Ja napiszę tak: od małego przez 12 lat w ogóle nie jeździłem w kasku, później kumpel pokazał mi swój, jak miał kilkanaście mm wgłębienia od krawędzi narty. Pomyślałem, że warto zadbać, aby przy okazji nieszczęśliwego zderzenia taka szrama nie pojawiła się na głowie. Poza tym zagranicą używanie kasku jest obligatoryjne, do tego lubię zapierdalać, a niestety kask daje małe, dodatkowe i złudne poczucie bezpieczeństwa. I tak największe zdziwienie mnie ogarnia, jak widzę malutkie dzieciaki na stoku. Tak niewiele trzeba, żeby ktoś nierozważny się w nie wpakował. To trochę, jak posadzić malucha za kółkiem na dwupasmowej drodze i asekurować go jadąc z tyłu kolejnym samochodem.