Nie pamiętam już dokładnie, ale gra w swoim czasie bardzo dobra, angażująca, wręcz filmowa historia w mocnym klimacie - zima, osnuty chłodem bar, nuta Badalamentiego w tle, na tamten okres ciekawe rozwiązania w gameplay'u (przykładowo nagły podział akcji na dwa okna, gdzie z lewej widzimy czynnik stresogenny, a my w drugim musimy znaleźć rozwiązanie pod presją czasu), choć gameplay skupiony na lekkim samograju jak to u QD, świetny ost, sugestywna atmosfera, możliwości wyboru. Niestety to "druga połowa do dupy" nie jest tak naprawdę połową, a ostatnią godziną, która stanowi strzał w pysku po budowaniu otoczki przez większość gry, niestety to w moim przekonaniu fuck-up, fabularnie, w gameplay'u i logice kolejnych wydarzeń. Wybory, o których napisał Arkan niewiele dają, bo fragment który wkurwił mnie najbardziej występuje chyba w każdym zakończeniu. Takie jawne obrażanie gracza wynikłe zapewne z pośpiechu. Wyobraź sobie Deus Exa HR, którego 3/4 stanowi gra właściwa, a ostatnia 1/4 sklecona na szybko na styl kontrastujących z nią walk z bossami i do tego z poleceniem, że ma być szybko, bo brakło piniendzy.
Ogólnie uważam warto zagrać, bo ma potencjał i swoje bardzo jasne punkty, ale należy brać pod uwagę, że z obecnej perspektywy to bardziej trzon i przymiarka pod kolejne produkcje QD, w której nie wszystko zagrało.