Wyszedłem wieczorkiem pobiegać. Rozciągam się przy trzepaku, jak zawsze. Na sobie mam gustowny, szary dresik - spodnie Reeboka, sześcioletnia bluza "Sport" z białostockiego bazaru (100% bawełna), buty Ecco - za pół ceny, dzięki znajomemu w outlecie. Elegancko i schludnie - grzeczny chłopak. Podbiega mały, zapuszczony, tłusty kundel i zaczyna ujadać - wygląda jak własna kupa, ale kły ma długie i szaleństwo w oczach. Krzyczę: "Poszedł!". Nic - on ciągle ujada i się zbliża z kłami. Po chwili staruszek przy śmietniku: "Chodź, idziemy. No chodź." Pies nic - paszczą dalej kłapie. Pytam: "To pana pies?" - z całą należytą kurtuazją i taktem wymaganym przez sytuację. On olewka. "Proszę pana, przecież trzeba smycz, kaganiec..." W odpowiedzi: "Kaganiec - to tobie, skurwysynu!"
No kur**... ;0
*[Frustracja seksualna - no bo jaki inny powód? O_o]