Szybko się uczysz Wojciechu. Biorąc pod uwagę w ilu tematach (jednocześnie!) jestem obrażany, już mnie tu powinno nie być. A jestem, po raz wtóry.
Nie przesadzaj, nie raz strzelałeś focha.
Nie mam sobie jak podnosić samooceny, bo nie mam fotoszopa.
Pisałeś też o "ogłupieniu" jako o pochodnej od szerszej dystrybucji. Naprawdę myślisz, że wypływanie na szerokie wody równa się obniżeniu jakości? Przecież można stworzyć coś mocnego, a przy tym skierowanego do mas. Dzisiaj prawie wszystko skierowane jest dla mas!
Wierzysz w to co piszesz? Przecież to udaje się z jednym filmem na tysiąc. Ilu filmom w ostatnich 10 latach udało się powiedzieć coś istotnego, a jednocześnie trafić do mas. Jak jesteś w stanie wymienić więcej niż 10 to albo jesteś bardzo wyrozumiały, albo wystarczy Ci publicystyka na poziomie 7latka (tu choćby usrany do granic przyzwoitości eko-manifest Camerona w Avatarze). Powstaje masa dobrych filmów, które mają jakąś treść (nawet oskar tegoroczny trzyma się kupy), a i tak ogromne różnice w nośności i przekazie widać między nominacjami za "film obcojęzyczny" (utrzymam tę oskarową konwencję), a całą resztą. Gdzie w ogóle problematyka takiego Biutiful, a gdzie King's Speech. No litości. Tu działają chyba najbardziej oczywiste zasady rynku. Jeśli grupa docelowa ma być duża, produkt musi trafiać do każdego. Do 60letniej dewoty i inteligenta nie trafiają zazwyczaj te same rzeczy. Sęk w tym by dostosować się do każdego, niezależnie od poziomu intelektualnego i preferencji. A zrobić to, nie tracąc przy tym na przekazie, jest tak trudno, że dla większości scenarzystów ociera się to o czarną magię.
Co do pierwszej sprawy, oczywiście że tak się robi. Są specjalnie zamawiane seanse filmów, które są dużo bardziej leciwe niż tutaj omawiany. Przynajmniej w każdym większym mieście są takie seanse. Nie są reklamowane z pompą tylko dlatego, że sytuacja analogiczna do tej o której piszemy nie zdarza się specjalnie często. Zresztą (wiadomo, inny kaliber) remasterowane Star Warsy leciały w kinach, a ludzie lgnęli. Dało się? Dało, tylko trzeba było chcieć i wyłożyć trochę kapusty.
Nie chcę tu wyjść na gościa, który pozuje na konsera, a i gust ma wysublimowany jak goście co piją te okropne 100-letnie wytrawne lury, ale trzeba trochę krytycznie podejść do zjawiska.