Nie znalazłem odpowiedniego wątku (najlepszy byłby "dyskusje ogólne o konsolach" - ale takiego nie znalazłem) więc uderzam tutaj. Zakładanie nowego tematu dla tej kwestii uznałem za przesadę. Powiedzmy, że jest to temat Konsole VS PC
Przechodząc do rzeczy...
Dla tych co im się nie będzie chciało czytać ściany tekstu - streszczenie:Poruszam kwestie konsol i ich negatywny wpływ na społeczności, które się tworzą wokół gier. Tekst zawiera argumenty dlaczego tak uważam i jednocześnie proszę o Wasze opinie/zdania w tej kwestii.
Tak się ostatnio zastanawiałem nad akcją protestu przeciwko wydaniu kolejnej odsłony L4D po zaledwie pół roku (chyba?) od debiutu pierwszej części. Z początku uznałem to za dziwne zachowanie, z lekką tendencją w stronę głupoty, potem jednak coś mnie olśniło i zmieniłem opinie na temat tej akcji.
Mam wrażenie, że konsole z całym mnóstwem dobrego, którego nam przyniosły w tej generacji, to po części dzięki MS, to po części dzięki Sony i Nintendo, to przyniosły ze sobą również jeden bardziej "niefajny" w moim odczuciu trend. Nazwałem go "sequelowaniem", czyli wypuszczania w bardzo krótkim odstępie czasu kolejnych części gry danej serii/marki. Gdzie w przypadku gier, które kładą duży nacisk na SP, lub są skierowane stricte na SP jest to świetne rozwiązanie, gdyż daje nam więcej świetnych przygód naszej ulubionej gry, to w przypadku gier, których istotna siła leży w rozgywce multiplayer, uważam ten trend za szkodliwy i demotywujący.
Piszę to wszystko z punktu osoby, która ceni sobie gry MP, za to że łączy ludzi, budują społeczności, tworzą swojego rodzaju subkultury rządzące się swoimi prawami. Światy te powstają latami, różne ich elementy ulegają ewolucji i doskonaleniu, czyniąc je w efekcie tym czym są - wspaniałą społecznością.
Wypuszczanie nowej odsłony gry, która wokół siebie buduje taką społeczność, rok lub dwa, nawet 3 po wydaniu pierwszej części psuje ten cały proces. Counter Strike, Starcraft, Warcraft, Diablo, UT i różne gry MMO nie byłby dziś tym, czym są, gdyby nie ten długi okres czasu w którym ta społeczność mogła powstać i dojrzeć.
Odechciewa się człowiekowi prowadzić klan, budować spójną dobrze funkcjonującą grupę ludzi, angażować się w uniwersum danej gry i różne kwestie poboczne z tym związane, jeżeli ledwie po roku czasu już słychać ogłoszenia dotyczące kolejnej odsłony. Cała ta praca, którą się włożyło w ustalanie strategii, zbudowanie wizerunku itd. zwyczajnie szlag trafia. A migracja wcale nie jest taka prosta i łatwa. Nowa gra oznacza nowe zasady, nowe prawa i wiele nowych elementów, do których trzeba się przystosować. Nie ma na to czasu. I nie zawsze są chęci.
Przykłady gier, które to powodują: CoDy, Gearsy, Resistance, Killzone (pewnie już niedługo ogłoszą 3 odsłonę). Niedawno dołączył do nich Battlefield, i kto wie co jeszcze dołączy.
Na PC tego zjawiska nie zauważyłem, dlaczego na konsoli stało się ono takie powszechne? Czyżby społeczność konsolowa to banda indywidualistów, dla których liczy się przede wszystkim osobiste doświadczenie z grą i stąd kolejne odsłony ich ulubionych gier online to dla nich gratka i powód do wydania pieniędzy? Jeżeli tak, dlaczego? Skoro już mamy online na konsolach, dlaczego nie ma on mieć charakteru podobnego do tego z PC? Z jednej strony wielki nacisk gigantów na budowanie społeczności, a z drugiej strony zalewnie przez developerów kolejnych odsłon gier, które psują powstające społeczności.
Co myślicie o tym?
(Jeżeli któryś z adminów uzna, że jest to kwestia na osobny wątek, to go założę)