naje**ni ludzie w autobusach, ale nie wszyscy...
Wczoraj jade sobie busem, koło 18. było i wsiada 5 najebanych gości z kebabami i wódką. Rozsiedli się łącznie na 4 siedzeniach, jeden usiadł przede mną obok jakiegoś chłopaka. Zaczepił go, żeby mu pomógł bo nie wie gdzie jest i gdzie ma wysiąść. Chłopak też nie wiedział więc spytał się mnie i poprosił, żebym mu powiedział gdy dojedziemy na dany przystanek. OK. Później okazało się, że jednemu z nich urodził się wczoraj syn i poczęstował chłopaka wódką i chwile z nim gadał. Dojeżdżamy do odpowiedniego przystanku, więc klepie tego chłopaka przede mną i mówie, że to tu. Ten naje**ny obok się oburzył i z tekstami w stylu "Ktoś się Ciebie pytał o zdanie?" odpowiedziałem, że nie do niego mówie, tylko do gościa obok, bo on się pytał. Po drugiej stronie siedział jego kumpel i z ryjem "ZAMKNIJ kur** MORDE BO CI ZAJEBIE!" , potem jeszcze przez pół autobusu "Jeszcze jedno słowo, a Cię znajde". Ludzie oczywiście nic nie widzą, nic nie słyszą. Postanowiłem to zignorować, bo jednak było ich pięciu, ale gdyby podszedł to bym go cyba zajebał. Potem jeszcze jeden z nich, siedzący z tyłu, rzucił kebaba przez pół autobusu, jednak w nikogo nie trafił na szczęście. Wtedy nowo upieczony ojciec się troche uspokoił i kazał reszcie się wyluzować bo przesadzają.
Z kolei wracając już do domu, już nocnym (jechałem przez większa droge sam, taka trasa, w strone Warszawy), weszło 2 kolesi (również wstawionych, koło 40.) z małym psem. Usiedli obok, normalnie się przywitali, "przedstawili" mi psa

i troche pogadaliśmy o życiu, jak to zawsze po pijaku ze starszymi.
Alem się rozpisał
