemie. Na szczęście twórcy przewidzieli, że niektórzy mogą nie zareagować entuzjastycznie na nieco wymuszony system uników i odbić i przygotowali dla nich niższe poziomy trudności – wtedy brak refleksu nie jest tak mocno karany i można z większym spokojem podejść do warstwy fabularnej.

Rozumiem, że zaraz podniesie się larum – jak to? Turówka i mamy uniki oraz odbicia? Powiedzmy, że Clair Obscur: Expedition 33 to mieszanina Final Fantasy, Sekiro i Dark Soulsów – coś co teoretycznie rzadko się spina, tutaj działa wybornie. Jeśli gramy na normalnym poziomie trudności, uniki są bardziej niż wskazane, mają większe okienko na sukces, ale nie nagradzają niczym więcej niż uniknięciem obrażeń.

Parry [odbicia], w zależności od wybranych pasywek, mogą wzmacniać naszą postać, odnawiać punkty akcji, leczyć i dawać jeszcze więcej bonusów. Minusem jest mniejsze okno klatek, w których skutecznie odbijemy obrażenia, szczególnie jeśli przeciwnik podczas jednej tury wykonuje wiele ataków. Niektóre ciosy bossów to istny masochizm, 5 i więcej ciosów z rzędu, często markowane i przeciągane niczym karne Lewandowskiego.

Ja akurat Soulsy i Sekiro lubię, więc wyuczenie się odpowiednich animacji ataku przeciwników traktowałem jako wyzwanie, a nie przeszkodę. Im trudniejszy przeciwnik, tym większa radość z jego pokonania. A uwierzcie mi, paru bossów fabularnych rozwałkuje Was w pierwszej turze, jeśli nie będziecie uważni. Teoretycznie jesteście w stanie przejść grę ciągle unikając i blokując ataki, ale jeśli nie macie odpowiednio wylevelowanej drużyny, walka będzie się ciągnąć w nieskończoność. A poczekajcie tylko jak dojdą Wam jeszcze ataki i kontry gradientowe!

Unikalny system progresji – nie tylko poziomy

System ulepszania postaci działa na trzy sposoby. Po wbiciu poziomu możemy rozdać trzy punkty statystyk. W zależności od postaci i broni, inna cecha wpływa na rozwinięcie w bardziej lub mniej znaczący sposób. Tutaj lekkie ukłony w stronę Soulsów, gdzie wybrane bronie również skalowały się z innymi statystykami.

Drugi sposób, to wyposażanie się w Pikto, czyli coś w stylu akcesoriów. Każda z postaci ma trzy sloty na Pikto, które po czterech rundach „uczą się” przypisanych do nich pasywek. Pasywki, można wyposażyć korzystając z punktów Luminy, a te z kolei można dostać po walce lub w trakcie eksploracji pod postacią przedmiotów. Przedmioty natomiast można wymienić na Luminę przy każdej fladze — flagi to savepointy, miejsce leczenia postaci, rozdawania statystyk oraz kupowania umiejętności, kiedy nasza postać jest w nie wyekwipowana.

Im więcej punktów Luminy odblokowaliśmy na danej postaci, tym więcej pasywek może wyposażyć. Prowadzi to do nieco przegiętych kombinacji, szczególnie jeśli większość Luminy przypisujemy do jednej postaci. To nieco skomplikowany system, który na spokojnie zająłby połowę tej recenzji, ale w sieci jest masa poradników dla tych mniej obeznanych i nie ma sensu się tutaj produkować :)

Trzeci sposób na wzmocnienie to wykorzystywanie punktów umiejętności na odblokowanie konkretnych umiejętności w specjalnym drzewku [unikalnym dla każdej postaci]. Niektórzy bohaterowie to urodzeni magowie, inni pełnią rolę supportów, a jeszcze inni są zaprawionymi w walce bojami o dużej liczbie HP i mocnymi atakami wręcz. Zasada jest prosta – każda postać dostaje jeden punkt umiejętności za każdy zdobyty poziom. W rzeczywistości, większość z nich ma wiele wartych uwagi umiejętności, ale naraz można mieć wyposażonych tylko sześć. To również zmusza do kombinowania i żonglowania nimi, szczególnie jeśli natrafimy na bossa i musimy zmienić naszą taktykę.

Czy grindowanie jest potrzebne, by pchać fabułę do przodu? Niekoniecznie, ale wiele zależy od Twoich zdolności blokowania/odbijania ataków. Zapomnij o typowym grindowaniu poziomów. Clair Obscur: Expedition 33 wprowadza system, w którym rozwój postaci jest bardziej złożony i emocjonalnie angażujący. Twoje decyzje mają znaczenie – nie tylko wpływają na statystyki, ale i na relacje między bohaterami, ich postawy, a nawet finał ich historii.

Dylematy moralne, które naprawdę bolą

Jeśli myślicie, że Clair Obscur: Expedition 33 daje proste odpowiedzi, czeka Cię wiadro zimnej wody - praktycznie na starcie. Każda decyzja, którą podejmujesz, może mieć druzgocące konsekwencje. W Clair Obscur: Expedition 33 moralność jest płynna, a sumienie – twoim największym wrogiem. Szczególnie, kiedy zagłębisz się w rozwój fabuły, ale nie chcę zdradzać za wiele. Trzeba mieć świadomość, że to nie jest historia, w której można po prostu cofnąć czas i naprawić błędy – to opowieść, która zmusza cię do życia z konsekwencjami własnych działań. Każda decyzja ma swój ciężar, a każde poświęcenie odciska piętno. To brutalne przypomnienie, że w życiu – tak jak tutaj – nie zawsze istnieją proste rozwiązania.

Zakończenie – emocjonalne trzęsienie ziemi

Przygotuj się na to, że zakończenie tej gry zmiażdży ci serce. To nie jest banalne "żyli długo i szczęśliwie". To koniec, który zmusza cię do refleksji, do ponownego przemyślenia wszystkiego, czego doświadczyłeś. Wiele gier próbuje grać na emocjach gracza, ale Clair Obscur: Expedition 33 robi to bezlitośnie skutecznie. Niektóre wybory, które podejmiesz, będą cię prześladować – i to nie tylko podczas gry. Do tego stopnia, że sam kwestionowałem swoje czyny w grze i nawet dziś, zdarza mi się pomyśleć, czy aby nie postępowałem zbyt pochopnie.

Historia w tej grze jest jak starannie tkany gobelin – każda nitka, każdy szczegół ma znaczenie. Nic nie jest tu przypadkowe. I choć fabuła powoli odkrywa swoje tajemnice, to napięcie nie opuszcza cię ani na chwilę. Wielokrotnie złapiecie się na tym, że cutscenki z poprzednich etapów będą zyskiwać na znaczeniu, ale Wy dowiecie się o tym wiele godzin później.

Walka o sens – filozoficzna głębia

Pod powierzchnią tej mrocznej historii kryje się pytanie, które towarzyszy ci przez całą grę: Co oznacza życie, gdy wiesz, że niedługo się skończy? To nie jest tylko gra – to filozoficzna refleksja nad przemijaniem. Nad szaleńczą walką o przetrwanie. O ochronie najbliższych, za wszelką cenę. O poświęceniu, które wcale nie musi zostać w jakikolwiek sposób nagrodzone. Nie uchodzę za człowieka, który kieruje się w życiu emocjami, ale dawno nie ogrywałem tytułu, który przerzuciłby na mnie całe spektrum odczuć, o które nawet bym się nie podejrzewał. Tak się robi gry!

Dlaczego musisz zagrać w Clair Obscur: Expedition 33?

Nie będę ukrywać – Clair Obscur: Expedition 33 mnie porwało. To nie jest po prostu dobry JRPG. To gra, która zostawia ślad na duszy. Gra, która zmusza cię do przemyślenia własnych wyborów i uczuć. Gra, której nie zapomnę i do której być może kiedyś jeszcze wrócę. Wciąż mam przed sobą parę aktywności pobocznych i parę pominiętych znajdziek, ale czuję, że nawet na tym etapie, jestem już usatysfakcjonowany i mogę udać się na zasłużony odpoczynek.

Emocjonalna podróż, pełna piękna, bólu i niepewności. To gra, która zmusza cię do zastanowienia się nad życiem, śmiercią i wartością każdego wyboru. Jest pełna klimatu, z unikalnym stylem artystycznym i muzyką, która zapada w pamięć i nie chce wyjść z głowy. Historia porusza do głębi, bohaterowie żyją własnym życiem, a zakończenie to jedno z lepszych, jakie widziałem w jRPG w ciągu ostatnich 10-15 lat.

Daj się pochłonąć temu światu. Daj się porwać emocjom. Tylko pamiętaj – nie będziesz już tym samym człowiekiem, gdy ją ukończysz. Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że Clair Obscur jest dla gatunku jRPG tym, czym swego czasu było The Last of Us dla gier TPP – jasne, budżety i rozmiary studia nieporównywalne, ale uczucie, które pozostaje z Tobą po jej zakończeniu – jakże prawdziwe. Tym bardziej kudosy dla studia, które wykrzesało z siebie wszystko co miało i dało nam jedną z największych niespodzianek ostatniej dekady.

Podsumowanie

Gra
  • Niezwykły klimat i estetyka
  • Emocjonalna, dojrzała fabuła
  • Fenomenalna ścieżka dźwiękowa
  • Wciągający system walki
  • Wyraziste postacie
Nie gra
  • Sporadyczne problemy z balansem trudności
  • Momentami zbyt skromna ekspozycja świata
  • Czasami nierówna jakość oprawy graficznej
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 5/5
"Must have"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Przeżyj to sam – czysta perfekcja


Platformy:
Czas czytania: 14 minut, 54 sekund
Komentarze
...
79.185.***.*** • #1
Kyokushinman
Wczoraj, 20:39

Fajna recenzja.

Bardzo dobra gra, ale dla mnie na raz.

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: