Publicystyka

Zagrałem w betę Call of Duty: Black Ops 7. Bez rewelacji

Subiektywnie bawiłem się przednio. Obiektywnie w becie Call of Duty: Black Ops 7 wiało nudą.

Kiedy zaproponowano nam możliwość zagrania we wczesnym dostępie, miałem mieszane odczucia i to nawet jako wieloletni fan serii. Trailer, na którym pokazano najnowszego przedstawiciela Wezwania Powinności, pozostawił moje nadzieje w tym samym stanie, co twarz kanclerza Palpatine'a, po wizycie Jedi. Stwierdziłem jednak – dobra, spróbuję.

Dostałem więc klucz, pobrałem launcher Call of Duty i życząc osobistej wizyty Raula Menendeza osobie, która takie rozwiązanie zaimplementowała, odpaliłem BO7. Early Access pozwalał jedynie na dobicie do poziomu 20, przez co musiałem poczekać do startu otwartej bety 5 października, żeby poniekąd dozbierać pozostałe 10. No i jak się czuję po tych kilkunastu dobrych godzinach w grze?

Tryb wieloosobowy – odgrzewany kotlet nr… w sumie to już nie wiem

Progress jest łączny, więc można nabijać poziomy gracza zarówno w trybie Multiplayer, jak i Zombie, ale żeby nadać mojemu tekstowi odpowiednie brzmienie, muszę to rozbić na dwa osobne punkty. Zacznijmy więc od trybu multiplayer, w ramach którego przez całą betę otrzymałem dostęp do kilku różnych trybów gry i map. Każda z nich mogła pomieścić do 12 graczy, po 6 na drużynę, więc dość standardowo dla tej serii.

Zanim jednak zaczniemy zabawę, mamy możliwość przejścia swego rodzaju kursu, który zapozna nas z podstawami sterowania. Taka wariacja pierwszej misji w kampanii, choć całkowicie pomijalna – gracze nie są zmuszani do uczestnictwa w tej specyficznej zabawie. Nie odkrywamy tam w praktyce nic nowego, a i zabawnych tekstów usprawiedliwiających wzięcie w samouczku udziału nie ma, więc w zasadzie większość graczy mogłaby to pominąć.

Standardowo od 4 poziomu konta mamy możliwość stworzenia własnej klasy, a wbijanie kolejnych leveli odblokowuje coraz to nowszy ekwipunek, który możemy wybrać. Nie zabrakło również poziomu broni, które zwiększamy poprzez eliminację przeciwników z jej pomocą, co jest standardem dla tego gatunku gier. Mamy do wyboru dość zróżnicowany, choć niespecjalnie bogaty wachlarz narzędzi, którymi możemy odsyłać JSOC lub Gildię na tamten świat.

Karabiny szturmowe, wyborowe, snajperskie, wyrzutnie, pistolety maszynowe, pistolety i broń do walki wręcz. Każda opcja zawiera od 1 do 3 różnych pukawek, więc podejrzewam, że więcej pojawi się w ramach przepustek, co mnie osobiście niesamowicie irytuje. Na plus możliwości modyfikacji, bo tych jest całkiem sporo i faktycznie zmieniają wygląd broni, co dla mnie w tego typu produkcjach jest bardzo istotne, nawet jeśli z punktu widzenia mechaniki nie ma wpływu na grę.

Pod kątem rozgrywki nie ma rewolucji i zasadniczo można o niej napisać dokładnie to samo, co w przypadku każdego innego CoDa. Dynamiczne, szybkie mecze, na dość małych mapach, które pozwalają najlepszym graczom na absolutną dominację pola walki, za sprawą serii punktów. Tych w grze też jest sporo, a ich koszt rośnie wraz z morderczym potencjałem, czyli jak dotychczas.

Nie ma na szczęście pancerzy wspomaganych jak Black Ops II, Advanced Warfare czy Infinte Warfare, z możliwością boosta, ale jest opcja odbijania się od ścian. Daje to wciąż sporą przewagę osobom, które nauczą się z tego systemu poruszania korzystać, ale zaryzykuję stwierdzeniem, że nie sprawi, że gracze preferujący nieco bardziej tradycyjne podejście, wciąż mają szansę.

Wciąż gramy konkretnymi operatorami, ale bez przypisanych zdolności do danej postaci, jak to miało miejsce chociażby w Black Ops IIII. Tutaj wszyscy mogą wszystko i każdy agent ma równe szanse w kwestiach dotyczących wykorzystania ekwipunku i zdolności. Podejrzewam, że będą do nich również skórki, ale na całe szczęście ta obrzydliwa Fortnajtoza do bety nie dotarła.

Pewną nowością są jednak hybrydowe specjalności bojowe, które zostają automatycznie przydzielone, na podstawie wybranych przez nas atutów. Tak, system atutów powrócił i możliwości jakie otwiera przed graczami, są nieziemskie, szczególnie że jest ich naprawdę sporo. Wracając jednak do specjalności hybrydowych – te są 3 i każda z nich daje inny efekt, który może znacząco wspomóc wybrany przez nas styl rozgrywki.

Chociaż zawsze jest opcja wybrania kart atutowych w taki sposób, żeby hybrydowa klasa w ogóle nie została przydzielona. Ostatecznie nikt nas nie zmusi do korzystania z atutów. Niemniej, warto zwracać uwagę na ich dobór, żeby faktycznie ten dodatek nam się włączył.

Pisząc skrajnie wprost – po pierwszej godzinie w trybie multi miałem wrażenie, Call of Duty: Black Ops 7 pokazało mi już wszystko, a po drugiej utwierdziłem się w tym przekonaniu. To tytuł, który nie wnosi w zasadzie niczego nowego do formuły dynamicznych starć i fani tego trybu gry nie będą rozczarowani. Biorąc jednak poprawkę na konkurenta, w postaci nowego Battlefielda, obawiam się, że nowi raczej gracze nie spojrzą łaskawym okiem na propozycję od Treyarch.

Mózzzgiii…

Black Opsy mają swoją kartę atutową, której Battlefieldowi brakuje, a która ma swoje oddane grono fanów. Sam zresztą jestem jednym z nich, jako że w Black Ops IIII zagrałem może kilkadziesiąt minut w trybie multiplayer i poświęcając kilkaset godzin na walkę z Zombie. W ramach bety dostaliśmy dostęp do jednej mapy, jaką była Farma Vandorn i którą, jako weteran serii, od razu rozpoznałem, jako nieco przerobioną wersję mapy Farm z Black Ops II.

Pomimo grafiki zwiastującej tryb Zombie, nie było możliwości zagrania postaciami znanymi z pierwszego Black Ops, co mnie boli. Liczyłem na to, że poznam nowe teksty mojego ukochanego Richtofena i poirytuję się nieco na całkowitą nieśmieszność Dempseya. Zamiast tego w trybie Zombie również byli dostępni jedynie Operatorzy, tak jak to miało miejsce w Black Ops: Cold War i również jak tam, mamy możliwość wybrania dla nich startowego ekwipunku.

Tutaj jednak jako osoba, która najpewniej dorwie się do tej gry tylko przez wzgląd na tryb z umarlakami, mam jedno duże zastrzeżenie. Po zakończeniu fali (czytaj: odstrzeleniu ostatniego umarlaka), standardowo mieliśmy chwilę czasu, zanim nowe zaczną wpełzać na mapę. Tutaj tego nie ma, co mocno ogranicza nasze możliwości skorzystania ze skrzynki, maszyny z perkami, albo ulepszenia broni.

Co ciekawe, broń można ulepszyć zarówno Pack-a-Punchem (choć już bez ryzyka – animacji brak, od razu dostajemy wzmocnioną giwerę do łapy), jak i zwiększając jej rzadkość. W tym drugim przypadku nie korzystamy z punktów, a znalezionego złomu, który również możemy wykorzystać do zbudowania gadżetów – ponownie kłania się Cold War. Rzecz jasna jest także specjalny zombie, który pojawia się raz na jakiś czas na mapie lub przy próbie eksfiltracji (bo słowo ewakuacja jest passe).

Na Farmie przyjmuje on postać wielkiego miśka, którego należy odstrzelić w wyznaczonym czasie, bo inaczej nie uda nam się uciec. Jeśli jednak pojawi się podczas trwania standardowej rundy, to limitu czasowego nie ma i mamy mnóstwo czasu na uporanie się z nim. Powrócił również system gum do żucia, ale tutaj jest duża zmiana na plus, za którą mógłbym uściskać osobę, która na nią wpadła.

Nasza postać dysponuje trzema slotami na trzy różne gumy, które możemy aktywować w dowolnym momencie. Więc zamiast po wylosowaniu od razu wkładać ją do paszczy, Operator chowa gumę do kieszeni i używa w chwili, w której uznamy to za stosowne. Chociaż i tak najlepszym systemem była możliwość skorzystania z dowolnej gumy w dowolnym momencie, z ograniczeniem wyboru do czterech różnych efektów.

Czyli…

…bawiłem się przewspaniale, ale absolutnie nie czekam na więcej. To wciąż to samo Call of Duty, które dostajemy rok do roku, w bardziej niż mniej futurystycznym wydaniu, choć bez przeginania. Fani szybkich gier na ograniczonych przestrzeniach będą się dobrze bawić, ale to nie jest gra, której się oczekuje z wypiekami na twarzy. Beta Black Ops 7 pozostawia mnie z dość pustym wrażeniem.

Bo w zasadzie to jest znowu odgrzewany kotlet, ale tym razem zaczyna być dość mdły. Początkowo smakuje dobrze, ale im dłużej się go żuje, tym bardziej okazuje się, że ten smak to po prostu dobra przyprawa, która znika w miarę upływu czasu. Z sentymentu życzę grze sukcesu, ale jeżeli przyszłoroczny Call of Duty nie zaoferuje czegoś faktycznie nowego, to obawiam się, że dni tej serii mogą być policzone.

Za udostępnienie klucza dziękujemy firmie Cenega.

Platformy:
Czas czytania: 8 minut, 16 sekund
Komentarze
...
46.205.***.*** • #1
JanuszMilion
21 dni temu

Ale sztos.

odpowiedz
...
37.209.***.*** • #2
~ozempic69
20 dni temu

klepania tego samego rok w rok ciąg dalszy i potem, że ludzie się wypalają. Powinni dać tej serii odetchnąć.

Jeśli plotki się sprawdzą i EA pójdzie drogą Activision to zapowiadający się sukces BF6 niewiele pomoże samej serii bo i tak następne części będą lecieć na łeb jak CODy.

odpowiedz
...
185.157.***.*** • #3
TheOtherOne
19 dni temu

Jest taka opcja, ale z drugiej strony to jest wciąż w sferze przyszłościowej. Obecnie BF6 zapowiada się nieporównywalnie lepiej niż BO7 i duża w tym zasługa samych twórców. CoD coraz bardziej przypomina Fortnite i z względnie poważnej strzelanki stał się polem bitwy dla Nicki Minaj i Homelandera.

Jestem zdania, że powinni z tego zrezygnować i wyraźnie oddzielić Warzone od innych części gry. Przy okazji pozbywając się tego wspaniałego wynalazku, jakim jest launcher Call of Duty.

odpowiedz
...
37.209.***.*** • #4
~ozempic69
19 dni temu

Oczywiście, BF6 zapowiada się i jestem pewny, że będzie lepszym jakościowo produktem niż nowy COD bo właśnie mieli masę czasu i odpowiednich ludzi. Activision powinno wyluzować i dawać swoim zespołom więcej swobody i czas a tak muszą zasuwać w pośpiechu byle zdążyć do deadline bo przecież nie może być roku bez nowego CODa. Podczas gdy w przypadku BF'a wszystkie zespoły pracowały nad 1 grą (jak widać na okładce, twórcami BF6 nie jest już DICE a cała grupa studiów należących do EA - nazwana BF Studios), w przypadku CODa każdy z 3 głównych zespołów nie dość, że musi klepać swoją to jeszcze wysyłać ludzi do pomocy innym. Co do Warzone to również się zgadzam, że powinien to być zupełnie odrębny, niezależny produkt (coś jak COD Mobile) bo w obecnej formie tylko szkodzi pozostałym trybom.

odpowiedz
...
185.157.***.*** • #5
TheOtherOne
19 dni temu

Pełna zgoda - nowy CoD co dwa lata też by się przyjął. Sam nie mogę ścierpieć, że z rynku wyleciał Medal of Honor, bo z trzema gigantami strzelanek może by się przykładali bardziej. A tak, to mamy podział na fanów CoD i fanów BF. Jedni chcą szybkiej akcji, drudzy wielkich wojennych doświadczeń i mamy jasny podział, którego nawet takie wspaniałe produkcje jak Enlisted czy Hell Let Loose nie są w stanie zaburzyć.

odpowiedz
Dodaj nowy komentarz:
...
Twój nick:
Twój komentarz:
zaloguj się

Ta strona korzysta z reCAPTCHA od Google - Prywatność, Warunki.


Treści sponsorowane / popularne wpisy: