Pierwsza gra z serii Monster Hunter zadebiutowała w 2004 roku jako odpowiedź na pojawianie się na rynku Network Adaptera, umożliwiającego podłączenie konsoli PlayStation 2 do Internetu. Capcom zlecił wówczas jednemu ze swoich studiów stworzenie trzech gier wykorzystujących możliwości wieloosobowej gry sieciowej. Były to takie tytuły jak Resident Evil: Outbreak, Auto Modellista oraz wspomniany już wcześniej Monster Hunter. Pomimo że rozgrywka online na PlayStation 2 nie zyskała dużej popularności, to seria o łowcach potworów na całe szczęście nie została anulowana, zyskując stopniowo coraz większą popularność wśród graczy.
Monster Hunter Wilds zanotowało kapitalny start, sprzedając się w ciągu pierwszych trzech dni od premiery w liczbie ośmiu milionów egzemplarzy. Tym samym, produkcja stała się najszybciej sprzedającą się grą Capcomu w historii. Pokazuje to, jak bardzo wygłodniali byli fani, czekający ponad trzy lata na kolejną odsłonę tej sławnej serii. Teraz ponownie możemy chwycić za broń i wyruszyć, polować na ogromne bestie, które zamieszkują zupełnie nowe krainy. Czy będą to udane łowy, z których powrócimy nie tylko z cenną zdobyczą, ale także i masą satysfakcji i miłych wspomnień? Zapraszam do recenzji!
Łowca i jego przyjaciel kot
Jeśli chodzi o tło fabularne, to tradycyjnie nie spodziewajcie się porywającej historii z masą niespodziewanych zwrotów akcji. Wcielamy się bowiem w łowcę wchodzącego w skład ekspedycji, której celem jest zbadanie tajemnic nieznanej krainy. Oczywiście podczas podróży poznajemy wiele postaci, pomagamy autochtonom uporać się z zagrożeniem oraz dowiadujemy się interesujących ciekawostek na temat obcego lądu. Naszym głównym zadaniem jest jednak eliminowanie potworów i w rzeczywistości każda misja zmierza właśnie do tego, aby odnaleźć bestie, zidentyfikować jego słabe punkty, a następnie zgładzić.
Nie czynię z tego ogromnego zarzutu, albowiem każdy, kto miał do czynienia z serią Monster Hunter, wie doskonale, że fabuła jest tylko tłem dla polowań i zdobywania coraz lepszego ekwipunku. Niemniej jednak gracze, którzy zakupią produkcję z nadzieję na wzięcie udziału w pasjonującej i trzymającej w napięciu historii, mogą poczuć się nieco zawiedzeni. Muszę jednak przyznać, że bardzo spodobał mi się sposób, w jaki twórcy zaprojektowali zamieszkujące krainę ludy, z całą ich historią, kulturą i kulinarnymi specjałami. Dzięki temu z większym zainteresowaniem obserwujemy fabułę, której rozwój pozwala lepiej poznać tubylców.
Rozpoczynając zabawę, możemy sami stworzyć naszego bohatera, określając jego płeć, wygląd oraz imię. Edytor jest naprawdę rozbudowany i umożliwia stworzyć łowcę wedle naszych upodobań. Jak zwykle w serii Monster Hunter, przez całą przygodę towarzyszy nam także koleżkot, czyli uczłowieczony kiciuś wspierający nas podczas polowań na monstra. Warto zaznaczyć, że jeśli w trakcie gry zmienimy zdanie, możemy zmienić podstawowe elementy wyglądu protagonisty oraz koleżkota. Jeśli jednak chcemy dokonać bardziej zaawansowanych zmian, musimy nabyć w PS Store wyceniony na 45 PLN zestaw trzech talonów, umożliwiających edycję postaci. Niestety, to już bezczelne wyciąganie pieniędzy od graczy.
Pojedziemy na łów!
Jak sam tytuł produkcji wskazuje, naszym głównym celem jest polowanie na potwory. Zdecydowanie jest to zajęcie, któremu podczas zabawy będziemy poświęcać najwięcej czasu. Szczęśliwie, to również najmocniejsza strona recenzowanego przeze mnie tytułu. Ilość i różnorodność bestii, które spotykamy na naszej drodze, jest naprawdę ogromna. Na samym początku eliminujemy mniejsze i słabsze stwory, aby wraz z rozwojem fabuły i ulepszeniem ekwipunku, móc zapolować na największe i najbardziej zabójcze istoty. Co więcej, przeciwnicy zostali zaprojektowani naprawdę pomysłowo, przez co każda potyczka jest inna i wymaga odrębnej strategii.
Każdy potwór charakteryzuje się własnym sposobem walki i próbuje inaczej wykorzystać swoje atuty, żeby nas dopaść. Jednakże wszystkie bestie mają również swoje słabe strony, a naszym zadaniem jest ich odkrycie. Twórcom udało się bardzo dobrze odwzorować system ran, które zadajemy podczas potyczki. Kiedy nasz przeciwnik zacznie krwawić, staje się bardziej podatny na obrażenia zadawane w miejsca, w których pojawiły się skaleczenia. Warto więc uważnie obserwować wrogów, z którymi walczymy, albowiem dzięki odpowiedniej taktyce i dobrze dobranemu uzbrojeniu, jesteśmy w stanie upolować nawet najmocniejsze bestie.
Walki z potworami zostały bardzo dobrze zaprojektowane i są naprawdę emocjonujące, ciekawe i różnorodne. Dzięki temu nie odczuwamy znużenia, a nawet z chęcią powtarzamy polowania na znane już besteie, w celu zdobycia cennych materiałów, dzięki którym możemy ulepszać broń i pancerze. Warto zaznaczyć, że Monster Hunter Wilds daje nam do dyspozycji naprawdę ogromny arsenał uzbrojenia, w którym znajdziemy zarówno miecze, łuki, halabardy, jak i ogromne działa. Każdą bronią walczy się zupełnie inaczej, dzięki czemu możemy stale eksperymentować z uzbrojeniem, co jeszcze bardziej urozmaica monumentalne batalie.
Samotność łowcy
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby polować na bestie tylko w towarzystwie swojego koleżkota, który kierowany jest przez sztuczną inteligencję. Kiedy jednak nie dajemy sobie samemu rady albo po prostu chcemy powalczyć w większym gronie, możemy w każdej chwili odpalić flarę, aby wezwać na pomoc sojuszników. Wtedy pozostali gracze, zalogowani na tym samym serwerze co my, mogą ruszyć nam z pomocą. Wojownicy dołączają wówczas do naszego polowania, aby pomóc nam ubić monstrum i zyskać cenne fanty. Walka w grupie jest zdecydowanie ciekawsza, szczególnie kiedy każdy z łowców dysponuje inną bronią, przez co członkowie drużyny mogą się uzupełniać.
Niestety muszę przyznać, że kiedy odpalałem flarę, bardzo rzadko ktoś z żywych graczy ruszał z odsieczą. Przeważnie brakowało chętnych. W takim przypadku gra wyznacza nam do pomocy NPC, sterowane przez sztuczną inteligencję. Niestety wówczas potyczki stają się naprawdę bardzo proste i często możemy po prostu stanąć z boku i przyglądać się jak komputerowi wojownicy załatwiają za nas robotę. Polowania w towarzystwie żywych graczy są zdecydowanie bardziej emocjonujące i dopiero wówczas możemy w pełni docenić świetny system walki, zaprojektowany przez twórców.
Prawda jest taka, że pomimo iż Monster Hunter Wilds nie jest typową grą multiplayer, to zdecydowanie lepiej będziecie bawić się, przechodząc ją ze znajomymi. Polowanie w samotności nie daje tyle frajdy, a korzystanie z pomocy obcych graczy nie zawsze jest sensowne. Po pierwsze rzadko przybywają oni na ratunek, a po drugie często są zwyczajnie niezainteresowani misją i bardziej przeszkadzają i irytują, aniżeli pomagają w wykonaniu zadania. Nic nie zastąpi też pogawędek z przyjaciółmi podczas łowów i tej nutki rywalizacji, kto szybciej dorobi się lepszego uzbrojenia i bardziej czaderskiej zbroi.
Potwory i graficzne potworki
Jeszcze przed premierą Monster Hunter Wilds, wiele mówiło się o fatalnym technicznym wykonaniu produkcji, które najmocniej dotknęło wersji na PC. Muszę jednak uspokoić wszystkich posiadaczy PlayStation 5, ponieważ grając w tytuł na konsoli Sony, nie doświadczyłem poważnych problemów technicznych. Gra działa naprawdę płynnie i nawet podczas potyczek z największymi przeciwnikami, nie doświadczyłem żadnych wyraźnych widocznych spadków FPS bądź chrupnięć, które miałyby wpływ na rozgrywkę. Nie napotkałem także żadnych błędów, które uniemożliwiałyby wykonanie jakiegoś zadania, albo zmuszały mnie do zresetowania produkcji.
Niestety nie da się ukryć faktu, że grafika jest najsłabszym punktem recenzowanego tytułu. Postacie i potwory na scenkach i animacjach wyglądają naprawdę dobrze i szczegółowo. Problemy jednak zaczynają się, kiedy wyruszymy w teren. Tytuł fatalnie radzi sobie bowiem z wyświetlaniem obiektów i istot, znajdujących się w dalszej odległości. Przemierzając świat gry, ma się wrażenie, jakby wszystko dookoła pokrywała mgła, mająca sprawić, aby konsola nie musiała generować zbyt wielu tekstur widocznych w oddali. Drzewa, kwiaty i potwory z bliska wyglądają bardzo dobrze, ale kiedy spojrzymy na nie z dystanu, czujemy się jakbyśmy grali na sprzęcie poprzednich generacji.
Wielka szkoda, że twórcy zaserwowali nam tak przeciętną oprawę graficzną, ponieważ sami storpedowali swoją pracę. Świat Monster Hunter Wilds jest naprawdę wielki, ciekawy i różnorodny, ale trudno czerpać przyjemność ze zwiedzania dalekich krain, kiedy nie możemy w pełni cieszyć się ich pięknem. Na szczęście dużo lepiej prezentuje się strona dźwiękowa. Płynąca z głośników muzyka jest bardzo dobra i znakomicie komponuje się z wydarzeniami obserwowanymi na ekranie. Podobnie zresztą jak głosy bohaterów, które zostały bardzo dobrze dobrane do występujących w historii postaci.
Nie samym polowaniem łowca żyje
Łowy nie miałyby sensu, gdyby nie wiązały się z jakąś konkretną nagrodą. Nie inaczej jest w tym przypadku. Zabicie danego potwora wiąże się z pozyskiwaniem zasobów koniecznych do przygotowania coraz lepszego ekwipunku. Oczywiście nie zawsze jesteśmy w stanie otrzymać ten składnik, którego aktualnie poszukujemy, dlatego gra często zmusza nas do przynajmniej kilkukrotnego powtarzania danego polowania. Satysfakcja z wytworzenia nowej zbroi lub broni jest jednak na tyle duża, że crafting staje się naprawdę skutecznym motywatorem do powtórnego ścigania pokonanych już wcześniej bestii. Tak jak i w poprzednich odsłonach, możemy również wytwarzać pułapki, dzięki którym łatwiej jest zaskoczyć napotkane potwory.
Dużym ułatwieniem jest wprowadzenie do serii Seikretów, czyli strusiopodobnych stworzeń, na których grzbiecie możemy szybciej podróżować. To bardzo dobry pomysł, ponieważ przemieszczanie się pomiędzy oddalonymi od siebie obszarami staje się dużo łatwiejsze, a w sytuacji zagrożenia możemy przyzwać naszego wierzchowca, aby szybko uciec z pola walki. Dzięki Seikretom możemy również znacznie szybciej zbierać rośliny i nasiona potrzebne do wytwarzania leczniczych eliksirów, bez których trudno o sukces. Szkoda jednak, że twórcy nie zdecydowali się na usprawnienie systemu ekwipunku, który w dalszym ciągu jest mocno archaiczny i nieintuicyjny. W bitewnym zamieszkaniu naprawdę trudno szybko odnaleźć potrzebny w danej chwili przedmiot.
Ciekawymi dodatkami są również opcjonalne aktywności, takie jak między innymi łowienie ryb oraz gotowanie na przenośnym grillu. Szczególnie użyteczna jest druga opcja, która pozwala nam upichcić potrawy, zwiększające nasze statystyki podczas najbliższej walki. Oczywiście ugotowanie lepszych potraw wymaga posiadania odpowiednich składników, które musimy wcześniej zdobyć. Spodobała mi się też opcja zakładania obozów w wyznaczonych miejscach. Dzięki temu możemy korzystać z opcji szybkiej podróży, od razu przenosząc się pomiędzy przyczółkami. Warto dodać, że mamy również możliwość dekorowania i edytowania wyglądu naszych obozowisk.
Monster Hunter Wilds to naprawdę bardzo dobra produkcja, która przypadnie do gustu zarówno weteranom serii, jak i zupełnie nowym graczom. Mnogość potworów, ciekawe walki, duży arsenał broni oraz świetnie zaprojektowany crafting sprawiają, że każde kolejne polowanie jest naprawdę ekscytujące. Nie można jednak zapominać o pewnych mankamentach, takich jak przestarzała oprawa graficzna, niepotrzebne mikropłatności oraz mało ekscytująca fabuła, która jeszcze bardziej potęguje fakt, że samodzielne przechodzenie gry daje zdecydowanie mniej frajdy nie zabawa w gronie znajomych. Mimo wszystko, jak najbardziej warto wybrać się na to polowanie!
Dziękujemy firmie Cenega za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie





To może niezbyt piękne, ale za to bardzo ekscytujące polowanie!
Komentarze
Kusi mnie ogranie tej serii od dawna, obawiam się jednak, że brak angażującej fabuły nie pozwoli mi wciągnąć się w rozgrywkę.
odpowiedzRozumiem. Warto w takim razie na początek sięgnąć po którąś z poprzednich części, które można często dostać w niskich cenach (na przykład Monster Hunter: World), żeby sprawdzić czy podejdzie Ci taki rodzaj rozgrywki.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: