Madafakakasziet. MADAFAKASZIET.
Nie będę się silił na jakieś recenzje, tylko napiszę co mi przyniesie myśl bez większego ładu i składu. I tak pewnie o połowie rzeczy zapomnę, co chciałem napisać, hehe. Grę skończyłem na Hard. Multi nie ruszałem.
Przede wszystkim historia, która została opowiedziana przepięknie i w niezwykle naturalny sposób. Voice acting to najwyższa półka, a North i Baker znów pokazali klasę. Wszelakie dialogi w grze czy te w przerywnikach, czy te podczas biegania z kompanem to po prostu szczena opada. NATURALNOŚĆ na każdym je***ym korku. Naturalne, odruchy, mimika, docinki (genialny ze strony
do Nathana ze słowem gibbet
) Bardzo podobał mi się Chapter
4, pokazujący normalne życie (i taką też zresztą miał nazwę)
. Znane postacie, aż bije od nich unikalny charakter, zachowania, no po prostu jak żywi ludzie. Świetne wprowadzenie w całą historię i stopniowe rozkręcanie akcji. Nawet nie nudziły momenty
z młodym Drake'iem, które często w innych grach przybierają typową zapchajdziurę, gdy gramy młodym bohaterem.
Jestem pod wrażeniem grafiki, to oczywiste. Co rusz łapałem się na tym, że sam do siebie mówiłem "o kur**..." i stawałem w miejscu rozglądając się dookoła. Ogólnie grałem powoli, delektując się klimatem oraz przegenialnymi miejscówkami. Zamiast biegać chodziłem i podziwiałem tereny, widoki oraz mistrzowsko zaprojektowane wnętrza. Jest tam tyle szczegółów, ogrom rzeczy, które leżą niby przypadkiem, a są wykonane z najwyższą starannością. Roślinność daje potężnego strzała w ryj wynosząc ten element na nieosiągalny dla innych poziom. Rozmiar miejscówek jest idealnie oddany. I nie chodzi mi o wiele większą swobodę eksploracji, ale o skalę miejscówek, budynków itp. Naprawdę czujesz, że są naturalnych rozmiarów, a nie jak w niektórych grach, niby wejdziesz do budynku, ale wydaje się, jakbyś był w domku dla lalek.
Animacje bohatera i smaczki, to kolejna rzecz, przy której robiłem WOW. Przechodzenie przy wspinaczce po plecach kompana, wyciąganie rąk i nóg na kolejne stopnie na klifie, jak bierzemy wyciągarkę z jeepa i skaczemy na kolejną platformę, to Drake w powietrzu przekłada za plecami hak z ręki do ręki, animacje „nicnierobienia” zależne od obecnej miejscówki, pot spływający po ciele. Nie wiem – jedziemy jeepem i Sam rozpoczyna gadkę, nagle wychodzę z samochodu, Sam delikatnie przerywa, bo Drake wychodzi, ale jak wraca do jeepa to od razu pyta – oczy mówiłeś Sam? I ten w naturalny sposób wraca do tematu… Jestem zniszczony. Takich rzeczy jest mnóstwo. Takich smaczków, które budują wspomnianą przeze mnie NATURALNOŚĆ.
Fajnie, że jest więcej możliwości dostania się w jeden punk. Są to oczywiście minimalne rozwidlenia na zasadzie leweo-prawo, góra-dół, ale są. Walka smakuje świetnie, a radocha z kolejnych headshotów jest olbrzymia. Nurkowanie i świat pod wodą to jest kur** rozjebunda. Jak włosy Dreke’a falują, przebicia światła pod taflą wody. kur** SZOK.
W tej części Uncharted mocno idzie wyczuć The Last of Us i moim zdaniem bardzo dobrze. Aż się boję, co w kolejnej części TLoU zrobi ND. Z taką grafiką, to będzie nie do pomyślenia. No i jest też smaczek z TLoU -
w epilogu można zobaczyć w pokoju Cassie na ścianie art z TLoU: American Daughters oraz logo Dark Horse. Zapowiada się zatem komiks, który mam nadzieję, będzie wstępem do zapowiedzi oraz historii z The Last of Us 2
Ciekawe bonusy, filtry po przejściu (cel shading, mirror world) wniosą trochę innego spojrzenia na grę i będą motywacją do katowania i maksowania kolejnych chapterów.
Jak grałem to mówiłem sobie – „O, o tym muszę napisać, i o tym”, ale pewnie większości zapomniałem. W trakcie będę sobie przypominał/grał znów to będę pisał. Na razie jestem pod olbrzymim wrażeniem i dawno żadna gra nie sprzedała mi takiego kopa. Cieszę się, uhonorowałem ją edycją Libertalia i parząc na figurkę Drake’a będę widział te wspaniałe momenty z gry.