Różne rzeczy robi człowiek, gdy jest w tak wielkim stresie.
Jeżeli utrzymać jej wersję, że jest to nieszczęśliwy wypadek (najpierw było, że dziecko się wyślizgnęło z jej rąk w łazience i uderzyło o podłogę, potem, że niosła dziecko w kocyku, potknęła się o prób i dziecko wypadło z zawiniątka, tak samo uderzając o podłoże), to powodowana niesamowicie silnym stresem uznała, że "może nikt się nie dowie" i dowód "zmiotła pod dywan", czytaj: ukryła zwłoki.
Kiedy zrobiło się larum i do tego włączył się upadły gwiazdor z wyrokiem, skryty show-man Rutkowski, matka po prostu pękła, co nastąpiło by wcześniej, czy później, dzięki działaniom policji i już bez tak wielkiego rozgłosu.
Potwierdza się, tak jak dziecinne zachowanie przy jakimkolwiek przewinieniu, zasada, którą tłukli rodzice: lepiej się przyznać od razu. Gdyby to zrobiła, to poza wyrokiem (być może łagodnym - śmierć dziecka z własnej winy jest wystarczającą karą) za nieumyślne spowodowanie śmierci i koniecznością wyprowadzenia się z miasta/kraju mogłaby próbować ułożyć sobie życie od nowa, lub dojść do jakiegoś ładu. W jej oczach wyglądało to na lepsze rozwiązanie i być może by jej się upiekło, gdyby ułożyła konkretny plan zeznań i trzymała się go, posiłkując się silną psychiką. Powodowana niewyobrażalnymi emocjami zdecydowała się jednak na drastyczne kroki, zrobił się kwas skali krajowej i matka ma teraz mocno przejebane.
Oczywiście wszystko przy założeniu, że to był nieszczęśliwy wypadek i matka nie zabiła z premedytacją.