O co w takim razie chodzi w Starhawk? Jest to shooter TPP, którego w skrócie można skwitować „kowboje w kosmosie”. Określenie to idealnie oddaje klimat całej gry. Główny bohater nosi imię Emmet. Nie można było chyba dać mu bardziej kowbojskiego imienia.
Emmet Graves jest najemnikiem, który został wynajęty by ochraniać małe miasteczko na obrzeżach kosmosu, gdzie wydobywa się Energię Szczelinową. Dla ludzi jest to „błękitne złoto”, którego wydobywanie przynosi ogromne zyski. Ta sama energia jednak stworzyła również psychopatycznych Wyrzutków. Są to ludzie, którzy zostali wystawieni na działanie energii szczelinowej i zmutowali, tworząc rasę dzikusów obłędnie szalejących na punkcie wspomnianej energii na zasadzie uzależnienia.
Emmet wraz z swoim bratem Loganem znaleźli ogromne złoża energii szczelionwej na jednej z planet zwanej Frontier i założyli tam punkt wydobycia. Po ataku wyrzutków obaj zostali wystawieni na jej działanie, co zmieniło całkiem Logana w wyrzutka, a samego Emmeta w połowie przemienionego, od śmierci uratował przyszły wspólnik, Sydney Cutter.
Niczym z rasowego westernu, po latach Emmet powraca do wspomnianego, jak się okazuje rodzinnego miasteczka, gdzie po raz kolejny spotka swojego brata, tym razem stojącego po drugiej stronie barykady i dowodzącego armią wyrzutków chcących wybić wszystkich szczeliniarzy.
Fabuła przedstawiona jest za pomocą komiksowych wstawek prowadzonych praktycznie tak samo jak to było w Infamous. Do tego warto dodać, że gra jest w pełni zlokalizowana na nasz język, co na pewno przyciągnie szersze grono chętnych do postrzelania sobie w kosmosie. Nawet polski dubbing wypada tu naprawdę nieźle, przy czym obsada prawdopodobnie została wzięta w pełni z wspomnianego już Infamousa, gdyż poznać można tam dużo znajomych głosów. Sony znowu się postarało i za to mają u mnie tutaj duży plus.
Starhawk, podobnie jak poprzednie tytuły z tej serii zachowuje klimat walk powietrzno-lądowych. Tym razem akcja dzieje się w kosmosie, ale dzięki dodaniu ekstra kowbojskiego posmaku strasznie przyjemnie się to wszystko ogląda. Do walk dodano tym razem element strategii czasu rzeczywistego. Poza strzelaniem do przeciwników musimy również dbać o rozbudowę naszej bazy. Jest to często bardzo ważny element, który decyduje o tym czy wygramy, czy przegramy.
Do naszej dyspozycji oddano całą gamę przeróżnych pojazdów i budynków, które możemy wybudować zużywając energię szczelinową nagromadzoną w trakcie walki. Jest to o tyle ważne, że np. tylko po wybudowaniu bunkra mamy dostęp do rakietnicy, a jedynie na wieżach strażniczych znajdziemy snajperkę. Dobre podejście strategiczne daje nam często przewagę nad przeciwnikiem i może nieraz zagwarantować zwycięstwo. Jednocześnie czuć, że wszystkie elementy są bardzo dobrze wyważone i po dłuższym czasie spędzonym z grą coraz lepiej odczuwa się pewne zależności. Obrywając po raz dziesiąty z działa czołgu będziecie już na zawsze pamiętać, że na motocyklu niewiele przeciwko niemu zdziałacie, ale z rakietnicą w ręku nawet na piechotę możecie stawiać dla niego zagrożenie.
Dzięki tak dobrze zbalansowanej rozgrywce nie istnieją prawie sytuacje, w których przeciwnik lata jedynie Hawkami i lądując w naszej bazie rozstrzeliwuje każdego kto się odrodzi. Oczywiście spędzicie część czasu w powietrzu latając wspomnianymi maszynami, ale często będzie to Wasz własny wybór niż przymus w stylu „bo nic innego nie ma sensu”. Czuć tutaj mocno, że każdy element ma swoje plusy i minusy i nie ma sytuacji, że coś nie jest w jakiś sposób potrzebne. Dość szybko również można wskoczyć do gry i zacząć się nieźle bawić bez obawy, że starsi stażem kowboje będą zabierać nam całą frajdę z grania. Nawet tak kiepskiemu sieciowemu graczowi jak ja szło całkiem dobrze i naprawdę nieźle się bawiłem. Jest to jak najbardziej na plus, choć osiągnięcie perfekcji wymaga sporo czasu i umiejętności.
Biegając żołnierzem po dość obszernych mapach naszym głównym celem jest oczywiście pokonanie przeciwnika. W czterech trybach rozgrywki sieciowej możemy walczyć w standardowym deathmatch i team deathmatch, capture the flag oraz trybie stref. Trzy pierwsze są standardowymi meczami, gdzie dwie drużyny (bądź pojedynczy gracze) muszą albo nabić po prostu więcej fragów, albo ukraść flagę przeciwnej drużynie i zanieść ją do swojej bazy. Mecze rozgrywają się w potyczkach maksymalnie 16 na 16 graczy, przez co nie da się momentami narzekać na nudę i zawsze coś się wokół nas dzieje.
W trybie rozgrywki Stref chodzi natomiast o przejęcie jak największej ilości terenów zanim upłynie wyznaczony czas. Im więcej baz drużyna posiada w danym momencie, tym szybciej naliczane są punkty. Jeśli nie macie ochoty na potyczki z innymi graczami, istnieje również Poszukiwacz. Jest to typowy tryb hordy, gdzie wraz z maksymalnie trzema innymi graczami trzeba odeprzeć sześć fal coraz mocniejszych przeciwników.
Starhawk był dla mnie ogromną niespodzianką. Próbowałem grać w Warhawka wcześniej, ale nie potrafiłem przekonać się do tych dziwnych i chaotycznych rozgrywek. Tutaj natomiast przechodząc fabułę dla pojedynczego gracza zostałem po kolei wprowadzony w wszelkie tajniki rozbudowywania bazy i walki przy pomocy każdego z dostępnych pojazdów. Jest to taki swoisty tutorial, którego ukończenie daje nam pewien poziom wiedzy i ogarnięcia wszystkiego zanim wskoczymy w tryb multiplayer. Pomimo, że tryb story jest trochę zmarginalizowany, to i tak bardzo przyjemnie się go przechodzi. Jednak jeśli planujecie zakup Starhawka jedynie dla trybu fabularnego, to możecie się mocno zawieść. Tytuł ten jest obecnie najlepszą grą nastawioną na rozgrywkę sieciową na PlayStation 3, który da Wam mnóstwo zabawy na wiele godzin. Warto o tym pamiętać gdy będziecie szukali czegoś naprawdę dobrego do multi.
Komentarze
No kroi się nieźle fajne patenty z tymi osłonami i budowaniem i zależnościami chwilę w to pograłem i jak byłem na nie to teraz jakoś mam na to chęć. Myślę że to niezła odskocznia od wtórnego cod mw.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: