Śmiać mi się chce.
Nie to, że mam coś do siódemki (jej pierwszej, drugiej i trzeciej części też ), ale pomijając już kwestię świetnych ocen, zobaczmy w jakim marazmie jest obecna branża gier. Wychodzą albo remastery albo rimejki albo gry legendy rozbite na 3 części, aby wydoić z ludzi ile się da. Nie ma krzty kreatywności w twórcach aaa, a wszystko skrupulatnie jest pilnowane i przeliczane przez księgowych, aby nie popełnić błędu, nie pomylić się, czasem nie zaryzykować i wypuścić czegoś nowatorskiego, czegoś, o ironio, jak choćby FF7 te blisko już 30 lat temu.
Jak to ma tak dalej wyglądać, że Sony wypuszcza w cyklach 3 letnich remastery swoich gier, Nintendo w 5 letnich, a pozostali 10 letnich, to czas zacząć myśleć o nowym hobby.
Myślę, że to jest bardzo szeroki i złożony temat i nie można wszystkiego zrzucić od tak na zachłanne korporacje. Nie uważam też, że branża jest w marazmie, raczej w punkcie, który wymaga wprowadzenie zmian.
Produkcja gier jest potwornie droga, budżety bardzo się rozrosły bo i jakość gier bardzo wzrosła. Produkcja stała się bardzo skomplikowana, a przy tym naturalnie studia przestały być małymi przedsięwzięciami. Teraz to są wielkie firmy zatrudniające setki ludzi, w tym dużo takich, co mają ogarniać produkcję. Procesy decyzyjne bardzo się skomplikowały, bo jest cała drabinka. Do tego gry rosły pod względem contentu i czasu gry, bo gracze zaczęli mieć problem z tym, że płacą tyle samo za gry na 10h i te na 100h. Wszyscy dokładaliśmy do pieca w różnym stopniu.
W kwestii gier i ryzyka - trzeba pamiętać, że studia nie mogą stać i czekać. Tworzy się grę za grą, bo trzeba utrzymać zespół ludzi. Dlatego wybiera się rzeczy bezpieczne, które są obciążone mniejszym ryzykiem. Czasem będzie to sequel, czasem remake, bo te pokazały, że mogą cieszyć się dużą popularnością, a ich produkcja jest trochę łatwiejsza (zależy oczywiści od poziomu zmian).
Gry stały się wielkim przemysłem, a więc i wielkim biznesem, który odziera je (choć nie zawsze) z romantyzmu, jaki znaliśmy w lata 90-2000. Dużo jest tu kalkulacji, bo i odpowiedzialność jest ogromna, za ludzi, za akcjonariuszy (co jest innym problemem, ale dotyczy to naszej cywilizacji). Tu nie ma łatwych odpowiedzi. Łatwiej jest być innowacyjnym w przypadku małych projektów, dlatego jeśli komuś na tym zależy, to musi patrzeć w stronę indyków. Nawet tutaj jednak robi się trudno, bo i budżety tych gier rosną.
Niemniej wciąż mamy gry dobre i wyjątkowe, nawet jeśli stanowią mały procent. Tym lepiej, bo łatwiej jest je docenić. Z drugiej strony mamy niezłe zróżnicowanie, jeśli popatrzeć na rynek jako całość. Być może kwestie kolosalnych budżetów spowodują powrót do gier mniejszych/krótszych, będzie więcej produkcji AA od dużych studiów, a AAA to będą te największe marki, które wychodzą rzadko i kosztują więcej ($100 i więcej za podstawkę). Nawet wtedy to będzie rozwiązanie tylko na pewien czas, bo tu trzeba zmienić system, w którym wszyscy funkcjonujemy.
Ja nie mam problemu z remake'ami, dopóki stanowią jakąś część gier, które wychodzą w ogóle. Czasem jest to dobry sposób na zachowanie danego tytułu, bo oryginał się zestarzał, nie zawsze można w niego zagrać w łatwy sposób. Są też nowe pokolenia graczy, które nie darzą sentymentem tych starych gier, bo ich nie znają. Żyją w innym świecie niż my i dla nich remake jest sposobem na poznanie starszego tytułu, ale w akceptowalnej jakości.
Osobiście najbardziej lubię remake'i takie jak Resident Evil 2 i właśnie Final Fantasy VII, bo to są w zasadzie nowe gry. Wszystko jest w nich zmienione i choć są w pewnych kwestiach podobne (w końcu to remake) to jednak czuć w nich dużo świeżości. Poza tym, oryginały mają już po dwadzieścia kilka lat. Dużo się w tym czasie zmieniło. Co innego robić remake takiego The Last of Us, czy nawet Resident Evil 4 (choć ten tytuł jest świetny i chyba każdy dobrze się przy nim bawił), gdzie oryginały dalej dobrze się trzymają, a nowsze wersje nie wnoszą wiele. Na szczęście wymienione wyżej gry są czymś więcej i tego typu remake'ów chciałbym więcej. Przy tym dobrze jest, gdy oryginał jest wciąż dostępny do ogrania (FFVII to wyszło chyba na wszystko), więc zawsze można sobie wrócić do tego, co zachwyciło nas lata temu.
A co do kwestii rozbicia Siódemki na trzy części i że to aby wydoić jak najwięcej od graczy - a czy widząc te gry wyobrażasz sobie to jako jeden tytuł? Przecież już teraz dwie części i DLC to ok dziesięć lat produkcji. Pewnie wszystkie trzy zamknął się na czternastu/piętnastu latach (budżet łączny to pewnie będzie ok $500-600 mln, i wyjdzie tego z 5-6 płyt - swoją drogą może będzie jakieś fajne wydanie zbiorcze
), a to i tak przy cięciach i zmianach w materiale źródłowym. Jedna gra nie może tak powstawać. FFVII było grą bardo dużą (i swego czasu bardzo drogą) i w tej jakości, jaką mamy teraz, tego nie da się łatwo i "tanio" przenieść. Trzeba by zrobić remake czysto wizualny, zostawiając rozgrywkę po staremu, może nawet dialogi dalej bez voice actingu. Nawet przy takich założeniach to jest wyzwanie, w zależności od jakości grafiki i stylu oprawy. Gry kiedyś były mniej skomplikowane i dzięki temu łatwiejsze w produkcji (co oczywiście na tamte czasy nie było mimo wszystko proste).
Pewnie tak, ponieważ mają wiele rzeczy gotowych.
Jednak na UE5 nie byłoby raczej problemu z teksturami i oświetleniam.
Byłoby lepiej, ale ja mam jeszcze jedną teorię. UE4 ma swoje mankamenty, można sobie z nimi radzić na różne sposoby, choć przy skali takiego FFVII jest to trudniejsze. Uważam jednak, że jednym z problemów są sami Japończycy. Oni funkcjonują inaczej, a przy przejściu z SD do HD bardzo się pogubili. Dopiero w zeszłej generacji zaczęli się ogarniać i jest lepiej, ale wciąż mają różnego rodzaju naleciałości. Takie podejście. Bo nawet jeśli mieli problem ze streamowaniem tekstur, to pewne rzeczy mogli ręcznie podciągnąć. Mam tu na myśli np. słynne drzwi. Przecież to widać, jest w cut-scenie, rzuca się w oczy. W zachodniej firmie ktoś by na to zwrócił uwagę. Według mnie tutaj to olali, bo nie uznali tego za problem. Ostatecznie to głównie ludzi na forach zwracają na to dużo uwagi
.