Piękne jest to, że spotykasz nieznajomą osobę, z którą się komunikujesz tylko i wyłącznie wciskając kółko (krótkie sygnały, długie, on klika, ty odpowiadasz tym samym itp.), ewentualnie manewrujesz ciałem. To rozpoznawanie siebie, ta tajemniczość. Czy będzie chciał iść ze mną do końca, czy woli iść sam, czy czeka, czy prze byle do przodu itd. Skończy się jednemu szarfa do skoku, podchodzi do drugiego i się automatycznie odnawia. Również etap śnieżny, jak się prze przez zamieć ciało w ciało, by tylko odnawiać szarfę i stać razem za grobami, które chronią przed zamiecią. Chodzi o czekanie za towarzyszem, który np, próbuje wskoczyć na platformę, na której ty już jesteś. Wczoraj też pokazywałem swojemu kompanowi gdzie są poukrywane artefakty i też mi dziękował, jak chciał już skończyć lvl, a ja stałem piętro niżej i go wołałem, bo nie miał znajdźki. Potem podziękowanie z jego strony i aż się lepiej czujesz.
Tak samo pod koniec jak w śnieżycy atakują latające stworzenia. Kompan oberwał dwa razy i zniknął w zamieci. I stajesz przed wyborem - iść bez niego czy czekać? Poczekałem dłuższą chwilę osłabiony zamiecią, wołałem. Moment, w którym zobaczyłem go jak wychodzi zza wzniesienia i idzie przez zamieć w moją stronę również wołając - no kur** piękne i bezcenne. I zakończenie, jak w nirvanie razem szczęśliwie latamy, by na koniec dotrzeć do celu podróży, idąc powoli obok siebie jeszcze rozmawiając. A wszystko to w akompaniamencie wspaniałej, artystycznej grafiki i muzyki.
Wczoraj spotkałem tylko i wyłącznie tego jednego gracza.