Dochodzimy do ostatniego (tak się wydaje) bossa. Gracz już nastawił się na koniec fenomenalnej przygody (jak dla mnie, Symfonia Nocy, to jedna z najcudowniejszych gier jakie powstały), a tu okazuje się .... że to nawet nie połowa przygody (!!!!). Dostajemy do dyspozycji tz "odwrócony" zamek. Nowi przeciwnicy, zupełnie nowi bossowie. I tak przez kolejne kilka(naście) godzin kontynuujesz wspaniałą przygodę. Coś niebywałego.
Tylko to ma jeden feler. Jak nie wiesz co założyć do ostatniej (niby) potyczki, to jeśli zabije się fizycznie ostatniego rzekomo bossa, następuje koniec gry. Ilu ludzi, którzy przeszło grę o tym nie wiedziało .... cóż , wielka ich strata.
Później otrzymujemy Richtera i Marię do dyspozycji, którymi gra się zupełnie inaczej.
Czego można spodziewać się po LoS. Raczej tego właśnie co po LoI, czy AoS (lub wspominanej SotN), czyli nowej postaci, którą będzie się grało zupełnie inaczej. I dobrze. Ten, kto pamięta Joachima, wie jaką wspaniałą zabawą jest sterowanie bonusowym zawodnikiem.