Umarło Telltale Games, narodziło się AdHoc Studio! Pierwsza połowa poprzedniej dekady znacząco spopularyzowała gatunek podzielonych na odcinki gier przygodowych. Tytuły takie jak: The Walking Dead, The Wolf Among Us czy Tales from the Borderlands osiągnęły już praktycznie status kultowy i stanowią pozycję obowiązkową dla graczy lubujących się w dobrze napisanej historii.
Choć potencjał wydawał się nieskończony, to chwytanie się kilku projektów jednocześnie, a także wielomiesięczne oczekiwanie przed wydaniem każdego kolejnego epizodu szybko zaczęło generować problemy finansowe, które poprowadziły studio do grobu. Obiecany kilka lat temu powrót do tej pory się nie spełnił i kiedy już wszyscy przestali wyczekiwać kontynuacji Wilka Pośród Nas, niespodziewanie pojawia się nowe dzieło, które momentalnie wskoczyło na listy bestsellerów.
Niby gra, a jednak serial
Dispatch to podzielona na osiem odcinków gra epizodyczna z gatunku dorosłego kina superbohaterskiego. Część graczy preferowałaby jednak określenie serial, ponieważ więcej tutaj oglądania niż typowego grania, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Całe doświadczenie polega na obserwowaniu opowieści, aby w odpowiednich momentach wybierać konkretne opcje dialogowe, które mają wpływ na dalszy przebieg historii. Od czasu do czasu natrafimy również na sceny z elementami QTE, gdzie musimy wcisnąć odpowiedni przycisk w krótkim przedziale czasowym.
Tytuł autorstwa AdHoc Studio jednak wyróżnia się na tle innych produkcji, które spopularyzowały ten gatunek. Zamiast długich na około trzy godziny epizodów, otrzymujemy format upodobniony do tego, co znamy z dzisiejszych seriali. Cała historia została więc podzielona na osiem odcinków o długości od 45 minut do godziny każdy. Różnice widoczne są również w modelu dystrybucji i zamiast wielomiesięcznego oczekiwania, twórcy co tydzień udostępniali dwa kolejne epizody. Początek nastąpił więc 22 października, a finał gry mogliśmy zobaczyć już 12 listopada.
Serialowy format nie przypadł jednak do gustu każdemu. Wielu graczy pomiędzy premierami kolejnych odcinków narzekało, że wymóg płacenia za całość i zmuszanie do czekania jest nieuczciwe wobec graczy. Jako fan seriali nie mogę się z tym natomiast zgodzić, bo choć sam chciałbym czasem zbinge’ować całą grę i poznać scenariusz w dwa wieczory, to krótkie odstępy czasowe wydają się najlepszym rozwiązaniem, co mogliśmy obserwować właśnie na przykładzie Dispatch. Takie rozwiązanie pozwala lepiej kontrolować społeczność i ograniczyć niechciane spoilery, które mogą zepsuć doświadczenie pozostałym graczom.
Jednocześnie wydanie całości w ciągu jednego miesiąca pozwoliło zbudować znacznie bardziej zaangażowaną społeczność, która publikowała swoje teorie i opinie po każdym nowym epizodzie. Z tygodnia na tydzień znacząco rosła również liczba graczy, którzy ogrywali odcinki w tym samym momencie. Marketing szeptany zadziałał tu świetnie, a gra okazała się wielkim sukcesem i na ten moment osiągnęła wynik ponad dwóch milionów sprzedanych kopii.
SDN, w czym mogę pomóc?
Pomysł na scenariusz już od początku brzmiał niesamowicie oryginalnie. Śledzimy losy Roberta, superbohatera znanego pod pseudonimem Mecha Man, który w boju stracił swoją zbroję i został zmuszony przenieść się do ludzkiego i nudnego trybu życia standardowego człowieka. Niespodziewanie przed byłym herosem otwiera się jednak nowa droga, w postaci tymczasowej kariery w Superhero Dispatch Network – firmie, która zarządza superbohaterami i kieruje ich do konkretnych zadań na podobnej zasadzie, jak działają dyspozytornie oddziałów ratunkowych. Robert będzie musiał jednak zarządzać drużyną złożoną z byłych złoczyńców, co po drodze wygeneruje mnóstwo dodatkowych problemów. Dość banalne motywy zostały świetnie wykorzystane, dzięki czemu wypadają naturalnie. To zasługa świetnie wykreowanej i charakternej drużyny, gdzie każda z postaci potrafi zaskarbić sobie serca fanów.
W opowieści znaczenie ma również wątek romantyczny. Już podczas drugiego odcinka społeczność podzieliła się na co najmniej dwa obozy, które mocno kibicowały wyborom miłosnym Roberta. Gracze szybko zapragnęli więcej i do ostatniego odcinka z nadzieją wyczekiwali opcji romansowych z dosłownie każdym członkiem zespołu. Tak się niestety nie dzieje i wybór ogranicza się do dwóch wyraźnie wskazanych kobiet. Należy zaznaczyć, że to tytuł skierowany do dorosłych odbiorców, więc nie brakuje tutaj nagości oraz kontaktów intymnych, choć twórcy i tak zdradzili, że najbardziej pikantne momenty ostatecznie zostały wycięte z gry.
Już po pierwszym epizodzie byłem pewien, że to historia, którą warto będzie śledzić. Początkowo scenariusz rozwija się raczej powoli i skupiony jest na nawiązywaniu relacji ze swoim zespołem, jednak z czasem wszystko nabiera znacznie większego znaczenia, a tempo zaczyna rosnąć. Finał to już całkowita jazda bez trzymanki, gdzie przez kilkadziesiąt minut nie mamy czasu, by zebrać szczękę z podłogi. Nie zamierzam zdradzać zbyt wiele, ponieważ jest tutaj mnóstwo świetnych wątków, które bawią niesamowicie dobrze i ostatnie, czego wam trzeba, to garść spoilerów. Cieszę się, że twórcy zdecydowali się zaryzykować i stworzyć tytuł skierowany do dorosłego widza. Z-Team, jak i sam Robert, nie hamują się i używają wulgarnego, często sprośnego, choć ironicznego języka. Na fali popularności seriali takich jak The Boys czy Niezwyciężony stworzono więc grę-serial, który jest ostry, czasem szokujący, a przy tym naprawdę zabawny i zapadający w pamięć.
Wielkie gratulacje oczywiście należą się całej obsadzie aktorskiej, która wykonała swoją robotę perfekcyjnie. W roli głównej wystąpił Aaron Paul, czyli aktor znany z Breaking Bad, Westworld czy Bojack Horseman. Wielkie nazwisko, które jednak nie w każdej roli głosowej sprawdzało się dobrze, mogło budzić obawę, ale jego Robert Robertson wypada całkowicie naturalnie. W pozostałych rolach usłyszymy m.in. Laurę Bailey (The Last of Us Part II, Gears 5, Uncharted 4: Kres Złodzieja), Erin Yvette (The Wolf Among Us, Hades II) czy Jeffreya Wrighta (Batman, What If). W obsadzie znalazło się także kilku influencerów ze sceny gamingowej, którzy potencjalnie mogli zaburzyć całą naturalność, jednak i oni wypadają na tyle dobrze, że nawet przez moment nie czułem sztuczności w ich dialogach.
Water Boy, wybieram cię!
Nie znajdziemy tutaj typowych dla gier przygodowych fragmentów rozgrywki, gdzie swobodnie przemieszczamy się po małej, zamkniętej lokacji i wchodzimy w interakcję z różnymi obiektami. Wszystkie sceny fabularne, rozmowy z innymi bohaterami są w pełni prerenderowane, a jedynym momentem w grze, kiedy otrzymujemy większą swobodę, jest minigra, w której kierujemy herosów do różnych zadań pojawiających się na mapie. Sekwencje te obecne są w każdym epizodzie i trwają około kilkunastu minut, więc niecałą połowę odcinka.
Każdy z superbohaterów ma swoje statystyki, takie jak siła, charyzma, inteligencja itd. Są one przydzielane w skali od 1 do 10 i przedstawiane na wykresie radarowym. Podczas każdej zmiany pojawia się mnóstwo różnorodnych zleceń, które wymagają od naszych podwładnych różnego podejścia. Czasem trzeba obić grupę przestępczą, innym razem szukamy kogoś, kto ma serce i dobrze radzi sobie w negocjacjach, a kolejna sytuacja może dotyczyć prostego przemówienia. Sukces zlecenia zależny jest od dopasowania przydzielonych bohaterów do każdego z tych zadań. Musimy więc z rozwagą dobierać umiejętności, jak i liczbę osób skierowanych do zlecenia, ponieważ herosi również potrzebują zrobić sobie przerwę pomiędzy kolejnymi wyzwaniami, a te są czasowo limitowane.
System zarządzania rozwija się z każdym epizodem i z czasem musimy przydzielać kolejne punkty umiejętności, kierować poszczególnych herosów na szkolenia, które dają im nowe pasywne zdolności czy szukać par, które wspólnie tworzą synergię. Niemniej, to nadal stosunkowo prosta minigra, która w pewnym momencie może znużyć. Ma ona jednak wielkie znaczenie fabularne, ponieważ w trakcie stale prowadzone są rozmowy, a wcześniej podjęte wybory mają wpływ na zachowanie bohaterów także w momencie podejmowanych zleceń. Nie ma więc potrzeby, by stale walczyć o najwyższy wynik, a znacznie ważniejsze jest skupienie się na warstwie fabularnej, ponieważ również w tym fragmencie rozgrywki często widzimy bezpośrednie konsekwencje naszych wyborów.
Druga minigra, której już nie za bardzo chcę w ogóle bronić, to system hakowania, czyli zadania, których podejmuje się Robert, w trakcie zarządzania resztą grupy. To prosty system, w którym poruszamy się za linią i odblokowujemy kolejne przejścia za pomocą kombinacji przycisków, którą wcześniej także musimy odkryć. Choć również i tutaj twórcy starają się urozmaicić kolejne podejścia przez bardziej skomplikowane zagadki czy choćby wprowadzając wrogie antywirusy, to nie mogę powiedzieć, bym czuł się zachęcony. Hakowanie szybko stało się dla mnie nudne i starałem się go unikać, a przynajmniej pokonywać je na tyle szybko, aby powrócić do swojego poprzedniego zajęcia. To głównie kwestia częstotliwości, ponieważ już po kilku pierwszych podejściach znamy zasady, a minigra staje się powtarzalna, jednocześnie wybijając nas z tempa, które utrzymuje reszta rozgrywki.
Jakie pączki preferujesz, wariacie?
Ucząc się na przykładzie innych serii przygodowych, obawę budziło to, jak duże znaczenie mają podejmowane wybory. Od dawna jesteśmy przyzwyczajeni, że pojawiające się w rogu ekranu komunikaty „Postać X zapamięta to”, ostatecznie nie znaczą absolutnie nic. Decyzje, które wpływają na opowieść, wymagają tworzenia osobnych odnóg fabularnych, co pożera mnóstwo czasu i pieniędzy. Złotym środkiem jest więc historia, w której główny wątek prowadzony jest bez żadnych istotnych zmian, a decyzje wpływają na wszystko dookoła. Tak jest również w Dispatch, choć mnogość mniejszych, lecz istotnych wyborów sprawia, że nadal czujemy, że ta opowieść jest nasza. Na przestrzeni ośmiu odcinków będziemy formować swój zespół, pchać do przodu relację romantyczną oraz wskazywać drogę, jaką powinni podążać byli przestępcy.
W każdym odcinku pojawia się co najmniej jedna istotna decyzja do podjęcia, która faktycznie zmienia część scen w kolejnych epizodach. Wybór jednej z dwóch osób, która z czasem dołączy do ekipy, sprawia na przykład, że ta druga na dłuższy czas zniknie z ekranu. Jest tutaj oczywiście także sporo pomniejszych wyborów, które ostatecznie są rozwiązywane tak, aby każda z decyzji prowadziła do takiego samego obrotu sytuacji. Widać, że twórcy chcą dać nam narzędzia do kreowania własnej opowieści, na tyle ile jest to możliwe od strony produkcyjnej. Moim zdaniem wyszło to lepiej niż innym deweloperom, którzy próbują swoich sił w tym gatunku. Być może jest to kwestia krótszych epizodów lub nastawienia na wyłącznie jeden sezon. W przypadku ewentualnej kontynuacji twórcy zapewne będą musieli wybrać kanoniczne zakończenie lub zepchnąć wszystkie poprzednie decyzje na znacznie dalszy plan.
Lepiej niż w telewizji!
Tym, co wyróżnia grę najbardziej na tle innych produkcji epizodycznych, jest kierunek artystyczny. Otrzymujemy wysokiej jakości animację, która bez problemu mogłaby rywalizować z wieloma serialami znanymi z telewizji lub serwisów streamingowych. Dispatch wygląda znacznie lepiej choćby od uwielbianego Niezwyciężony, które na przestrzeni kolejnych sezonów straciło na jakości, by móc szybciej produkować odcinki. Modele postaci są różnorodne, szczegółowe i zapadające w pamięć. Każdy z członków Z-Team ma swój charakter, a w przypadku zakupu Cyfrowej Edycji Deluxe możemy zobaczyć także kilka odrzuconych projektów dla każdego bohatera. Świetnie wygląda także miasto Torrance w Kalifornii inspirowane Los Angeles. Jako że większość dnia spędzamy w siedzibie SDN, to okolice będziemy zwiedzać głównie w nocy, ale nadal jest co podziwiać.
Jeśli chodzi o muzykę, to pojawia się głównie w trakcie napisów końcowych każdego epizodu. Jest to kilka znanych i lubianych utworów licencjonowanych jak na przykład Bitch autorstwa Meredith Brooks w bardzo wyjątkowej aranżacji. Osoby, które chcą udostępniać swoją rozgrywkę w sieci, mogą również skorzystać z alternatywnej playlisty z muzyką nieobjętą ochroną praw autorskich.
Podsumowanie
Dispatch to moje największe odkrycie tego roku i tytuł, który powinien sprawdzić każdy fan gier epizodycznych. Produkcja AdHoc Studio oferuje wszystko to, co pokochaliśmy w grach Telltale i robi to jeszcze lepiej. Historia Roberta Robertsona i zespołu Z-Team, choć rozwija się dosyć powoli, jest naprawdę angażująca i świetnie napisana. Twórcom udało się stworzyć charyzmatyczną drużynę, którą mógłbym oglądać przez pięć następnych sezonów. Prosty model rozgrywki mógłby uchodzić za wadę, ale w tym wypadku podejmowanie decyzji oraz obserwowanie ich konsekwencji jest właśnie tym, czego oczekiwali fani gatunku.
Do tego otrzymujemy całkiem interesujący system zarządzania zespołem superbohaterów oraz trochę nużącą minigrę o hakowaniu. Szkoda tylko, że studio nie zdecydowało się na dodanie polskiej wersji językowej, szczególnie że wśród jedenastu lokalizacji znalazły się dwie wersje języka chińskiego oraz rosyjski. Przed nami największa próba, czyli lata oczekiwania na kontynuację. Miejcie na oku tę markę, ponieważ wróżę jej wielki sukces, nie tylko w świecie gamingowym, ale i w innych mediach!
Dziękujemy firmie ICO Partners za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie




Dispatch to naprawdę udany growy serial, który zachwyca przez wszystkie osiem odcinków. Kino superbohaterskie dla dorosłych, którego potrzebowaliśmy. Czekamy na drugi sezon!










Komentarze
Dodaj nowy komentarz: