Co jak co, ale najbardziej mnie śmieszą ateiści. Ciężko mi zrozumieć, jak można być tak ograniczonym myślowo. Jak można twierdzić, że jest się bezrozumnym zlepkiem atomów, nie ma się świadomości, uczuć, tylko jest się chemiczno-biologiczną maszyną zdeterminowaną przez otoczenie.
Oczywiście taki pogląd jest najbardziej wygodny, najłatwiejszy - taki dla leniwych ludzi co nie chcą się pchać w tematy bardziej skomplikowane od codziennych spraw. Ich motto to "niewiedza jest błogosławieństwem".
No i jeszcze korzyści z bycia ateistą. Czyste sumienie. Jesteśmy tylko pyłem gwiezdnym, więc nie ma czegoś takiego jak grzech albo etyka. Można kłamać, zdradzać, kraść, spiskować. Przecież nawet etyka i "dobre postępowanie" to tylko wymysł ludzki, a nie prawo fizyki, a poza tym jak i tak nikt nie ma uczyć, nikt nie jest bytem sam w sobie, nikt na prawde nie ma osobowości, nie ma człowieczeństwa, są tylko atomy, więc nie można nikogo skrzywdzić. Carpe die i egoizm pełną parą - a z resztą i po co nawet to? Po przecież nie ma czegoś takiego jak szczęście, dobre samopoczucie, przyjemność. To są tylko jakieś marne bodźce jakie maszyna ludzka odbiera i generuje.
Teraz test dla prawdziwych ateistów. Znajdźcie drugiego ateiste i zgadajcie się by jeden z was zabił drugiego. Nie ma przecież czegoś takiego jak życie, więc nie powinno wam na tym zależeć. Następnie ta osoba co przeżyła niech popełni samobójstwo. Wtedy udowodnicie sobie i otoczeniu, że na prawdę nie wierzycie w jakikolwiek element poza atomami i relacjami między nimi zachodzącymi.