Side-scrollowe platformówki 2D to jeden z najpopularniejszych gatunków gier retro. Chyba każdy, kto miał do czynienia z 8 i 16-bitowymi tytułami, przynajmniej raz miał okazję sprawdzenia swojej zręczności w tego typu produkcjach. Pomimo iż dzisiaj wielu graczom kojarzą się one głównie z frustracją i wielokrotnym powtarzaniem trudnych sekwencji, nadal cieszą się dużym gronem fanów. Jeśli należysz do tej społeczności, możesz śmiało zacierać ręce. Otrzymaliśmy bowiem kolejnego przedstawiciela podgatunku metroidvania.
Jeśli termin metroidvania jest dla Ciebie obcy, już śpieszę z wyjaśnieniami. W ten sposób zwykło określać się gry łączące w sobie cechy kultowych serii Metroid i Castelvania. W dużym skrócie to platformówki 2D, w których nie przechodzimy sekwencji zamkniętych lokacji. Zamiast tego przemierzamy otwarty świat, odblokowując przedmioty lub zdolności, które pozwalają nam otwierać nowe, zablokowane wcześniej ścieżki. Czy 9 Years of Shadow to interesujący reprezentant tego podgatunku? Zapraszam do recenzji.
Podróż ku światłu i kolorom
Główną bohaterką gry jest młoda wojowniczka o imieniu Europa. Dziewczyna żyje w świecie, dotkniętym przez straszliwą klątwę mroku. Demoniczne zaklęcie nie tylko pozbawiło krainę wszystkich barw, ale także spowodowało śmierć wielu ludzi, w tym rodziców bohaterki. Po dziewięciu latach smutku protagonistka postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć na samobójczą misję do mrocznej twierdzy Talos, aby zmierzyć się z mrocznymi siłami.
Po przybyciu na miejsce i krótkiej eksploracji zamku wojowniczka zostaje zaatakowana przez potężnego demona. Kiedy wydaje się, że dziewczyna dokona żywota w mrocznej twierdzy, z opresji ratuje ją słodki, ubrany w koszulę nocną lewitujący miś o imieniu Apino. Tajemnicza istota nie tylko sprawia, że świat zaczyna odzyskiwać kolory, ale także zostaje strażnikiem i przewodnikiem Europy po niebezpiecznej twierdzy. Właśnie wówczas zaczyna się prawdziwa przygoda.
Nasz towarzysz, miś
Cechą charakterystyczną 9 Years of Shadow jest oprawa graficzna w stylu pixel art, przywodząca na myśl gry z konsoli SNES. Oprawa retro sprawdza się w tej produkcji znakomicie i sprawia, że wygląda ona naprawdę ślicznie. Zarówno postacie, wrogowie oraz lokacje zostały wykonane w szczegółowy, jak i estetyczny sposób, który znakomicie pasuje do tego typu tytułów. Bardzo spodobał mi się pomysł producentów polegający na tym, że początkowo cała grafika jest czarno-biała, a po spotkaniu Apino, świat dookoła zaczyna zyskiwać piękne i żywe barwy.
Wspomniany misiek odgrywa kluczową rolę w misji Europy. Twórcy bardzo umiejętnie wkomponowali go w mechanikę gry. Nasz towarzyszysz, nie tylko ubarwia podróż, ale również posiada moc strzelenia wiązkami światła, które ranią przeciwników i rozbijają barykady. Jest jednak pewien szkopuł. Korzystanie z jego mocy kosztuję bohaterkę energię życiową, którą musimy umiejętnie zarządzać. Na szczęście możemy jednak ją odnawiać, poprzez pokonywanie przeciwników, lub przytulanie Apino.
Misiek czy halabarda?
Bohaterka jest uzdolnioną wojowniczką i nie musi zawsze polegać na mocach swojego uroczego towarzysza. Większość przeciwników możemy pokonać za pomocą halabardy, którą Europa zawsze nosi przy sobie. Broń ta, w przeciwieństwie do mocy Apino, nie zużywa sił protagonistki, jednakże wymaga bliższego kontaktu z wrogiem i narażenia się na jego ataki. Nierzadko gracz jest więc zmuszony do kalkulowania, który sposób walki będzie mniej kosztowny dla energii bohaterki. To bardzo interesujący element, który czyni rozgrywkę bardziej taktyczną.
Na swojej drodze spotkamy wielu przeciwników. Niestety pomimo różnic w wyglądzie wrogów, bardzo często sposób walki z nimi jest identyczny i powtarzalny. Zapewne nie będzie to przeszkadzało miłośnikom klasycznych platformówek. Jednakże wielu graczy może poczuć się znużonych zbyt podobnymi do siebie potyczkami. Tym bardziej że wszyscy przeciwnicy odradzają się po każdym powrocie do lokacji, w której wcześniej już ich wyeliminowaliśmy. Oznacza to konieczność kilkukrotnego powtarzania tych samych walk.
Zdecydowanie lepiej prezentują się potyczkami z bossami, które często są naprawdę trudne. Potężni przeciwnicy zostali zaprojektowani bardzo pomysłowo i pokonanie każdego wymaga użycia konkretnej taktyki, a także dokładnego poznania jego ruchów i sposobu działania. Walki z bossami wymagają więc nie tylko zręczności, ale również uważnej obserwacji i poznania słabych stron wroga. Niewątpliwie to bardzo duży plus produkcji. Szkoda tylko, że przeciwnicy postępują zawsze według pewnego schematu i kiedy przejrzymy ich taktykę, nie są w stanie jej zmienić.
Niech gra muzyka!
Ponieważ mamy do czynienia z metroidvanią, musimy być przygotowani na częste powroty do odwiedzanych już wcześniej lokacji. Na szczęście twórcy zadbali o to, żebyśmy nie czuli się nimi znużeni. Twierdza Talos jest nie tylko różnorodna, ale również bardzo starannie i estetycznie wykonana. Wspomniałem już o stylu graficznym, który doskonale pasuje do tej produkcji. Chciałbym jednak również zwrócić uwagę na ciekawe projekty przemierzanych lokacji, które wyraźnie różnią się od siebie wyglądem, a także świetnie wkomponowują się w klimat gry.
Żaden element 9 Years of Shadow nie podkreśla jednak nastroju tak bardzo, jak oprawa dźwiękowa. Muzyka to zdecydowanie najmocniejsza strona produkcji. Niejednokrotnie będziecie uruchamiać grę tylko po to, żeby posłuchać znakomitych utworów takich kompozytorów jak Michiru Yamane (Castelvania), Norihiko Hibino (Metal Gear Solid) czy Manami Matsuma (Mega Man), którzy uczestniczyli w przygotowaniu ścieżki dźwiękowej do tego tytułu.
Płynące z głośników utwory są pełne emocji i doskonale podkreślają klimat mrocznego i tajemniczego świat gry, w którym wciąż tkwi kruche piękno. Oczywiście naszym zadaniem jest ocalenie go i przegnanie mroku. To właśnie dzięki rewelacyjnej muzyce, umiejętnej zabawie kolorami i ciekawemu projektowi lokacji, twórcom udało się znakomicie przedstawić motyw poszukiwania piękna i światła w korytarzach demonicznej, opanowanej przez potwory twierdzy.
Opisane powyżej elementy sprawiają, że po kilku godzinach zabawy uświadamiamy sobie, że fabuła produkcji to w rzeczywistości metafora zranionej, samotnej jednostki, pogrążonej w żalu i rozpaczy. Jednostki, która podejmuje trudną walkę o przywrócenie swojemu światu barw, i dla której jedno przytulenie misia znaczy tak wiele. Bardzo spodobało mi się, że twórcy pod płaszczykiem z pozoru prostej historii, przemycili bardzo wiele ukrytych podtekstów i motywów, które sami musimy odkryć i rozszyfrować, aby w pełni zrozumieć fabułę.
Tam i z powrotem
Pomimo atrakcyjnej grafiki i ciekawie zaprojektowanych lokacji, wielu graczy może zacząć odczuwać pewną schematyczność i znużenie. Spowodowane ono będzie koniecznością częstego powrotu do tych samych miejsc i obowiązkiem ponownej walki z pokonanymi wcześniej przeciwnikami, a także wykonywania po raz kolejny identycznych zadań zręcznościowych. Nie poczytuję tego jednak za wadę, albowiem jest to urok klasycznych gier tego typu.
Niemniej jednak uważam, że produkcji przydałoby się wyraźniejsze urozmaicenie pod względem aktywności. W większości lokacji musimy bowiem wykonać te same czynności, czyli pokonać przeciwników oraz przeskoczyć nad przepaściami, unikając latających w powietrzu przeszkód. Zarówno walki, jak i sekwencje zręcznościowe są zbyt powtarzalne i często na tyle trudne oraz irytujące, że nie każdemu starczy cierpliwości na ukończenie całej przygody. To tytuł skierowany zdecydowanie do fanów gatunku.
Na szczęście w trakcie podróży, bohaterka odnajduje wiele ulepszeń pancerza oraz broni. Dzięki temu zyskuje nie tylko większą odporność i nowe ataki, ale również zdolności, które pozwalają otworzyć wcześniej zamknięte przejścia. To naprawdę ciekawie urozmaicenie. Zastąpienie kluczy i dźwigni modyfikacjami wyposażenia protagonistki, uważam za doskonały pomysł. Nie tylko motywuje nas to do eksploracji twierdzy, ale także urozmaica dość schematyczną i powtarzalną rozgrywkę.
Czy mamy na sali fanów metroidvanii?
Gra oferuje zabawę na około 8 godzin. Poziom trudności jest dość wysoki, dlatego mniej doświadczeni w tego typu produkcjach gracze, będą musieli poświęcić więcej czasu na jej ukończenie. Jeśli oczywiście starczy im cierpliwości i samozaparcia. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na dodanie kilku poziomów trudności. Dzięki temu tytuł ten stałby się przystępniejszy zarówno dla nowych adeptów gatunku, jak i weteranów szukających jeszcze mocniejszych wrażeń.
9 Years of Shadow to bardzo ciekawa produkcja, ze znakomitą, oldschoolową oprawą audiowizualną. Jest to jednak pozycja skierowana zdecydowanie do fanów metroidvanii, którzy powinni obowiązkowo zapoznać się z tym tytułem. Pozostali gracze mogą narzekać na wysoki poziom trudności, schematyczność i powtarzalność rozgrywki. Niemniej jednak twórcy przygotowali bardzo solidną technicznie i dopracowaną grę, która niewątpliwie jest warta uwagi. Zagrajcie choćby dla samego soundtracku, który jest naprawdę rewelacyjny.
Dziękujemy firmie Wired Productions za udostępnienie gry do recenzji.
Podsumowanie





9 Years of Shadow to świetna technicznie gra i obowiązkowa pozycja dla fanów metroidvanii. Pozostałych może odstraszyć wysoki poziom trudności i schematyczna rozgrywka.
Komentarze
Dodaj nowy komentarz: