Ja miałem w tym roku najchujowszego Sylwka ever. Szczegółów nie będę opisywał, bo historia jest smutna. Wystarczy napisać, że równo o 12 w nocy stałem sam autem na poboczu i obserwowałem z daleka na wzniesieniu jak wybuchają fajerwerki nad miastem, w którym mieszkam. Rok zaczął się wyjątkowo beznadziejnie. Ale ch** tam, nie zamierzam się poddawać, bo jakoś sobie trzeba radzić.