Wyznania gracza nałogowego cz1: "The BioWare Effect"
Na tegorocznym E3 Nintendo z dumą ogłosiło że Mass Effect 3 zasili szeregi tytułów startowych ich nowej konsoli - Wii U. Decyzja na wybranie najmłodszego dziecka włodarzy z Kanady zdaje się być strzałem w dziesiątkę. Nie ma chyba nikogo kto bardziej niż fani Nintendo znałby się na obiecujących początkach i rozczarowującym zakończeniu.
Według mnie, rpgi Bioware’u nie mają sobie równych na rynku. Przynajmniej jak lata temu, kiedy to zaczynałem swoją przygodę z elektroniczna rozrywką, nie miały. Wielu z was zapewne tak jak ja: ocierało łzy z policzków podczas odejścia Morrigan, cudem uniknęło zawału dowiadując się kim naprawdę był Darth Revan i pamiętało że „przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę”. Początkowo podchodziłem sceptycznie do Mass Effect’a. Jednak dobre dialogi, ciekawe postacie i solidny scenariusz podane z dość specyficzną gameplayową mieszanką akcji i rpg’a, potrafiły wciągnąć. A bestiariusz, historia i postacie w efekcie masy dorównywały tym w kultowej sadze Lucas’a. Warto też pamiętać o jednej z najlepszych, a na pewno najbardziej głośnych w mediach amerykańskich, scen seksu w historii gier wideo. Oczekiwaniu sequela towarzyszyły wielkie oczekiwania.
Mass Effect 2 różnił się bardzo od poprzedniczki - większy nacisk na akcję, ciut mroczniejsza fabuła no i oczywiście gameplay który bardziej przypominał ten z kolejnej części popularnej sagi Epic Games. Wielu z nas kręciło nosem. Jedni już wtedy przeklneli, do niedawna ukochanych twórców, którzy rzekomo „sprzedali się”. Jednak bardziej strzelankowy charakter dało się wybaczyć drugiej części kosmicznej trylogii za sprawą jeszcze bardziej zapadających w pamięć towarzyszów broni i ciekawej fabuły. Pojawiły się jednak obawy przed uproszeniami i ewidentnym celowaniem w większą publikę- panika na szczęście nie wybuchła „Dwójka” dolała jeszcze więcej oliwy do ognia. Zwieńczenie trylogii miało uwzględnić wszystkie większe decyzje podjęte w trakcie poprzednich odsłon i zaoferować nam epicki finał. Czy tak się właśnie stało?
Wydany w tym roku Mass Effect 3 został bardzo ciepło przyjęty przez krytyków zarówno jak i (nowo nabytych) fanów. Twórcy dostarczyli nam finał o epickiej skali której pozazdrościłaby wyżej wspomniana Gwiezdna saga. Jednak to już nie był ten sam Mass Effect którego pokochaliśmy. Grając w niego czułem się jakbym zaliczał kolejnego efekciarskiego klona Gears of War. Nawet skakanie przez przysłowiowe „murki” i atak z bliskiego dystansu do złudzenia przypominają te z sztandarowego średniawego tps’a. Drużyna za którą tak uwielbiałem gry BioWare nie byłą już taka przekonywująca i barwna co zmusiło nas to trzymania się z weteranami serii, którzy jak ciekawi by nie byli, za trzecim razem zaczynali już zwyczajnie nudzić . I mimo że dostalismy ogromną dawkę fanservice’u a prawie wszystkie wątki poboczne znajdują jakieś rozwiązanie- liniowość i nadmiar akcji zabijały frajdę. A to był dopiero początek zawodu jaki sprawił ME3.
BioWare czyniąc ME bardziej casualowe zrobiło serii i fanom wielka krzywdę. Jednak zakończenie, będące chyba najmocniejszą cechą tej pozycji, w zupełności wynagradza prostotę i nadmiar strzelania. Kiedy nabierzemy dystansu do tej pozycji zauważamy jak wybitnie jest ono poprowadzone. Twórcy nie chcieli serwować nam przewidywalnego happy endu z nadmiarem patosu niczym z CallOfDuty. Zakończenie przygód Sheparda pozostawia wiele do namysłu. Sam do dziś zastanawiam się czy końcowa scena wydarzyła się naprawdę, czy może była to wewnętrzna dyskusja bohatera z samym sobą. Fora aż kipią od teorii drugiego dna i spekulacji co naprawdę się wydarzyło. Zakończenie też uświadamiało że wyzwanie z którym się mierzyliśmy ma o wiele większy zasięg- w grę wchodzą siły wyższe(?) i przeszkody których nawet sobie nie wyobrażaliśmy. Nie czuć efektów naszych starań i przygotowań? Tak, bo wróg jest na tyle potężny że nasze wyczyny i przygotowanie prawie całej galaktyki do walki są ledwie trywialne w obliczu nadchodzącej zagłady. Jedna scena zmienia kontekst i postrzeganie wszystkich dotychczasowych decyzji gracza. Bardzo mało gier pozwala sobie na coś takiego w ostatnim czasie. W tym aspekcie ME3 jest jak obraz Picassa czy inne dzieło sztuki które podlega subiektywnej interpretacji- każdy zobaczy tam co innego, to co chce, bądź nie chce, zobaczyć. W odbiorze zakończenia czynnikiem decydującym jest nasz umysł i nasza wyobraźnia. Gra wysyła tylko impuls, pomysł- a my sami przez pryzmat wyobraźni tworzymy własny obraz sytuacji- tak jak swego czasu działały „tekstówki”. Niestety, tylko nieliczni dostrzegli kunszt i przemyślenie jakie zostały włożone w stworzenie takiego finału, a samo BioWare padło ofiarą obusiecznego miecza.
Pozwolę sobie nazwać to „Efektem BioWare”. Kiedy twórca chce uszczęśliwić jak największą część odbiorców przez co zmienia swoją pierwotną wizje próbując się dostosować „pod publikę”. O ile poszerzanie grona odbiorców jest w dzisiejszych czasach zrozumiałe, to niektóre decyzje twórców zdają się być absurdalne. Ojcowie i matki ME3 zdecydowali się na bardziej ambitne i wyrafinowane zakończenie, kiedy to właśnie starali się o mainstream’owego odbiorcę, który NA PEWNO takiego zakończenia nie doceniłby i nie zrozumiał. I tylko takie absurdalne podejście było w stanie zrodzić chorą sytuację kiedy to widz wymusza na artyście zmianę dzieła- zanegowanie swojej artystycznej wizji . Miałem ogromną nadzieję że petycja okaże się fiaskiem- tak się niestety nie stało. „Nowe” zakończenie, czy jak marketing każe nam wierzyć – rozszerzone, powinno nosić dopisek:” dodatkowe 5 minut cutscenki dla ludzi chętnych oczywistości, kiczu i przesadnego patosu”. Nie wnikam już w to czy jest ono lepsze/gorsze od oryginalnego- to jest sprawa dyskusyjna. Może też być to efekt działań wydawcy który już raz zmusił do czegoś Kanadyjczyków, kiedy to wydali przedwcześnie kontynuacje Dragon Age. Cała sytuacja jest o tyle groźna iż pokazuje że twórca gry nie jest artystą, a tylko i wyłącznie twórcą produktu podlegającego konsumpcji. Czy fakt że zapłaciliśmy za bilet do kina daje nam prawo wymuszenia na reżyserze usunięcie sceny która nam się nie podoba?
Jestem przekonany że wiele osób się ze mną nie zgodzi. Wierzę jednak że gry mogą być czymś więcej niż efekciarskimi zlepkami QTE czy „zabijaniem wszystkiego co się rusza”, jak to mawia moja babcia. Zwieńczenie trylogii "Efektu Masy" budzi mieszane uczucia. Z jednej strony mamy grę uproszczoną, z wyborem poziomu trudności zależnego od elementu rozrywki na którym chcemy się skupić (co moim zdaniem jest kpiną). Efekt robi swoje. Z drugiej zaś widzimy grę poruszającą, godnie realizującą obietnice jaką składała część pierwsza Mimo że uważam pod wieloma względami ME2 za lepsze, to i tak długo nie zapomnę ucieczki z Ziemi, obrony Palavenu, zakończenia czy wielu innych scen. Trudno jednak nie zauważyć spadku formy twórców. Boje się jak bardzo zawiodę się przez Dragon Age III.
Komentarze
Używanie znaków przestankowych i spacji w odpowiednich miejscach nie boli, naprawdę.
odpowiedzPost naprawdę napisany przez godnego fana Mass Effekt. Świadczy o tym jego ton do samego końca ale jak napisałeś jestem jednym z tych którzy nie zgadzają się z tobą odnośnie tej sagi.
Byłem zresztą też fanem gier "BW" do czasu Dragon Age 2 i Mass Effect 3
Chce poniżej uzasadnić moją tezę odnośnie sagi ME.
Zgadzam się co do początku, to fakt Mass Effect w pierwszej odsłonie był w pewnym sensie czymś nowym. Elementy RPG powiązane z elementami "Space opery" tworzyło ciekawa kombinację.
Późniejsze odsłony niestety kierowały go w kierunku kiczu. To własnie wpływ nowego właściciela "EA" zaczęła spychać go w kierunku kiczowatej strzelanki z których EA słynie.
Ciekawa fabuła jedynie zrobiła z niej "głęboką" strzelankę mającą mało wspólnego z RPG. Ja od Mass Effect oczekiwałem że pujdzie w kierunku RPG z elementami sensacji.
Trzecia odsłona wzbudziła we mnie dziką złość własnie przez usunięcie prawie całkowicie elementów RPG i zrobienie z niej liniową strzelankę, Zakończenie dopełniło moją złość własnie przez kiczowatość zakończenia, a przede wszystkim za to że "EA/BW" potraktowało odbiorców jak idiotów.
Zakończenie nie ważny czy pierwotne czy rozszerzone niczego nie zmienia. To że powstało rozszerzone jedynie świadczy o tym że twórcy byli świadomi że nie zrobili tego jak powinni, a żeby zachować twarz dokonali zmian pozostawiając wcześniejszy wydźwięk. Jest to odmiana patosu z przegięciem w drugą stronę. Mesjańska śmierć w celu ocalenia Galaktyki a może i Wszechświata.
Takie zakończenie nie ma nic wspólnego ze sztuka zrównaną do dzieł Picassa. Oddziaływanie wewnętrzne porównane do zakończenia Mass Effect jest jak zapach Channel 5 to zapachu śmietnika. Raczej jest brakiem pomysłu na kontynuację co postaram się wyjaśnić niżej.
Co do wersji zakończenia.
Takie poprowadzenie opowiadania doprowadziło do zakończenia ME3 z czterema zupełnie różnymi alternatywami stanu rzeczy w galaktyce. Nie mam tu na myśli formy w jakiej te zakończenia były przedstawione ale następstwa które one przyniosły. Opowiadania są tworzone przez ludzi i dla ludzi, a tłumaczenie w ten sposób że to logika jakieś SI która nie mieści się w logice istot organicznych potwierdza tylko fakt że chodziło tu o ostateczne zamknięcie tematu Mass Effect.
Wyobraź sobie czterech graczy którzy wybrali jedno z czterech zakończeń innych dla każdego z graczy i zatrzymali zapisy gry. Jak po tym stworzyć grę która uwzględniłaby te wybory? Jeżeli następne opowiadanie będzie niezależne od naszych wyborów czyli nasze wybory stworzyły tylko tło na które my nie mamy wpływu ani ono nie miesza się do tego opowiadania ( mam na myśli ogólny sens opowiadania ) to zakończenie ME3 nie ma sensu. Ponieważ bez względu jakiego dokonaliśmy wyboru będziemy grali dokładnie to samo w "ME4". A jeżeli EA/BW ogłosi że możemy grać w "ME4" tylko jeżeli zakończymy ME3 w jeden możliwy sposób ( co jest już lekko sugerowane ) to tym bardziej cztery alternatywy zakończenia nie miały sensu. Dlatego takie zakończenie ME3 zamyka drogę do sensownego kontynuowania opowiadania w uniwersum Mass Effect po wydarzeniach w ME3 i dlatego uważam że Mass Effect 4 nie powstanie. A jeżeli powstanie będzie gwoździem do trumny sagi.
Brak pomysłu co do Mass Effect jest konsekwencją działania "EA".
Drew Karpyshyn aytor pomysłu i scenariusza Mass Effect który niedawno wyjawił jakie miało być pierwotne zakończenie został odsunięty od pracy nad Mass Effect już w trakcie realizacji ME2. ME3 było już realizowane bez jego udziału. Na początku tego roku odszedł z EA/BW własnie z powodów dzałań jego pracodawcy. Nawiasem mówiąc jest on również autorem takich pozycji BW jak Dragon Age i KATOR, dlatego nie widzę aby te tytuły poszły w dobrym kierunku.
Chciałbym podsumować To co opisałeś nie jest "BioWare Effect" ane "EA Effect. Spłycanie dobrych gier i zamianę na "strzelanki", "siekanki" i "wyścigówki" w czym "EA" jest niezrównane.
odpowiedz@j.polski: owszem, boli. Za, każdy, przecinek ,naczelni, wbijają, mi, igły, pod paznokcie :).
@staclos: Mój drogi. Po pierwsze, dziękuję za tak ciekawy komentarz.
Co do porównywania do Picassa i interpretacji miałem na myśli możliwość innego odbierania niektórych scen i końcówki w cytadeli. Cała "teoria indoktrynacji" i założenie że tak naprawdę rozmowa Andersona i Iluzji to starcie ludzkiej strony komandora i tej kontrolowanej przez Żniwiarzy jest fascynująca. Tak samo zaintrygowały mnie pomysły co do prawdziwego znaczenia snów z popiołem i dzieckiem.
Brakiem pomysłu na kontynuację? jak stworzyć taka grę? Nie da się. I jestem święcie przekonany że nie jest to intencją tego złowrogiego duetu. Już kiedy zapowiadano pierwsze ME na E3 twórcy wychodzili z założenia że będzie to historia zamknięta w trylogii. ME4 mogłoby co najmniej być prequelem albo dziać się tysiąclecia po historii Sheparda. Kotor2 jakoś potrafił uśmiercić jedi i odciąć się w większym stopniu od poprzedniczki (będąc tym samym w mojej opinii lepszą grą). A poza tym, czy naprawdę potrzebujemy kontynuacji tego właśnie wątku? ME4 jak najbardziej, alb jak np. nadchodzące GearsOfWar:Judgement- historia mająca miejsce przed główna trylogią, poszerzającą kanon i dopowiadająca historię innych postaci (Asari przykładowo żyją bardzo długo i nie było by problemu dla ciągłości i logiki gdybyśmy np, poznali odmłodzoną wersję jednej ze znajomych komandorki/komandora jako postaci wiodącej i zawalczyli np, w czasie wojny z Kroganami)
Mesjańska śmierć jest kiczowata? A nie wydaje Ci się że jest to logiczne biorąc pod uwagę że od początku była to "misja samobójcza" i CAŁA galaktyka miała zdrowo przerąbane?
Strata dobrych scenarzystów odpowiedzialnych za nasz zachwyt i emocjonowanie się podczas obcowania z tytułem zawsze boli. Ale z drugiej strony, sprzedają się gry w które ludzie chcą grać. Powiększanie widowni zawsze daje większy zysk- a tym samym fundusz na dalszy rozwój marki. Może tak w ramach buntu przed infantylizacją i uproszczaniem przestańmy kupować takie gry? Mały off-top: jakoś za pomocą kickstartera potrafimy wesprzeć to czego tak naprawdę oczekujemy i dostać to właśnie. Czy bojkot gigantów jak Ea czy Activision jest w stanie coś zmienić?
Owszem, tak jak zauważyłeś- jestem fanem serii ME. I przykro mi przyznać że jest to relacja o tyle toksyczna, iż mimo zdegustowania jakie wywołało ME3, nie mogłem się od tej pozycji oderwać i potrafiłem na 3 dni zniknąć kompletnie z uczelni.
odpowiedzNie mam zamiaru przekonywać cie abyś zmienił zadanie. Chce tylko przedstawić mój punkt widzenia. To że nie zgadzam się s tobą nie oznacza że oczekiwałem od tej gry infantylnego zakończenia.
Nie jest prawdą również że pierwotnie gra miała być trylogią. Tak samo jak nie liczono że będzie kontynuowana. Było to raczej "badanie terenu". Pierwotne założenie wątku głównego było zupełnie inne (zresztą bardziej sensowne) niż zostało wyjaśnione w ostatniej scenie.
Jeżeli gra ma fabułę to właśnie wątek główny tej fabuły świadczy o tym czy gra jest kiczem czy nie.
To co pisze poniżej jest dla kogoś kto może czytać ten post i tego nie wie. Nie sadze że tego nie znasz.
Otóż głównym elementem pierwotnego zakończenia Mass Effect 3 wg. Drew Karpyshyna była Ciemna Energia a w zasadzie wpływ tej energii na los galaktyki. Ciemna Energia była wspomniana w poprzednich dwóch częściach gry, między innymi na Haelstromie podczas misji rekrutacyjnej Tali. Misja Tali dotyczyła badania słońca tego układu które to bez wytłumaczenia naukowego dziwnie szybko się starzało. Podejrzeniem tego było działanie właśnie Ciemniej Energii. Ciemna Energia miała być siłą która konsumuje wszystko czyli to z czego składa się materia galaktyki.
Według Karpyshyna "Żniwiarze jako całość były 'gatunkiem' który łączy się w najbardziej przerażającej z możliwych sposobów z gatunkami organicznymi, aby pomóc znaleźć sposób powstrzymania rozprzestrzeniania się ciemnej energii". Prawdziwy powód dla powstania "ludzkiego żniwiarza" była wyjątkowość genetyczna ludzi i brak czasu na powstrzymanie unicestwienia wszechświata. Chodziło o różnorodność genetyczną niespotykaną u innych gatunków w galaktyce (również wspomniane w Mass Effect) i dzięki temu miało to największe szanse na syntezę która mogłaby pomóc w znalezieniu rozwiązania na zatrzymanie rozprzestrzeniania się Ciemnej Energii.
Pierwotny pomysłem zakończenia trylogii Mass Effect było zniszczenie Żniwiarzy i znalezienie innego sposobu powstrzymania Ciemnej Energii w czasie który pozostał do całkowitego unicestwienia galaktyki, lub poświęcenie ludzkości i pozwolenie na ich przetworzenie w nadziei powstrzymania zagłady w myśl że "cel uświęca środki". Nie było tu mowy o żadnej indoktrynacji. Indoktrynacja służyła jedynie opanowaniu znaczących jednostek w osiągnięciu określonego celu żniwiarzy, nie o opanowywaniu w ten sposób całych cywilizacji.
Przy takiej właśnie fabule mesjańska śmierć Sheparda miała by sens.
Przy obecnej fabule gdzie wyjaśnieniem że zabijanie życia organicznego w galaktyce przez maszyny w celu powstrzymana unicestwienia życia organicznego które mogłoby być zniszczone przez maszyny jest totalnym idiotyzmem. i tak jak pisałem wcześniej że jest to logika SI która nie mieści się w logice istot organicznych potwierdza ten idiotyzm.
Jeżeli zrezygnowano z fabuły Karpyshyna to bardziej sensownym i pasującym do reszty wątków byłoby gdyby motywem niszczenia rozwiniętego życia organicznego była obawa żniwiarzy o to że to oni mogą być pokonani przez życie organiczne. Przecież przez swoje cyklicznie działanie utrzymywali właściwy dla siebie status quo. Wszędzie gdzie istnieje "życie" rozumne istnieje problem walki o władzę oraz problem utrzymania władzy a nie konflikt maszyny – życie organiczne jako taki.
Tutaj też mesjańska śmierć Sheparda miała by sens.
Zgodzę się z tobą że jest wiele bardzo ciekawych elementów i scen jak właśnie ta która opisałeś, ale to nie zmienia obrazu całości. To co jest ładne, kolorowe i efekciarskie, nie znaczy że jest dobre. A argumenty o rachunku ekonomicznym do mnie nie przemawiają. Nie mam zamiaru lubić czegoś dlatego że przynosi dobre zyski. Są inne gry robione z pasją przez dużo mniejsze studia, i przynoszące spektakularne korzyści.
Co do wcześniejszych wydarzeń to pierwsze "przygody" z przedstawicielami galaktyki ziemianie mieli zaledwie 30 lat przed wydarzeniami z trylogii, w "Wojnie pierwszego kontaktu". Wojny kroganskie były kiedy na ziemi było jeszcze przekonanie o tym że ziemia jest płaska. Nie mówiąc o wojnie Rakni. większym sensem byłoby zrobienie wydarzeń z okresu odkrycia ruin na marsie, przekaźnika masy i wojny pierwszego kontaktu.
odpowiedzDodaj nowy komentarz: