Recenzja

Recenzja Keeper. Gdy latarnia morska idzie na spacer

Jak wypada najnowsza produkcja Tima Schafera, jednego z najbardziej oryginalnych twórców gier w branży? Zapraszamy na nietypową podróż do mrocznego świata pełnego tajemnic.

Katalog Game Pass ma to do siebie, że obok bezpiecznych hitów i sequeli, pozwala deweloperom na artystyczne eksperymenty, a nikt nie eksperymentuje tak odważnie jak Double Fine. Studio Tima Schafera to w strukturze Microsoftu gwarant kreatywnej wolności. Ich najnowsza gra, Keeper, która zadebiutowała w październiku, jest tego najlepszym dowodem — to tytuł równie piękny, co absolutnie bezkompromisowy w swojej wizji.

Zacznijmy od podstaw, bo te są kluczowe. W Keeper nie gramy strażnikiem latarni. Nie zarządzamy nią ani jej nie bronimy. My jesteśmy latarnią. Kamienną, starą konstrukcją, która pewnego dnia ożywa, odkrywa, że posiada kończyny i postanawia opuścić swoje skaliste wybrzeże, ruszając w głąb nieznanego lądu. To założenie jest fundamentalne i stanowi pierwszy filtr dla graczy. Jeśli szukacie dynamicznej akcji, rozbudowanych systemów rozwoju postaci czy skomplikowanej fabuły podanej wprost, możecie spokojnie odpuścić sobie tę grę. Keeper wymaga cierpliwości i specyficznego nastawienia. Nagradza jednak tych, którzy zdecydują się pozostać i wziąć udział w tej surrealistycznej pielgrzymce.

Duet, który nie potrzebuje słów

Gra świadomie rezygnuje z dialogów i jakiejkolwiek formy tekstowej ekspozycji. Historię poznajemy wyłącznie przez obraz, dźwięk i interakcję. W podróży szybko dołącza do nas towarzysz — niewielka mewa. Relacja między ciężką, kamienną latarnią a jej zwinnym, pierzastym kompanem to emocjonalny i mechaniczny rdzeń całej gry. To na tej nietypowej relacji oparto całą rozgrywkę.

Keeper jest w istocie grą logiczno-platformową opartą na współpracy dwóch postaci. Gdy jesteśmy ciężką latarnią, nasz główny atut — snop światła — służy do rozwiązywania większości zagadek. Światło ożywia uschniętą florę, tworząc nowe ścieżki i mosty z pnączy, a także rozpuszcza mroczne bariery blokujące przejście. Mewa natomiast cechuje się ponadprzeciętną zwinnością. Co prawda nie sterujemy nią bezpośrednio, ale możemy wskazywać jej miejsca, z którymi ma wejść w interakcję. Ptak dociera tam, gdzie my nie możemy — przelatuje nad przepaściami, by pociągnąć za ukrytą dźwignię, przynosi małe przedmioty lub aktywuje mechanizmy w wąskich szczelinach.

Tym, co wypada tu nad wyraz dobrze, jest genialne zbalansowany i wyczuwalny ciężar dwójki "głównych bohaterów". Latarnia jest ciężka i jej ociężałość czujemy dosłownie w każdej sekundzie. Każdy jej krok to powolne, dobitne uderzenie kamienia o podłoże, któremu towarzyszy głuchy odgłos. Nie ma tu mowy o zwinnym bieganiu; poruszamy się metodycznie, z godnością. Ten ciężar sprawia, że proste czynności, jak przejście po wąskiej kładce, mogą okazać się niebezpieczne. Kontrastuje to idealnie z mewą, która jest szybka, responsywna i lekka. Ta asymetria sterowania jest kluczowa dla zrozumienia relacji tej dwójki — po jednej stronie siły i masy, a po drugiej zwinności i swobody.

Łamigłówki nie są przesadnie skomplikowane; z pewnością nie jest to poziom znany chociażby z takiego "The Witness". Zagadki opierają się głównie na odpowiednich sekwencjach czynności i koordynacji działań bohaterów. Przykładowo, mewa musi odsłonić starożytną runę, którą my następnie musimy oświetlić naszym światłem, by otworzyć dalszą drogę. W późniejszych etapach dochodzą bardziej złożone elementy, jak konieczność rozdzielenia duetu, by otworzyć bramę z dwóch stron jednocześnie, czy manipulowanie snopem światła w taki sposób, by odbijał się od kryształów i trafiał w odległe cele. Nie ma tu tradycyjnych "wrogów". Antagonistą jest sam świat — jego zepsucie, zniszczone mosty i zapadnięte ścieżki.

Surrealistyczny świat w stanie rozkładu

Wizualnie Keeper to absolutne dzieło sztuki. Świat gry to surrealistyczne, oniryczne malowidło. Zaczynamy na ponurym, skalistym wybrzeżu, ale szybko wkraczamy do fosforyzujących jaskiń, lasów, w których drzewa rosną korzeniami do góry, czy zrujnowanych, lewitujących miast z innej epoki. Paleta barw jest odważna, a design lokacji nieustannie zaskakuje. To jedna z tych gier, w których co chwilę zatrzymujemy się tylko po to, by podziwiać kadr.

Świat ten w pewnym sensie samodzielnie opowiada swoją historię. Napotykamy tu na ślady dawnej cywilizacji, która najwyraźniej potrafiła manipulować grawitacją i światłem. Wszystko jest jednak w stanie rozkładu oraz pokryte mroczną substancją, którą tylko nasze światło potrafi usunąć. Keeper to klasyczna opowieść o walce światła z ciemnością, podana w formie prawdziwej wizualnej uczty.

Melancholia zapisana w nutach

Równie ważny, o ile nie ważniejszy, jest sam dźwięk. Muzyka w Keeper jest minimalistyczna, ale jednocześnie niezwykle emocjonalna. Zamiast bombastycznych orkiestr, towarzyszy nam ambientowe tło, w którym dominują długie, melancholijne pociągnięcia wiolonczeli, delikatne nuty pianina i subtelne syntezatory. Ścieżka dźwiękowa reaguje na otoczenie — gdy wkraczamy do jaskini, muzyka cichnie, ustępując miejsca pogłosowi kapiącej wody i szmerom. Gdy nasze światło ożywia uschnięty las, do uszu dobiega delikatna, narastająca melodia.

Absolutnym mistrzostwem jest też udźwiękowienie samych bohaterów. Wspomniany już ciężar kroków latarni to jedno, ale do tego dochodzi subtelny zgrzyt kamieni przy obrocie czy hydrauliczny niemal świst, gdy wypuszczamy snop światła. Mewa z kolei komunikuje się z nami serią krótkich, ale nacechowanych emocjonalnie dźwięków, które zmieniają się w zależności od sytuacji. To niby szczegóły, ale takie szczegóły potrafią mieć ogromne znaczenie w przypadku tak oryginalnego tytułu.

Kto postawił tu tę kamerę?!

Niestety, temu artystycznemu majstersztykowi towarzyszy dość poważna wada, która dla tych nieco bardziej niecierpliwych graczy może nawet okazać się dyskwalifikująca. Chodzi o kamerę. W 2025 roku Double Fine podjęło decyzję, by całkowicie odebrać graczowi nad nią kontrolę, przez co zwyczajnie nie mamy możliwości dowolnie nią obracać. W konsekwencji — prawy analog jest bezużyteczny. Kamera jest w pełni statyczna i filmowa. Pokazuje nam świat dokładnie z takiej perspektywy, jaką zaplanował reżyser gry.

Przez większość czasu, w trakcie eksploracji i spokojniejszych zagadek, działa to nawet w porządku. Szerokie, przemyślane ujęcia dobrze przedstawiają skalę świata. Problem pojawia się w nielicznych, ale kluczowych sekcjach platformowych, które wymagają sporej precyzji. Wtedy właśnie artystyczna wizja zderza się boleśnie z rzeczywistością i prowadzi do frustrujących momentów.

Kamera potrafi ustawić się w taki sposób, że zasłania krawędź platformy, na którą mamy skoczyć, lub zmienia dynamicznie perspektywę w połowie naszego ruchu. Prowadzi to do licznych upadków, które nie wynikają z błędu gracza, ale właśnie z narzuconego ujęcia kamery. Z jednej strony była to świadoma decyzja projektowa, ale finalnie też okazała się takaą, która potrafi zaburzyć skądinąd kontemplacyjny i relaksujący charakter gry.

Keeper na konsolach Xbox Series X działa w solidnych 60 klatkach na sekundę, choć w momentach, gdy na ekranie pojawia się dużo efektów cząsteczkowych (np. podczas oczyszczania dużych połaci terenu światłem), zdarzają się zauważalne, choć na szczęście krótkie, spadki płynności.

Metafora cięższa od kamienia

Ale Keeper to przede wszystkim doświadczenie kontemplacyjne. To sześcio-siedmiogodzinny "spacer", który nie testuje do przesady naszego refleksu, lecz wystawia na próbę naszą ciekawość. Nie ma tu systemu walki, craftingu, punktów doświadczenia ani rozbudowanego interfejsu. Jest tylko latarnia, ptak i droga. W zalewie 100-godzinnych gier-usług, taka skondensowana i zamknięta opowieść stanowi wartość samą w sobie.

Pod tą prostą mechaniką i piękną oprawą kryje się zaskakująco dojrzała historia. Keeper to metafora opuszczenia strefy komfortu, radzenia sobie ze stratą i fundamentalnej potrzeby posiadania towarzysza, nawet jeśli jest on od nas tak bardzo odmienny. To opowieść o tym, że nawet najbardziej statyczny i z pozoru niezmienny byt może znaleźć w sobie siłę do fascynującej podróży.

Światło, które oczyszcza

Czy Keeper jest dla każdego? Zdecydowanie nie. To tytuł niszowy, który w pełni świadomie poświęca komfort rozgrywki na rzecz spójnej wizji artystycznej. Jeśli jednak cenicie w grach przede wszystkim unikalną atmosferę, niebanalne historie i jesteście w stanie zaakceptować specyficzną pracę kamery jako część tego doświadczenia, Keeper może być dla was jedną z ciekawszych pozycji, jakie trafiły ostatnio do Game Passa.

Dziękujemy firmie Microsoft za udostępnienie gry do recenzji.

Podsumowanie

Gra
  • Świetna, surrealistyczna atmosfera
  • Oryginalna i dojrzała historia
  • Niesamowity świat, który żyje
  • Nastrojowa, melancholijna muzyka
Nie gra
  • Momentami poważne problemy z kamerą
  • Zabawa rozkręca się trochę zbyt wolno
  • Brak większego wyzwania
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4/5
"Solidny szpil"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

Nic do dodania.

Platformy:
Czas czytania: 8 minut, 21 sekund
Komentarze
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: